Ivan Colovic

Bałkany-terror kultury


Скачать книгу

i historycznej? Czy przyczyną tego, co nas spotyka, jest fakt, że nie osądziliśmy i nie ukaraliśmy złoczyńców za ich zbrodnie? Czy wiemy, że nasze monastery to kamienie graniczne naszej przestrzeni duchowej, serbskie świętości i stacje modlitewne, ośrodki kultury i miejsca zgromadzeń narodowych?”13.

      Podobnie pisze o monasterze Hilandar i swoim pielgrzymowaniu do niego człowiek świecki, profesor uniwersytetu. Dla niego Hilandar także nie jest spotkaniem z przeszłością, tylko z wiecznością. „To wcale nie jest grobowiec – powiada – to czas, który trwa, i czy tego chcemy, czy nie, musimy w nim odnaleźć także siebie”. Dla niego ramy tego imperatywnego odnajdowania również nie pokrywają się z Cerkwią i wiarą, lecz obejmują świadomość narodową, szerszą jego zdaniem i ważniejszą od religii. „W ciszy monasteru każdy pielgrzym słyszy wieki i wszystkie wydarzenia, jakie towarzyszyły formowaniu się świadomości narodowej […]. Nie są to jedynie płytkie uczucia religijne, ale głęboka świadomość i duchowość, o wiele szersza, bo obejmuje dusze wszystkich tych, którzy żyją i którzy przyjdą po nas […]. Hilandar jest wieczny, nieśmiertelny, Hilandar to etyka i myśl o naszym istnieniu narodowym i jednostkowym” (P. Volk, „Politika”, 23.05.1988).

      To samo można powiedzieć o Kosowie, nazywanym serbską świętością narodową, najczęściej serbską Jerozolimą. Tu także ma się na myśli swego rodzaju transcendentalną wartość symboliczną, którą Kosowo ma dla narodu serbskiego jako jego „kolebka”, jego „korzenie” i która nie ogranicza się do sakralności w wąskim znaczeniu religijnym. Tamtejsze serbskie monastery są równie święte dla narodu, jak unarodowiony korpus poezji ludowej o bitwie na Kosowym Polu, o kosowskich bohaterach i jak narodowy mit pomszczenia Kosowa czy kult dnia świętego Wita14.

      To, co odnosi się do świętej dla narodu tajemnicy języka, dotyczy też serbskich monasterów, postaci i relikwii świętych oraz Kosowa, a mianowicie: ich głęboki sens jest niedostępny, i to z dwóch powodów. Dlatego że świętości, a więc również rozumiane sakralnie święte sprawy narodu, są czymś niepojętym dla człowieka, ale także dlatego że dostęp do nich jest zakazany, a co najmniej surowo kontrolowany.

      Polityczna moc oparta na monopolu władzy nad świętościami narodowymi, których na jej użytek strzegą i które utrzymują w stanie gotowości bojowej nasi narodowi mandaryni, narodowi duchowni, jest – tak jak i moc religijna – rządzeniem w imię świętości i w imię owych uświęconych spraw narodu. Podstawą polityki jest tutaj utrzymanie systemu nakazów i zakazów, konsekracji i ekskomunik, walka z heretykami oraz innowiercami w kraju i za granicą. Ta polityka nie zna tolerancji – dla tolerancji jako zasady demokratycznego modelu polityki opartej na dyskusji i kompromisie nie ma miejsca w narodzie-świętości. Narodowi mandaryni, strażnicy pieczęci świętego narodu, mogliby o tolerancji powiedzieć to, co powiedział o niej Paul Claudel: La tolérance, il y a des maisons pour cela, czyli: „Tolerancja – jej miejsce jest w domach publicznych”.

1998

      CUD NA FRANCUSKIEJ 7

      Niektórzy serbscy poeci myślą, że tylko cud może ich zbawić. Jeden z nich, Matija Bećković, zwrócił się o pomoc do Serbskiej Cerkwi Prawosławnej, instytucji kompetentnej w sprawach cudownych zbawień. Cerkiew spełniła prośbę i zadecydowała, że tego, który się do niej zwrócił, ale też wszystkich innych serbskich poetów odda w opiekę hilandarskiej ikonie Matki Bożej, znanej pod imieniem Trójrękiej, której przypisuje się wielką cudotwórczą moc. Jak poinformowała „Politika”, Trójręka została wybrana na „obrończynię i patronkę serbskich poetów” na podstawie opinii Bećkovicia, że jej trzecia ręka to w istocie „ręka serbskich poetów, którą napisana została cała serbska poezja”. Oprócz poetów, cudowna ikona miała chronić również pozostałych pisarzy, ponieważ uznaje się, że wszyscy oni biorą początek z poetów.

      Obrzędu zainstalowania cudownej ikony dokonano w siedzibie Stowarzyszenia Pisarzy Serbskich na Francuskiej 7, która na tę okazję w artykułach prasowych otrzymała nazwę „dom serbskich pisarzy”. Najpierw jego „komnaty” zostały przepisowo okadzone i poświęcone, rozkrojono też świąteczny kołacz, a na ścianie jednej z sal zawieszono opiekuńczą ikonę. Przy okazji tej zbiorowej pieczy nad poetami wszystkim im zalecono, żeby także pojedynczo oddali się w opiekę cudownej ikony. Całego Stowarzyszenia strzeże wielka ścienna ikona, a jego członków pilnują małe ikony stołowe. „Politika” przekazała również zalecenie, jakiego kolegom poetom udzielił w tej sprawie Bećković, ten, który uzgodnił rzecz z osobami odpowiedzialnymi w Cerkwi: „Każdy serbski poeta – przekonany jest Matija Bećković – będzie trzymał ikonę Cudotwórczyni z Hilandaru na swoim biurku” (24.06.1991). Czegoż to boją się serbscy poeci z Francuskiej 7? Z czyjej strony grozi im niebezpieczeństwo? Jakaż to groźba zawisła nad głowami naszych poetów i innych zrzeszonych w Stowarzyszeniu artystów słowa, że Cerkiew musiała przyjść im z pomocą i przedsięwziąć, rzec można, radykalne środki, aby strzec ich i chronić, a Bećković nazwał ową akcję „wielką datą naszej Cerkwi, kultury i poezji”?

      Niełatwo jest odpowiedzieć na te pytania. To, co wiemy o sytuacji poetów i pisarzy w dzisiejszej Serbii, zwłaszcza tych skupionych wokół Bećkovicia i Rakiticia, niegdysiejszego i obecnego przewodniczącego Stowarzyszenia, nie pomaga nam odkryć, co mogło ich skłonić do poproszenia Cerkwi o tak spektakularną formę ochrony. Przeciwnie, wszystko wskazuje na to, że przez ostatnich kilkanaście lat poeci i inni pisarze w Serbii byli nie tylko bezpieczni i otoczeni opieką, ale też wyjątkowo cenieni i poszukiwani. Tak bardzo, że trudno by dziś było znaleźć kraj, w którym mają równie dobrą pozycję jak tutaj. Stoją na czele niektórych ważnych instytucji narodowych, trzymają w ręku niektóre ważne filary władzy, kierują niektórymi z najbardziej się liczących partii politycznych. Wiersze Bećkovicia tak samo chwalą i szefowie Socjalistycznej Partii Serbii, i władycy Serbskiej Cerkwi Prawosławnej, śpiewa się je przy gęślach na imprezach folklorystycznych i recytuje na akademiach wojskowych. Kierowane przez niego i przez Slobodana Rakiticia Stowarzyszenie Pisarzy kilka tygodni przed Trójręką otrzymało od władz dowód wielkiego uznania: Milošević udekorował je orderem Vuka Karadžicia za bohaterską postawę w epizodzie wojennym. A temu odznaczeniu także nie można odmówić opiekuńczej mocy.

      Nie ma wątpliwości, że pisarzom z Francuskiej 7 poczucie pewności i bezpieczeństwa zapewnia uwaga, z jaką „Politika” przekazuje wszystko, co są w stanie wymyślić i przeprowadzić. Dobrym tego przykładem jest sprawa z Trójręką. Nigdzie tak dokładnie i szczegółowo jak w tym dzienniku, nieformalnym organie Socjalistycznej Partii Serbii i Jugosłowiańskiej Zjednoczonej Lewicy, nie pisano o oddaniu serbskich pisarzy pod opiekę „Cudotwórczyni z Hilandaru”. Kiedy się to wszystko wie, nie dziwi, że dzisiaj w Serbii także ambitni i żądni prestiżu ludzie różnych zawodów (duchowni, oficerowie, biznesmeni, politycy, dziennikarze, lekarze) starają się ułożyć i opublikować gdzieś przynajmniej jeden tomik wierszy lub opowiadań i jeśli im się tylko uda, zostać członkami Stowarzyszenia Pisarzy.

      W czym zatem problem? Cóż to takiego dręczy pisarzy? Co im się stało? Nie powiedzą wam tego nawet ci, którzy o cudowną opiekę Trójrękiej prosili i otrzymali ją, Bećković i Rakitić, ani przedstawiciel tych, którzy ochronę zapewnili, ojciec Petar Luković, zwierzchnik cerkwi katedralnej. Oni nie wiedzą i podkreślają tę niewiedzę. Nie wiedzą i zapewniają, że nie wiedzą, ani dlaczego poproszono o opiekę, ani dlaczego prośba została wysłuchana, ani kto sprawę zatwierdził. Bećković wie tylko, że „dopiero teraz przyszła pora”, bo „nic na tym świecie nie dzieje się przypadkowo („Politika”, 24.06.1999). Nie zaprzecza, że on wszczął procedurę oddania pisarzy pod ochronę Trójrękiej, ale nie potrafi powiedzieć, dlaczego to zrobił, tak samo jak nie wie – i wzywa