Charles Bukowski

O miłości


Скачать книгу

niż martwe ciało dziecka

      utopionego na dnie wanny, wiemy tak

      mało, wiemy tak dużo, wiemy nie

      dość.

      tak czy owak odbębniamy te swoje ruchy, robaczkowe,

      czasem

      seksualne, czasem niebiańskie, czasem skurwysyńskie, a

      czasem chcemy zobaczyć co zostało z nas albo z tego wszystkiego

      więc idziemy przez muzeum, ten smętny spięty paraliż

      oszklonego zamrożonego i jałowego tła jak w psychiatryku

      wystarcza żeby chciało się wyjść z powrotem na słońce

      i rozejrzeć, ale w parku i na ulicach

      zmarli też przechodzą jakby już byli

      w muzeum. może miłość to seks. może miłość to miska

      papki. może miłość to wyłączone radio.

      tak czy owak była balanga.

      tydzień temu.

      dziś pojechałem na wyścigi. w oczach miałem róże. w kieszeni

      dolary. w zaułku nagłówki. to ponad sto pięćdziesiąt kilometrów pociągiem

      w jedną stronę. z powrotem jechała paczka pijaków, znowu bez centa, sen

      znowu prysł, a oni się zataczali; ględzili w restauracyjnym a ja tam

      też piłem, gryzmoląc resztki nadziei przy słabym świetle,

      barman był Murzynem a ja biały. kiepski układ. jakoś daliśmy

      radę.

      zero balangi.

      bogate gazety wciąż piszą o „Murzyńskiej rewolucji” i

      o „Rozpadzie murzyńskiej rodziny”. pociąg w końcu dojechał do miasta,

      a ja spławiłem dwóch homoseksualistów, którzy stawiali mi

      drinki,

      poszedłem się wyszczać i zadzwonić, a kiedy wchodziłem

      do

      Męskiego sracza 2 Murzyni przy

      fotelach pucybutów

      pucowali buty białym facetom którzy biernie

      to

      znosili.

      poszedłem do meksykańskiego baru

      wypiłem parę whisky a jak wychodziłem to barmanka dała mi

      karteczkę ze swoim imieniem, adresem i numerem

      telefonu

      a ja zaraz po wyjściu cisnąłem ją do rynsztoka

      usiadłem za kółkiem i pojechałem do zachodniej dzielnicy Los

      Angeles

      i wszystko wyglądało tak samo tak samo jak zawsze

      a na skrzyżowaniu Alvarado i Sunse zwolniłem do 55

      na widok policjanta grubasa na motorze

      wyglądał pospiesznie i ohydnie

      a ja poczułem wstręt do siebie i

      wszystkich, do tej znikomej odrobiny, którą udało nam się

      zdziałać, miłość, miłość, miłość,

      a wieżowce kołysały się jak stare striptizerki

      modlące się o utracony czar, a ja jechałem dalej

      pucując buty każdego Negra i Gringa w

      Ameryce, w tym także

      własne.

      na 18 miesięcy Mariny Louise

      słońce słońce

      to moja

      dziewuszka

      słońce

      na dywanie –

      słońce słońce

      za

      drzwi i

      zrywa

      kwiat

      czeka aż

      wstanę

      i

      się pobawię.

      starzec

      dźwiga się

      z

      fotela,

      sterany weteran

      a ona patrzy

      i widzi

      tylko

      miłość, którą

      się staję

      dzięki jej

      majestatowi

      i nieskończenie

      magicznemu

      słońcu.

      wiersz dla mojej córki

      (podobno zrobił się ze mnie

      obowiązkowy obywatel i przez słońce przylepione do północnych

      okien z kurzu

      czerwone kamelie są kwiatami, które płaczą

      niemowlętom do wtóru).

      podaję łyżeczką:

      cedzony rosół z kluseczkami

      suszone śliwki dla maluchów

      owocowy deser dla maluchów

      podaję łyżeczką i

      jak mi Bóg miły

      nie mam za złe

      dziecku

      nie mam za złe

      rządowi

      nie mam za złe szefom ani

      klasie robotniczej –

      podaję łyżeczką

      przez te ręce i pierś

      jak zdjęty z elektrycznego krzesła

      wosk

      dzwoni kumpel:

      „I co teraz zrobisz, Hank?”

      „Jak to co zrobię, do

      cholery?”

      „No bo przecież masz teraz obowiązki, musisz wychować

      dzieciaka

      jak należy”.

      karmię ją:

      podaję

      łyżeczką:

      dom w Beverly Hills

      i żeby nigdy nie potrzebowała zasiłku dla bezrobotnych

      ani nie sprzedała się temu kto da

      więcej

      nigdy nie pokochała żołnierza ani żadnego innego

      mordercy

      lubiła