Elisabeth Carpenter

Tylko matka


Скачать книгу

punktową w jej diecie (ale podobno miało mniej kalorii niż wino niemusujące). Luke spojrzał na żonę, gdy pochylała się nad laptopem. Zawsze mu się podobało, jak kręcone kosmyki blond włosów opadają jej na twarz, a ona jakby tego nie zauważa.

      – Dasz wiarę – odezwała się – że wiele szczupłych osób w ogóle nie liczy kalorii w alkoholu?

      – Znowu czytasz o cud-dietach celebrytów? W tych czasopismach kłamią jak najęci. Ci ludzie w większości w ogóle nie jedzą. Prawdopodobnie utrzymuje ich przy życiu alkohol.

      – Co za cynizm.

      – Hm… potwierdzam. To się nazywa „życiowy realizm”.

      Przewróciła oczami i cmoknęła. Uwielbiał, gdy tak robiła: znaczyło, że się dogadują. Helen pracowała poprzedniego wieczoru i nie mieli okazji usiąść i porozmawiać o jego artykule. Była przełożoną pielęgniarek w Royal Preston Hospital. Zawsze trochę jej zazdrościł tego zawodu – ona naprawdę pomagała ludziom.

      – O, zobacz – powiedziała. – Ktoś napisał, że mieszka na tej samej ulicy co matka Craiga. „Straszna z niej samotnica do tego dziwaczka w tej rodzinie wszystko jest nie tak mieszkam tam ponad dziesięć lat i wiem co mówię”. Bez ani jednego znaku przestankowego. To cię wkurzy, ale facet dostał dziesięć lajków.

      Jednym tchem opróżnił maleńki kieliszek bąbelków.

      – Znasz mnie aż za dobrze, Helen. Jasna cholera. A jeśli ci ludzie znowu zaczną nękać Ericę?

      Przeniosła wzrok na męża – głowa lekko jej się kiwała. Stosowanie diety sprawiało, że alkohol działał szybciej i na nią, i na niego. Ta moda na zdrowe odżywianie ma swoje plusy, pomyślał. Zaoszczędzą fortunę, a on odzyska szczupłą sylwetkę, choć może być poirytowany w ciągu dnia. Natomiast nie pojmował, dlaczego Helen chce schudnąć – przecież ma doskonałą figurę.

      – Zabiłeś człowieka, Luke? – zapytała, napełniając jego kieliszek.

      – Słucham?

      – Więc nie ponosisz winy. – Przechyliła na bok głowę i ponownie spojrzała na zdjęcie Craiga. – Nie wygląda na mordercę, prawda?

      – Myślę, że można to powiedzieć o wielu osobach. Przed faktem.

      – Tylko mu się przyjrzyj. Jest drobnej budowy. I ma takie smutne oczy.

      – Smutne, bo go złapali. Nie bądź naiwna, Helen.

      Trąciła go w łokieć, niemal rozlewając ten szlachetny trunek. Choć rzadko pił takie wino, cieszył się, że dziś ma okazję.

      – Nie jestem naiwna. Ale mogę zrozumieć, dlaczego matka wciąż go kocha.

      – Co takiego? Mówisz to na podstawie wyglądu?

      Helen upiła łyk wina.

      – Przepraszam. Czasem zapomina się… patrząc na zdjęcie danej osoby… do czego ona jest zdolna. Dla mnie oni wszyscy są ludźmi. Myślę tak pewnie dlatego, że muszę dbać o każdego człowieka, bez względu na to, kim jest i czego się dopuścił.

      – Myślałabyś inaczej, gdybyś była obecna na procesie. Nie czytałaś mojego artykułu? Napisałem, że zdarzało się, że ludzie skazani za morderstwo zabijali ponownie… czasem zaledwie kilka tygodni po wyjściu na wolność.

      – Przepraszam… rzeczywiście nie czytałam, przepraszam. Ale przeczytam. Jutro.

      Luke spoglądał na nią w milczeniu. Od kiedy to przestała czytać jego teksty? Dawniej czytała wszystko, co napisał, i to z dumą. Z drugiej strony trudno było ją winić. Do tej pory zajmował się głównie drobną przestępczością, wiejskimi festynami i barami z jedzeniem na wynos.

      – Czy mniej więcej w tym samym czasie nie zginęła jeszcze jedna nastolatka?

      – Tak. Jenna Threlfall. Znaleziono ją na środku boiska. Policja nie powiązała tego zabójstwa z Craigiem. Z braku dowodów. W przypadku Lucy było inaczej. Spotkał się z nią niedługo przed jej zaginięciem i nie miał alibi na czas jej śmierci. Natomiast co do Jenny nie ustalono nic konkretnego.

      – Policja nie powinna nadal szukać zabójcy?

      – Pewnie uważa, że go znalazła – odparł Luke, wzruszając ramionami.

      – Co też muszą przeżywać rodzice tej dziewczyny! Rodzice Lucy mogą przynajmniej mówić, że w jakiejś mierze sprawiedliwości stało się zadość.

      Helen patrzyła w okno, choć było już tak ciemno, że widziała tylko odbicie fragmentów kuchni. Luke zastanawiał się, o czym żona myśli. Czy ma przed oczami twory swojej wyobraźni, tak jak nieraz on? Może widzi to, co…

      Aż podskoczył, gdy zatrzasnęła laptopa.

      – Dzieci chyba już śpią – powiedziała.

      – Spodziewam się. Jest dziesięć po jedenastej. – Zauważył, że brwi żony uniosły się i opadły. Ile wina wypili? – No jasne. Pewnie tak.

      Wstała i sprzątnęła kieliszki.

      – Jeszcze parę lat temu rzuciłbyś się na mnie, gdybym tak powiedziała.

      – Przepraszam. Po prostu…

      – Nieważne. – Przystanęła w drzwiach, patrząc na niego. – Od jakiegoś czasu ledwie cię poznaję, Luke. Mam wrażenie, że zazwyczaj jesteś jakby na wpół obecny.

      – Przecież dzisiaj rozmawialiśmy – zaprotestował.

      – Może i tak.

      Poszła na górę i dziesięć minut później, gdy Luke sprawdził, czy dom jest zamknięty, zobaczył, że Helen już śpi. Poczuł ulgę. Co się z nim dzieje? Czy jest tak, bo zupełnie nie ma kondycji (wystarczy, że wejdzie na piętro, a już brak mu tchu) i obawia się, że zniechęci do siebie Helen, leżąc na niej i sapiąc?

      Ale to było poprzedniego wieczoru. Tego ranka nie chciał ulegać negatywnym nastrojom. Zmobilizował się i wstał z łóżka na dźwięk budzika. To już postęp. Cóż, możliwe, że jego słowa sprzed kilku dni miały wpływ na czyjeś życie, ale jeśli nie on, napisałby je ktoś inny.

      W końcu zaczął wyrabiać sobie markę. Miał kilka tropów, którymi zamierzał podążyć: porozmawia z koleżankami i kolegami Lucy i Jenny – a nuż znajdzie powiązanie między Jenną a Craigiem, dotychczas nieodkryte. Zapowiadał się dobry dzień.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4AAQSkZJRgABAAAAAQABAAD//gBBSlBFRyBFbmNvZGVyIENvcHlyaWdodCAxOTk4LCBKYW1l cyBSLiBXZWVrcyBhbmQgQmlvRWxlY3Ryb01lY2gu/9sAhAACAQEBAQECAQEBAgICAgIEAwICAgIF BAQDBAYFBgYGBQYGBgcJCAYHCQcGBggLCAkKCgoKCgYICwwLCgwJCgoKAQICAgICAgU