Daphne K.

12 kroków z Jezusem


Скачать книгу

wolną wolą, to traktowałby nas jak niewolników czy marionetki, a przecież kocha nas zbyt mocno, żeby tak zrobić. Kiedy zwrócimy się do Niego i poprosimy o Jego pomoc, On zawsze odpowie i pomoże nam, lecz nie narzuci naszej woli lub swojej własnej innym ludziom. Jeśli powierzymy Mu na powrót naszą wolę, to zyskamy większą swobodę podejmowania dobrych wyborów. Jego wola jest prawdziwie wolna, a Jego wybory służą naszemu ostatecznemu dobru, nawet jeśli z trudem może przychodzić nam ich zrozumienie.

      „Przestaliśmy kierować naszym życiem”

      Przyznanie się, że „przestaliśmy kierować naszym życiem” stanowi drugą część Kroku Pierwszego. Dopóki sama się do tego nie przyznałam, nie pozwalałam Bogu wskazać mi, gdzie popełniałam błędy, ani też nie byłam gotowa na zmianę obranego wcześniej kierunku. Przez lata, kiedy ludzie pytali mnie, co tam u mnie słychać, zazwyczaj odpowiadałam: „W porządku” i sama połowicznie w to wierzyłam. Wiedziałam, że jestem przerażona, zmęczona i nieszczęśliwa, lecz wyobrażałam sobie, że jeśli tylko Philip by się zmienił, to automatycznie stałabym się spokojna, energiczna i szczęśliwa. Nie potrafiłam dostrzec, pod jakim względem to właśnie ja miałabym się zmieniać, a nawet że w ogóle miałabym się zmieniać, za wyjątkiem zmian w ogólnym rozumieniu tego słowa.

      Słyszałam, jak ktoś kiedyś powiedział na spotkaniu: „Przez lata starałem się być kapitanem mojego własnego okrętu i dwukrotnie udało mi się go zatopić. Nie trzeba mnie dłużej przekonywać, że potrzebuję Boga, żeby objął stery na moim statku”.

      Kiedy ludzie naprawdę przyznają się, że utracili panowanie nad własnym życiem i szczerze poproszą Boga, żeby je przejął, to wówczas dokonuje On niezwykłych rzeczy. Natknęłam się na anonimowy artykuł autorstwa jakiegoś członka AA pod tytułem „Why we were Chosen” (Dlaczego zostaliśmy wybrani), który świetnie to wyrażał. Przywodził mi on na myśl św. Pawła, który mówi, że Bóg często wybiera to, co niemocne, aby mocnych poniżyć. Artykuł ów zaczyna się następująco:

      „W swej mądrości Bóg wybrał tę właśnie grupę mężczyzn i kobiet, aby stali się dostarczycielami Jego dobra. Przy wyborze osób, poprzez które miało się to dokonać, zwrócił się On nie do dumnych, potężnych, sławnych czy genialnych. Zamiast tego udał się do skromnych, chorych, nieszczęsnych. Poszedł prosto do pijaków, tak zwanych słabeuszy tego świata. Równie dobrze mógł był nam rzec: W wasze słabe i kruche dłonie powierzyłem moc niezmierzoną. Właśnie wam ofiarowano to, czego odmówiono najbardziej uczonym z waszych towarzyszy. Ani naukowcom czy mężom stanu, ani żonom czy matkom, ani nawet moim kapłanom i księżom nie ofiarowałem daru uzdrawiania innych alkoholików, jedynie wam go powierzyłem”.

      Przekazywanie dalej naszego uzdrowienia

      Dla mnie ten artykuł miał sens. Dobrą zasadę stanowi bowiem to, że często możemy zostać użyci w celu przekazywania dalej uzdrowienia, jakie sami otrzymaliśmy. Dzieje się tak po części dlatego, że miłość uzdrawia. Kiedy sami cierpimy z powodu jakiejś dolegliwości, to nasza empatia i miłość do współcierpiących wzrasta wraz z naszym pragnieniem, żeby im pomóc. A jeśli doświadczamy uzdrowienia, wzmacnia to tylko naszą wiarę, że Bóg jest gotów i ma moc, żeby uleczyć kogoś jeszcze, znajdującego się w takim samym położeniu, co do niedawna my. Pomimo, że jestem bezsilna wobec alkoholu, to jednak byłam w stanie pomagać innym w Al-Anon, tak samo, jak i oni byli w stanie pomagać mnie.

      To kolejna cudowna rzecz, jeśli chodzi o Al-Anon. Nie dzielimy się na modlących i na tych, w intencji których modlitwa jest odmawiana, czy też na pomagających i na tych, którym pomocy się udziela. W jednym momencie to ja mogę użyczać komuś ramienia, żeby mógł się na nim wypłakać (dosłownie i w przenośni) i podtrzymywać innych na duchu, a chwilę później oni mogą robić to samo dla mnie. Wszyscy nawzajem dla siebie możemy stać się „zranionymi uzdrowicielami”.

      W Al-Anon bardzo często wymieniamy się numerami telefonu i dzwonimy do siebie. Jednego wieczoru naprawdę nie potrafiłam podjąć decyzji, co też mam zrobić z pewnym problemem dotyczącym alkoholu – być może dlatego, że byłam bezsilna, ale nie potrafiłam tego dostrzec. Czułam, że muszę podjąć jakieś działanie, lecz wszelkie rozwiązania, jakie przychodziły mi do głowy, wydawały się nieodpowiednie. Więc zadzwoniłam do przyjaciółki z Al-Anon i wyjaśniłam, na czym polegały moje rozterki. Jej również mój dylemat wydawał się nie do rozwiązania. Sprawiło to, że poczułam się znacznie lepiej i zakończyłyśmy rozmowę, razem się śmiejąc.

      „Praca nad Krokami”

      Z początku wydawało mi się, że będę przepracowywać po kolei każdy z Dwunastu Kroków. Wkrótce zrozumiałam, że nie tak to działa. Wciąż musiałam powracać do Kroku Pierwszego, przyznając się do mojej bezsilności na coraz to głębszych poziomach. Za każdym razem, gdy to robiłam, stawałam się coraz bardziej zdolna zaufać mocy Boga. Wielu duchowych pisarzy podkreśla wagę porzucenia samego siebie i oddania się w ręce Boga. Jeśli więc przyznanie się do własnej bezsilności wspomaga ten proces, co niewątpliwie i czyni, można postrzegać je jako łaskę. Zaufanie Bogu i pozwolenie, żeby nami kierował jest pracą na całe życie.

      W jaki sposób pomógł mi Al-Anon?

      Poprzez pogłębienie mojej wiedzy na temat alkoholizmu i współuzależnienia

      Zanim przyłączyłam się do Al-Anon, miałam już pewną wiedzę na temat alkoholizmu i tego, jak poważna i powszechna jest to choroba. Wiedziałam, jak kluczową kwestią dla alkoholika jest powstrzymywanie się od „pierwszego kieliszka”, „tylko przez ten jeden dzień”. Próby „picia kontrolowanego” nie należą do strategii AA, a przecież to właśnie ich sposoby dają najlepsze rezultaty na drodze do odzyskania trzeźwości36.

      W Al-Anon mogłam pogłębiać swoją wiedzę na temat tej skomplikowanej choroby i różnych sposobów, w jakie odbija się ona na alkoholiku. Dowiedziałam się, że niektórzy alkoholicy sięgają klasycznego „kamienistego dna”, stają się całkowicie świadomi swojej bezsilności wobec alkoholu i wtedy „powierzają swoją wolę i życie opiece Boga” (Krok Trzeci) tak gruntownie, że już nigdy więcej nie piją. Lecz dowiedziałam się również, że istnieją też inni, którzy odnajdują trzeźwość według mniej przewidywalnego wzorca.

      Ale, co jeszcze ważniejsze, dowiedziałam się o „rodzinnej chorobie alkoholowej”, to znaczy o tym, jak picie alkoholu wpływa na resztę rodziny. Po części uczyłam się poprzez udział w spotkaniach, po części dzięki czytaniu literatury Al-Anon, której jest sporo. Rozmowy z ludźmi po spotkaniach dały mi możliwość zaznajomienia się z innym książkami na temat współuzależnienia. Sprawiło to, że zdałam sobie sprawę, iż to, czego się uczę, dotyczy życia wielu ludzi. Alkoholizm jest najpowszechniejszym nałogiem w naszym społeczeństwie, lecz istnieje również wiele innych uzależnień.

      Poprzez ukazanie mi, co potrzebuję w sobie zmienić

      Kiedy po raz pierwszy zaczęłam uczęszczać na spotkania, nie byłam szczęśliwa i zrozumiałam, że potrzebuję się zmienić. Lecz miałam bardzo mgliste pojęcie o tym, co muszę zmienić i jak się mam za to zabrać.

      Istnieje takie porównanie, że życie jest jak gobelin, który oglądamy od tyłu, więc widzimy tylko bezładną plątaninę. Tak właśnie wyglądało moje własne życie. Wydawało się, że alkoholizm wyprowadził je spoza zasięgu wszelkiej kontroli. Nie potrafiłam go już kontrolować, a Bóg nie odpowiadał na moje modlitwy w taki sposób, w jaki miałam nadzieję, że odpowie, co z trudem przychodziło mi zrozumieć. Czyżby nie chciał On, żeby Philip wyzdrowiał? A przecież dla Niego nie ma nic niemożliwego! Patrząc wstecz, dostrzegam co nieco z tego, co Bóg robił, i potrafię Mu za to dziękować, lecz w tamtym czasie nie widziałam prawie niczego.

      Żeby zmienić nasze podejście