zebrań, co wzbudza zazdrość w każdym, kto nie należy do Straży Sąsiedzkiej, a wszyscy jej członkowie zadzierają nosa, dumni z tego, że zaliczają się do klubu.
Betsy rozpoczyna zebranie, stukając sędziowskim młotkiem w stolik. (Bóg jeden wie, skąd wzięła ten młotek, ale korzysta z każdej okazji, by go użyć. Któregoś dnia, gdy Basil był wyjątkowo napastliwy podczas wyjazdu na bingo, stuknęła go nim w czoło. To skutecznie zamknęło mu usta. Doktor Piotr wziął ją później na bok, aby jej wyjaśnić, że ze względu na udar, jakiego niedawno doznał Basil, powinien unikać urazów głowy).
– Jaki jest pierwszy punkt porządku obrad?! – woła Betsy.
Podaję jej program zebrania.
20 marca, zebranie Straży Sąsiedzkiej
1. Powitanie
2. Poczęstunek: herbata i ciastka
3. Doktor Piotr: kwestia parkowania przed przychodnią lekarską
4. Roland: czy nadal bojkotujemy bar Julie? Wniosek o rewizję decyzji – brak innych miejsc, w których można kupić kanapki z bekonem
5. Betsy: wyjaśnienie, czy rzeczywiście wraca moda na spodnie culotte
6. Ciastka, herbata
7. Eileen: wieczór przebojów filmowych sprzed lat – wniosek o zakaz wyświetlania filmów z Jackiem Nicholsonem, trudno go już znieść, na pewno istnieje jakiś inny starszy pan, który potrafi grać
8. Basil: najnowsze wieści z frontu Wojny z Wiewiórkami
9. Jakieś przestępstwa?
10. Ciastka, herbata
11. Wolne wnioski
Herbatę parzy Basil, co oznacza, że będzie paskudnie słaba i połowa z nas będzie miała torebki w kubkach, bo z powodu swojej krótkowzroczności Basil nie zauważa, których nie wyłowił. Betsy przyniosła natomiast znakomity zestaw herbatników. Chrupię imbirowe ciastko, a Piotr z przejęciem mówi o „tych z nas, którzy stawiają skutery inwalidzkie w poprzek dwóch miejsc parkingowych” (ma na myśli Rolanda) i o „konsekwencjach takiej sytuacji dla innych pacjentów” (chodzi o Basila, który zawsze na to narzeka).
Myślę o liście leżącej na stole w mojej jadalni i bezwiednie wyobrażam sobie seks z doktorem Piotrem, w wyniku czego kawałek herbatnika wpada nie tam, gdzie powinien; cała Straż Sąsiedzka na moment wpada w panikę i wszyscy walą mnie w plecy. Gdy Betsy szykuje się do wykonania chwytu Heimlicha, odzyskuję głos i informuję zebranych, że już wszystko w porządku. I że gdybym naprawdę się udławiła, wolałabym, aby niezbędne chwyty wykonywał raczej doktor Piotr. Kiedy to mówię, ja i on wymieniamy ponad głową Betsy rozbawione spojrzenia. Z iskierką nadziei zastanawiam się, czy być może nie jest to odrobinę zalotne spojrzenie, chociaż minęło sporo czasu i nie jestem zbyt pewna, po czym to można rozpoznać.
Jak było do przewidzenia, Betsy jest dotknięta moim komentarzem, zaraz jednak pochłania ją dyskusja o tym, czy do łask wróciły spódnicospodnie. Temat pojawił się, ponieważ w zeszłym tygodniu Kathleen powiedziała Betsy, że to ostatni krzyk mody, i Betsy kupiła sześć par za pośrednictwem telezakupów. (Kathleen, która ma trzydzieści pięć lat, znacznie obniża średnią wieku Straży Sąsiedzkiej. Żadne z jej trójki dzieci nie skończyło jeszcze sześciu lat, więc Kathleen rozpaczliwie szuka okazji, by wyrwać się z domu, dlatego zapisała się na wszystkie dostępne zajęcia w wiosce). Ponieważ w związku ze swoim zakupem Betsy przechodzi kryzys zaufania, chce przeprowadzić w tej sprawie głosowanie. To jej ulubiona forma gwarancji, że nikt nie będzie jej za cokolwiek oceniał – jeśli decyzja zapada demokratycznie, winni są wszyscy.
Straż Sąsiedzka orzeka, że culotte rzeczywiście wróciły do łask, choć moim zdaniem Basil przypuszcza, że chodzi o jakieś francuskie warzywa, a jego głos okazał się rozstrzygający.
Po drugiej turze poczęstunku przedstawiam kwestię filmów z udziałem Jacka Nicholsona, ale zostaję przegłosowana: o dziwo, jego zagorzałą wielbicielką okazuje się Penelope. Następnie Basil przez jakiś czas ględzi o wiewiórkach, a to zawsze dobry moment na drzemkę, jeśli podczas zebrania kogoś ogarnie senność, potem przychodzi pora na ciastka i na najważniejszy punkt porządku obrad, czyli „jakieś przestępstwa”. Znany także pod nazwą „najświeższe plotki”.
– Eileen, Betsy twierdzi, że sprzedałaś samochód – mówi Penelope, mrugając do mnie jak sowa z drugiej strony kręgu. Ma budowę ciała drobnego ptaszka; wydaje się szalenie krucha i zawsze się obawiam, że coś sobie złamie, ale w rzeczywistości jest twarda jak stal. Widziałam kiedyś, jak strzelała z pistoletu na wodę do kota, kiedy zasadził się na gniazdo jej sikorek; trafiła go prosto w oko.
– Uważam, że to rozsądne z twojej strony, Eileen, że kończysz z prowadzeniem samochodu – dorzuca swą opinię Betsy.
– Ależ ja nadal prowadzę samochód – odpowiadam, prostując się na krześle. – Korzystam z wozu Marian.
– Ciągle prowadzisz? – zdumiewa się Betsy. – Ojej, to odważne po tym nieszczęśliwym wypadku na Sniddle Road!
Betsy to osoba pełna dobroci i serdeczna przyjaciółka, mimo to doskonale potrafi mówić nieprzyjemne rzeczy tonem, który wyklucza wszelki sprzeciw. Jeśli chodzi o mój „nieszczęśliwy wypadek” na Sniddle Road, nie warto go w ogóle wspominać. Przyznaję, że to nie była najlepsza próba zaparkowania, ale kto by się spodziewał, że terenowy samochód tamtego faceta tak łatwo się wgniecie? Wóz wyglądał jak cholerny czołg.
– To znaczy, że dałaś sobie spokój ze swoim najnowszym projektem? – pyta Basil, strzepując z wąsów okruchy ciastka. – Zdaje się, że woziłaś samochodem zagubione psy, prawda?
– Pomagałam tym miłym ludziom ze schroniska dla psów w Daredale – odpowiadam z godnością. – Teraz mają już własny transport.
– Pewnie niedługo wpadniesz na nowy pomysł! – Basil chichocze.
Patrzę na niego spod przymrużonych powiek.
– Zrezygnowałaś już z szukania sponsora święta majowego? – pyta. – Żadna duża firma nie chce użyczyć swojej nazwy festynowi w małej wiosce?
Zaciskam zęby. Tak się składa, że naprawdę starałam się znaleźć sponsora obchodów święta Pierwszego Maja. Miałam nadzieję, że zamiast jak zwykle przeznaczać zebrane pieniądze na koszty festynu, będziemy mogli zasilić walczącą z rakiem instytucję charytatywną, która tyle zrobiła dla Carli. Ale w dzisiejszych czasach w dużych przedsiębiorstwach w Leeds trudno znaleźć kogoś, z kim można by o tym porozmawiać, a miejscowe firmy, w których usiłowałam coś wskórać, zaciskają pasa i nie mają żadnych wolnych funduszy.
– Dziwne, co? – Basil rechocze.
– Nie będę przepraszać za to, że chciałam zrobić coś dobrego – odcinam się lodowatym tonem.
– Racja, racja – przytakuje. – I trzeba przyznać, że mimo przeszkód bardzo dzielnie się starałaś.
Na szczęście rozmowa schodzi na inne tematy; Penelope odwraca się do Piotra, by spytać o ostatnią dolegliwość Rolanda, a ja korzystam z okazji i zamieniam słowo z Betsy.
– Rozmawiałaś jeszcze raz z córką, skarbie? – pytam ją przyciszonym głosem. – O odwiedzinach?
Betsy zaciska usta.
– Próbowałam – mówi. – Nic z tego.
Chodzi o męża Betsy. Jej córka nie wyobraża sobie, że mogłaby przebywać z nim w jednym pomieszczeniu. Doskonale to rozumiem – Cliff to wyjątkowo odstręczająca postać i nie mam pojęcia, jak Betsy wytrzymała z nim tyle lat. Nawet Wade go nie znosił. Ale odcięcie Betsy od rodziny z pewnością tylko pogorszy sytuację. Nie powinnam się