Ewa Pirce

Zapisane w pamięci


Скачать книгу

nie spuszczając ze mnie wzroku.

      – No dobra, idźcie – wtrąciła się Jessie. – Proszę. – Podała mi torebkę.

      – Miło było cię znów zobaczyć, Jessico. – Kiwnął w jej kierunku ręką.

      – Ciebie również. Tylko odwieź mi ją całą i zdrową, a przede wszystkim szczęśliwą.

      – Tak będzie – zapewnił, chwytając mnie pewnie za dłoń, bym nie miała szansy na wycofanie się.

      Po wyjściu z kamienicy zaprowadził mnie do czarnego sportowego samochodu, zaparkowanego przed budynkiem.

      – O, nowy? – Machnęłam na z pewnością drogie auto.

      – Nie. – Otworzył przede mną drzwi.

      Z zewnątrz samochód wydawał się nieduży, ale kiedy wsiadłam, wnętrze okazało się całkiem przestronne.

      Alex wskoczył na miejsce kierowcy i przekręcił kluczyki w stacyjce.

      – Zapnij pasy, aniołku – nakazał.

      – Dokąd jedziemy, jeśli mogę wiedzieć? – zagaiłam, spełniając jego polecenie.

      – Nie możesz – rzucił arogancko.

      – Och! – Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam.

      – Spokojnie, aniele – kontynuował, dostrzegając moje zmieszanie. – Obiecuję, że będziesz się dobrze bawiła. Zabiorę cię w miejsce, które traktuję jak swój azyl. W miejsce, gdzie nikt poza mną nie bywa.

      – Ojej – szepnęłam jeszcze bardziej zdumiona.

      Alex uruchomił samochód i wyjechał na ulicę. Między nami panowała niezręczna cisza. Miałam nieodparte wrażenie, że jest z jakiegoś powodu zły. Zastanawiałam się, czy zrobiłam coś nie tak, czy powiedziałam coś, co mogło wzbudzić w nim gniew. Wbiłam wzrok w szybę i patrzyłam na budynki, które przesuwały się jak na taśmie produkcyjnej.

      Zacisnęłam dłonie na torebce, starając się stłamsić narastający we mnie strach. Nawet jeżeli nie chciałam powrócić do koszmarnych wspomnień, było już za późno.

Alex

      Obudził mnie dzwoniący telefon. Niechętnie się podniosłem. Słońce było już wysoko na niebie, co świadczyło o tym, że nastało południe. Podniosłem książkę, która musiała mi wypaść z ręki, kiedy spałem, i odłożyłem ją na półkę. Zlokalizowałem komórkę i przekląłem, widząc kilka wiadomości oraz nieodebranych połączeń od Patricka. Darowałem sobie oddzwanianie i wybrałem od razu numer do Sama.

      – Biorę camaro, więc nie będziesz mi dziś potrzebny – poinformowałem go.

      – Ten dupek Pat mówił, że mam cię odstawić na jakąś sesję – odpowiedział.

      – Poradzę sobie, kurwa. Nie mam dziesięciu lat – żachnąłem się. – Podaj mi tylko adres, pod który miałeś mnie dostarczyć.

      – 701 Poydras Street, dziesiąte piętro.

      – Okej. Jesteś wolny – oznajmiłem i rozłączyłem się, po czym wyciszyłem dźwięki.

      Nie miałem ochoty już nikogo słuchać, a zwłaszcza tych, którzy cały czas dyktowali mi, co mam robić. Nie byłem ubezwłasnowolniony.

      Wsiadłem do windy, gdzie nacisnąłem ostatni guzik na panelu. Winda zaczęła opadać, aż zatrzymała się w garażu. Wyszedłem i udałem się prosto do mojego ulubieńca – Chevroleta Camaro Reveal Recap. Wsunąłem się na skórzane siedzenie i włączyłem odtwarzacz. Wnętrze samochodu wypełniły pierwsze takty Leave Out All The Rest Linkin Park. Włożyłem kluczyki do stacyjki i przekręciłem je, budząc auto do życia. Dodałem gazu i wyjechałem na ulice Nowego Orleanu.

      Żadna inna metropolia nie miała tego klimatu co NoLa. Ten kulturowy tygiel był bez wątpienia najciekawszym miejscem amerykańskiego Południa, pełnym kontrastów, począwszy od ras etnicznych, tradycji mieszającej się z nowoczesnością, po klasy ekonomiczne. Takiej różnorodności nie doświadczyłem nigdzie indziej. Mimo że huragan Katrina spustoszył cały jego teren, Nowy Orlean nie umarł. Wprost przeciwnie – podniósł się z kolan i zaczął być nazywany kolebką renesansu. Był jak ja: zniszczony i skazany na klęskę, ale na tyle silny, by przetrwać. Może dlatego tak bardzo go sobie upodobałem. Może dlatego wybrałem go na swój dom.

      Niecałe pół godziny później dotarłem pod adres, gdzie miała odbyć się sesja zdjęciowa.

      Na górze czekała na mnie cała ekipa. Patrick miał rację tylko w jednym – wczorajszy wywiad rzeczywiście był krótki, trwał maksymalnie dwadzieścia minut. Za to dzisiejsza sesja okazała się katorgą. Cztery godziny ustawiania, smarowania oliwką i dobierania strojów. Chociaż trudno to nazwać strojami, bo przeważnie miałem na sobie jedynie bokserki. Nie mogłem pojąć, że co chwila kazali mi się przebierać w majtki, które prawie niczym się od siebie nie różniły. Przy trzeciej parze darowałem sobie chodzenie do garderoby i robiłem to na planie, wywołując u kobiet ciche westchnienia i fałszywe rumieńce zawstydzenia na twarzach. Gdyby naprawdę je to onieśmielało, toby się nie gapiły, proste.

      Skończyliśmy, kiedy zegar pokazywał kilka minut po siedemnastej. Już wkrótce ją zobaczę – pomyślałem, wciągając na siebie spodnie. Nie powinienem, ale pragnąłem tego bardziej niż czegokolwiek innego w ostatnim czasie.

      – Cholera, jestem bardziej popieprzony, niż sądziłem – wymamrotałem pod nosem.

      – Słucham? – rozległ się za mną damski głos.

      Kiedy się odwróciłem, by sięgnąć po koszulę, ujrzałem drobną brunetkę w krótkiej fioletowej sukience, z kubkiem kawy w ręku.

      – Nic – wybąkałem.

      – Przyniosłam ci kawę. Pomyślałam, że możesz jej potrzebować – powiedziała, sunąc powoli wzrokiem po moim nagim torsie.

      – Pomyślałaś?

      – Tak – przytaknęła z figlarnym uśmiechem.

      – Gdybyś myślała, to już by cię tu nie było – zadrwiłem i szybko wstałem, przez co zachwiała się, wylewając trochę płynu na podłogę.

      Wyminąwszy ją, włożyłem w locie koszulę, i wyszedłem z garderoby. Spojrzałem na zegarek. Miałem niecałe czterdzieści minut, żeby przygotować się na spotkanie z Evą. Nie miałem zamiaru się spóźnić. Naprawdę nie chciałem już na samym początku zrobić na niej złego wrażenia.

      Ulice były w miarę przejezdne, co o tej porze rzadko się zdarzało. Wziąłem to za dobry znak. Tym razem serce zdecydowanie górowało nad rozumem, a uczucie, jakie wzbudziła we mnie Eva, było silniejsze ode mnie. Nie wiedziałem, co z tego wyniknie, ale nie dowiem się, jeśli nie spróbuję. Lepiej coś zrobić i żałować niż żałować, że się tego nie zrobiło, jak to mawiają.

      Jechałem w kompletnej ciszy, tocząc zacięty bój z myślami. Część mnie chciała uciec, ale z kretesem przegrywała każdą batalię. Im znajdowałem się bliżej jej domu, tym odczuwałem większe podekscytowanie. Jednocześnie byłem zły na siebie, na nią, na cały ten cholerny świat. Nie ugiąłem się przed niczym i nikim od dobrych piętnastu lat. Wszystko zmieniło się w momencie spotkania dziewczyny o zapierającym dech w piersiach spojrzeniu.

      Zatrzymałem samochód przy krawężniku tuż przed kamienicą, w której mieszkała kuzynka Evy. Zacisnąłem dłonie na kierownicy i zaczerpnąłem kilka płytkich oddechów. Zerknąłem w lusterko wsteczne, aby upewnić się, że dobrze wyglądam, i dopiero wtedy wyszedłem szybko z auta, po czym pomknąłem w stronę budynku.

      Gdy