Jan Kochanowski

Fraszki


Скачать книгу

      Że nic po cierniu, kiedy róża spadnie.

      Na starość

      Biedna starości, wszyscy cię żądamy,

      A kiedy przydziesz, to zaś narzekamy.

      Na stryja[48]

      Nie bądź mi stryjem[49], Rzymianie mawiali,

      Kiedy się komu karać nie dawali.

      Bądź ty mnie Stryjem przedsię po staremu,

      Jedno nic nie bierz synowcowi swemu.

      Na swoje księgi

      Nie dbają moje papiery

      O przeważne[50] bohatery;

      Nic u nich Mars, chocia srogi,

      I Achilles prędkonogi[51];

      Ale śmiechy, ale żarty

      Zwykły zbierać moje karty.

      Pieśni, tańce i biesiady

      Schadzają się do nich rady[52].

      Statek tych czasów nie płaci[53],

      Pracą człowiek próżno traci.

      Przy fraszkach mi wżdy naleją,

      A to wniwecz, co się śmieją.

      Na Ślasę

      Stań ku słońcu, a rozdziew gębę, panie Ślasa,

      A już nie będziem szukać inszego kompasa[54]:

      Bo ten nos, coć to gęby już ledwe nie minie,

      Na zębach nam okaże, o której godzinie.

      Na śmierć

      Obłudny świecie, jakoć się tu widzi,

      Doszedłem portu; już więc z inszych szydzi!

      Na Świętego Ojca[55]

      Świętym cię zwać nie mogę, ojcem się nie wstydzę,

      Kiedy, wielki kapłanie, syny twoje widzę.

      Na ucztę

      Szeląg[56] dam od wychodu[57], nie zjem, jeno jaje[58]:

      Drożej sram, niźli jadam; złe to obyczaje.

      Na utratne[59]

      Na przykrej skale, gdzie nikt nie dochodzi,

      Zielone drzewo słodkie figi rodzi,

      Których z wronami krucy zażywają,

      Ludzie żadnego pożytku nie mają;

      Takżeć nie wiem, z kim wszytko drudzy zjedzą,

      A ludzie godni gdzieś na stronie siedzą.

      O chłopcu

      Pan sobie kazał przywieść białągłowę,

      Aby z nią mógł mieć tajemną rozmowę.

      Czekawszy chłopca dobrze długą chwilę,

      Tak żeby drugi uszedł był i milę,

      Pojźrzy pod okno, a ci sobie radzi!

      I rzecze z góry do onej czeladzi:

      „Po diable, synku, folgujesz tej paniej:

      Jam kazał przywieść, a ty jedziesz na niej.”

      O chmielu

      Co to za sałata rana,

      Rózynkami posypana?[60]

      Chmiel, jeśli dobrze smakuję;

      Przetociem go w głowie czuję.

      O dobrym panie

      Dobry pan jakiś, jadąc sobie w drogę,

      Ujźrzał u dziewki w polu bossą nogę.

      „Nie chodź — powiada — bez butów, ma rada,

      Bo macierzyzna tak zwietrzeje rada.”

      „Łaskawy panie, nic jej to nie wadzi,

      Chyba, żebyście pijali z niej radzi.”

      O Doktorze Hiszpanie[61]

      „Nasz dobry doktor spać się od nas bierze[62],

      Ani chce z nami doczekać wieczerze.”

      „Dajcie mu pokój! najdziem go w pościeli,

      A sami przedsię bywajmy weseli!”

      „Już po wieczerzy, pódźmy do Hiszpana!”

      „Ba, wierę, pódźmy, ale nie bez dzbana.”

      „Puszczaj, doktorze, towarzyszu miły!”

      Doktor nie puścił, ale drzwi puściły[63].

      „Jedna nie wadzi, daj ci Boże zdrowie!”

      „By jeno jedna” — doktor na to powie.

      Od jednej przyszło aż więc do dziewiąci,

      A doktorowi mózg się we łbie mąci.

      „Trudny — powiada — mój rząd z tymi pany:

      Szedłem spać trzeźwo, a wstanę pijany.”

      Ofiara

      Łuk i sajdak twój, Febe[64], niech będzie, lecz strzały

      W sercach nieprzyjacielskich w dzień boju zostały.

      O fraszkach

      Komu sto fraszek zda się przeczyść[65] mało,

      Ten siła złego wytrwać może cało.