należą do bardzo nielicznych stworzeń, które mają jeszcze mniej rozumu niż konie wyścigowe. Nic więc dziwnego, że kiedy tata wspomniał o czworonogim półgłówku, jakoś tak odruchowo od razu go spytałam, co tam w pracy.
– W szkole? – Roześmiał się. – No cóż… Nic nowego, czyli dzieciakom coraz bardziej pada na mózg. Aha, zatrudnili nowego zastępcę dyrektora. Długo szukali odpowiedniego kandydata i większego debila nie mogli znaleźć. Na niczym się nie zna, jedyne co potrafi, to przestawiać meble, przykręcać kaloryfer w pokoju nauczycielskim i czatować na korytarzu, żeby przyłapać któregoś z nauczycieli na zostawieniu uczniów bez opieki. Rozumiesz, kiedy nauczyciel chce się napić kawy. Beznadzieja. Podjęłaś dobrą decyzję, że to rzuciłaś.
Rzuciłam! Ożeż ty… Cudowny nastrój od razu prysł. Koniec z „milutko i cieplutko w dobrze znanym mi miejscu”. Zmroziło mnie, bo jakkolwiek by na to patrzeć, była to rewelacja i musiało mnie przytkać.
W rezultacie nie odzywałam się, tylko gapiłam na herbatę.
– Nie wyglądasz za dobrze, Bugs! – powiedział tata po chwili niby żartobliwie, ale wyczuwało się w nim niepokój. – Może… chciałabyś o czymś pogadać?
Spojrzałam mu w oczy. Przed tatą niewiele można było ukryć. Właściwie nic, dlatego nawet nie próbowałam. Nawet jako nastolatka mówiłam mu wszystko.
Teraz tata też doskonale wyczuł, że coś jest nie w porządku. Może czegoś się domyślał, coś już wiedział? Może zdarzył się cud? Rhiannon nie udało się ukryć przed nim swojej prawdziwej natury i tata zaczął podejrzewać, że jednak nie jest jego córką?
Cóż, i tak miałam mu o wszystkim opowiedzieć, nie było więc sensu dłużej zwlekać.
Wyprostowałam się, potem oczywiście odetchnęłam głęboko i nieodwołalnie nastał czas mojej przemowy:
– Nie wiem, od czego zacząć, tato. To wszystko jest bardzo skomplikowane…
– Akurat tym się nie przejmuj. Życie zawsze jest skomplikowane, innej opcji nie ma. Po prostu mów. Powiedz wszystko, zacznij od początku, a potem już z górki.
– Tato, przede wszystkim chcę powiedzieć, że przez ostatnich sześć miesięcy nie byłam sobą.
– Zgadza się! – Wyjątkowo energicznie pokiwał głową. – Byłaś bardzo niegrzeczna dla Mamy Parkerowej. Całe szczęście, że bardzo cię kocha. Cieszę się, że znów jesteś sobą i… – Urwał, ponieważ gwałtownie podniosłam rękę.
Był to oczywisty sygnał, że koniecznie chcę dorwać się do głosu. I tak też się stało:
– Tato! To nie jest tak, jak myślisz! Wcale nie chodzi o to, że nie byłam sobą, bo raptem zaczęłam zachowywać się inaczej. Chodzi o to, że to wcale nie byłam ja, rozumiesz?!
Milczał. To znaczy niewątpliwie chciał coś powiedzieć, ale głos uwiązł mu w gardle. Tylko poruszył wargami i patrzył na mnie wyjątkowo przenikliwie i uważnie. Dosłownie studiował każdy milimetr kwadratowy mojej twarz.
Odezwał się dopiero po dłuższej chwili:
– Może wyjaśnisz mi to, Shannon Faithful Christine?
Wymienił wszystkie imiona, dowód więc oczywisty, że tę sprawę traktuje bardzo poważnie.
– Pamiętasz, tato, że sześć miesięcy temu miałam wypadek?
– Jakże mógłbym zapomnieć! – Wzdrygnął się. – Paskudny wypadek samochodowy. Byłaś nieprzytomna przez kilka dni, a my omal nie umarliśmy ze strachu. Czułem, po prostu wiedziałem, że któregoś dnia ten cholerny mustang wytnie ci jakiś numer! Owinie się wokół czegoś na pełnym gazie! I stało się. Nie trzeba było długo czekać. – Potrząsnął bezradnie głową.
Wiedziałam doskonale, że od samego początku nie kochał mojego mustanga.
– Tato, to nie był normalny wypadek. Mój mustang wcale się nie owinął wokół czegoś tam! Wszystko zaczęło się od tego, że byłam na aukcji. Kupiłam starą wazę, właściwie urnę, wiesz, stawia się takie na grobach. Była ozdobiona malowidłem przedstawiającym Wielką Kapłankę, Wcielenie Bogini Epony.
– Epona? Tak, wiem. Bogini celtycka. Bogini Koń. – Pokiwał głową.
Był człowiekiem bardzo oczytanym, o czym świadczyły stosy książek zawalające pokój dzienny.
– Ta kapłanka, tato, jest mną, to znaczy, mówiąc dokładniej, jest moim lustrzanym odbiciem. – Zrobiłam krótką pauzę, żeby tata sobie przyswoił. – Lustrzanym odbiciem – powtórzyłam dobitnie – z innego świata, czyli z innego wymiaru. Świata, gdzie nie ma żadnych technologii, za to jest mitologia. Gdzie są ludzie, którzy są lustrzanymi odbiciami ludzi stąd.
– Żartujesz, Shannon, prawda?
– Wcale nie! – Spojrzałam na Clinta, który jak dotąd nie odezwał się ani słowem. – Powiedz coś! – ponagliłam go.
– Proszę pana, bardzo proszę, niech pan jej wysłucha… – Spokojny, opanowany głos Clinta dodawał otuchy… dopóki nie usłyszałam drugiej części wypowiedzi: – Shannon mówi prawdę i potrafi to udowodnić.
Udowodnić? Jak?! Wiadomo, że w tym momencie posłałam Clintowi spod przymrużonych powiek spojrzenie typu: „Do cholery, o czym ty właściwie mówisz?”. A on po prostu skinął głową, co najprawdopodobniej miało mi dodać odwagi i zachęcić do dalszego relacjonowania moich dziwnych losów.
Cóż było robić? Odchrząknęłam i z powrotem spojrzałam na tatę.
– Magiczna waza nie tylko spowodowała wypadek. Sprawiła, że zostałam przerzucona do innego świata, a na opuszczone przez mnie miejsce wskoczyło moje lustrzane odbicie, Wcielenie Bogini Epony. – Oczywiście, że tata zrobił wielkie oczy, ale nie przerywał, a ja dokończyłam jednym tchem: – Ta wredna suka, która tak namieszała w moim życiu i dała popalić mojej rodzinie oraz znajomym to nie ja, tato!
Milczał przez kilka sekund, przetrawiał, na koniec spytał:
– Córeczko… twierdzisz, że przez ostatnie miesiące fizycznie cię tu nie było? Na tym świecie?
– To prawda, tato, nie było mnie tu, w Oklahomie. – I doprecyzowałam uczenie: – W ogóle nie było mnie w tym wymiarze czasoprzestrzennym, tylko przebywałam w innym.
– Z tego wniosek, że ta kobieta, która zrezygnowała z pracy, wyszła za milionera, pochowała go i teraz rozbija się samolotami po całych Stanach… to nie ty?!
– Nie. To nie ja.
– Nie ty! Shannon… – Tata, który posępniał coraz bardziej, bezradnie pokręcił głową. – Czy zdajesz sobie sprawę, że brzmi to absolutnie nieprawdopodobnie?
– O matko! Oczywiście, że tak! – Oczywiście też, że doszłam do stanu, w którym chce się już tylko krzyczeć. Zdołałam się jednak jakoś opanować, dzięki czemu kontynuowałam w miarę normalnym głosem: – Tato! Przecież mnie samej, która to wszystko przeżywa, też wydaje się to nieprawdopodobne.
Zamknęłam oczy, potarłam skronie. Nie było ze mną dobrze, o nie. Cholerny żołądek już wywracał się na drugą stronę, w głowie łupało w tempie zsynchronizowanym z uderzeniami serca.
Tata absolutnie nie był w stanie mi uwierzyć.
Nagle poczułam na karku ciepłą dłoń. Clint, delikatnie ugniatając moje twarde jak kamień mięśnie, przemówił spokojnym głosem. Zresztą ważny był nie tylko ważny był ten spokój. Clint wniósł coś niesłychanie istotnego, mianowicie emanował rozsądkiem, co w tej zwariowanej sytuacji było po prostu bezcenne. Powiedział mianowicie:
– Panie