które tej nocy posłużyło mi za prowizoryczne łóżko.
Spuściłem wzrok i zobaczyłem podejrzany biały proszek rozsypany na blacie. Przejechałem spuchniętym językiem po szorstkich zębach i wzdrygnąłem się, czując ohydny, mdły posmak trawionego alkoholu. Potrząsnąłem głową, aby oczyścić umysł. Czyżby zaćmiły go narkotyki? Być może. Nie miałem pewności.
Wróciłem pamięcią do wczorajszego wieczoru. I nagle mnie olśniło. Walczyłem. Upiłem się w klubie i pojechałem się bić, a potem zjawił się Ray i zabrał mnie do domu. Ale nie mogłem zasnąć, więc przyjechałem tu, licząc, że znajdę jeszcze jakiś zapas gorzałki. I znalazłem, sądząc po walających się wokół butelkach.
Dodger westchnął głęboko i pokręcił głową, w milczeniu podnosząc kolejną flaszkę i wrzucając ją do pełnego już kosza. Niezdarnie wyciągnąłem rękę w kierunku tajemniczego proszku, zbierając palcem kilka białych grudek i wkładając je do ust. Ich smak wywołał kolejny odruch wymiotny, ale i tym razem, z wielkim trudem, zdołałem się powstrzymać.
– Sól. – Ulżyło mi, że to nie kokaina. Odepchnąłem się na obrotowym krześle i wyciągnąłem nogi. Wszystko mnie bolało. – Pewnie piłem tequilę.
Na te słowa z Dodge'a zeszło napięcie.
– Masz szczęście, bo dzisiaj odwiedza nas policja. Pamiętasz?
Potwierdziłem ruchem głowy. Wiedziałem o tym dzięki detektywowi, którego opłacałem od półtora roku. Nie, żebym się czegoś obawiał. Klub był jednym z moich nielicznych „legalnych” biznesów. Gliny nie znalazłyby tu niczego, co mogło wzbudzić ich podejrzenia albo powiązać mnie z moimi mniej legalnymi przedsięwzięciami. Niemniej jednak byłem wdzięczny za ostrzeżenie.
Nie zawsze tak było. Ja też nie zawsze byłem taki. Kiedyś robiłem wszystko, co w mojej mocy, żeby tak nie skończyć i nie stać się tym, kim byłem teraz – zawszonym, nikczemnym, handlującym prochami złodziejem samochodów, który żył z dnia na dzień i nie dbał o nic innego. Dawny Jamie Cole, który starał się zrobić coś pożytecznego ze swoim życiem, nigdy nie upiłby się na tyle, żeby zdemolować własny gabinet, a potem zasnąć i nie wiedzieć, czy blat uświniony jest solą czy narkotykami. Kiedyś tliła się we mnie jeszcze jakaś nadzieja; teraz – niekoniecznie.
Już raz niemal udało mi się uciec od takiego życia. Trzy lata temu niewiele brakowało, żebym zerwał z przeszłością i odleciał w stronę zachodzącego słońca z dziewczyną moich marzeń. Ale jedna noc wszystko przekreśliła. Jedna noc zburzyła cały mój świat. Gdyby nie to, jakże inne byłoby dziś moje życie.
W nocy poprzedzającej dzień, w którym ja i moja dziewczyna Ellie mieliśmy wszystko rzucić i udać się w podróż po świecie, mój dawny szef Brett Reyes dał mi do wykonania ostatnie zadanie. Ostatni robota i miałem odejść na dobre. Wydawało się proste. Ale nie było. Za kilka godzin miałem odebrać Ellie i pojechać z nią na lotnisko, gdy nagle sprawy przyjęły niepożądany obrót. Policja przeprowadziła nalot. Wywiązała się strzelanina i każdy członek siatki Bretta oraz konkurencyjnej organizacji rodziny Lazlo, z którą się wówczas spotkaliśmy, został albo zabity, albo aresztowany.
Poniekąd na moje nieszczęście nie zginąłem, tylko poszedłem siedzieć. Pod wieloma względami byłoby lepiej, gdybym nie przeżył; przynajmniej wtedy nie musiałbym dzwonić do Ellie i niszczyć jej marzeń. Śmierć oszczędziłaby mi wykręcającej bebechy agonii, jaką przeżywałem, kiedy musiałem skłamać, łamiąc jej serce, żeby nie dowiedziała się, że łajdak, który był jej chłopakiem, ponownie trafił za kratki, tam gdzie jego miejsce. Ellie nie zasługiwała na to, by być dziewczyną skazańca odwiedzającą go raz na kilka tygodni. Nie mogłem obarczyć jej tym piętnem i kazać jej czekać, aż mnie wypuszczą. Dlatego zrobiłem to, co uważałem za słuszne. Zwróciłem jej wolność.
Utrata jedynej rzeczy, na której ci zależy, potrafi odmienić człowieka nie do poznania.
Dzięki mojemu adwokatowi Arthurowi Barringtonowi zamiast spędzić w więzieniu resztę mojej młodości, odsiedziałem tylko półtora roku.
Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy po wyjściu dowiedziałem się, że Brett Reyes, nie mając dzieci, uczynił mnie swoim jedynym spadkobiercą i tym samym szefem i prezesem trzech firm składających się na wielomilionowy interes. Klub, na którego zapleczu męczył mnie teraz kac, firma ochroniarska, którą zarządzałem, zanim mnie przyskrzyniono, oraz przedsiębiorstwo przewozowe – to wszystko, zgodnie z jego życzeniem, należało do mnie.
Mogłem wyjść na prostą i prowadzić te firmy najlepiej, jak potrafiłem, naprawdę do czegoś dojść. Jednak wraz z utratą Ellie straciłem motywację, by stać się lepszym człowiekiem. Kiedy więc ktoś z dawnych współpracowników Bretta zwrócił się do mnie z ofertą biznesową, przyjąłem ją bez wahania i już nigdy nie oglądałem się za siebie. Bycie złym chłopcem wychodziło mi znacznie lepiej. I tak wszyscy się tego po mnie spodziewali, więc po co walczyć? Przez ostatnie półtora roku, odkąd wyszedłem na wolność, wiodłem iście przestępcze życie, z którym kiedyś z uporem starałem się zerwać, i byłem w tym naprawdę dobry. „Jak już coś robić, to z rozmachem” – takie miałem teraz motto. A rozmachu z całą pewnością mi nie brakowało.
– Która godzina? – mruknąłem, wstając i chwytając się mocno krzesła, kiedy świat przechylił się w lewo. Zdecydowanie przesadziłem wczoraj z alkoholem.
– Po dziesiątej – odparł Dodger, zerkając na zegarek.
Mrugnąłem kilka razy i pokiwałem głową, próbując dźwignąć ją do pionu. Policja miała się zjawić w porze lunchu – przynajmniej taki dostałem cynk. To oznaczało, że miałem mniej więcej dwie godziny, żeby doprowadzić biuro do porządku i zatrzeć wszelkie ślady moich pijackich wybryków.
Dodger odstawił kosz i spojrzał na mnie z troską.
– Ray powiedział mi o rodzicach Ellie. Chcesz o tym pogadać?
– Nie – zaprzeczyłem kategorycznie.
– W porządku. Jeśli zmienisz zdanie, wiesz, że możesz na mnie liczyć.
Nie odpowiedziałem. Skoro wcześniej nie chciałem o tym rozmawiać, to dlaczego miałbym chcieć teraz? Sięgnąłem po leżący na biurku telefon i podniosłem go, strzepując sól z ekranu.
Gdy go odblokowałem, zauważyłem cztery nieodebrane połączenia i jedną wiadomość głosową – wszystkie od Eda.
– Młody, mam tę informację, o którą prosiłeś. Zadzwoń do mnie.
Zdumiony zmarszczyłem czoło. Ma informację, o którą prosiłem? Z trudem próbowałem zebrać myśli. Nie pamiętałem, żebym go o coś prosił – chyba że wczoraj na rauszu. Ed załatwiał dla mnie sprawy, którymi sam nie miałem czasu się zająć. Bardzo możliwe, że coś mu zleciłem, ale nie miałem pojęcia, co to mogło być.
Gdy Dodger wyszedł z biura, dźwigając kosz pełen śmieci, wybrałem numer Eda, który odebrał po drugim dzwonku.
– Cześć, Młody, odsłuchałeś w końcu moją wiadomość?
– Tak, o jaką informację chodzi?
– Zadzwoniłeś do mnie w nocy i poprosiłeś, żebym dowiedział się czegoś o tej dziewczynie, której rodzice nie żyją. Pamiętasz?
A więc po pijanemu kazałem mu szpiegować Ellie. Super.
– Taaa, pamiętam – skłamałem.
– Jasne. Chciałeś wiedzieć, czy wraca. Poprosiłem naszego człowieka w Londynie, żeby miał ją na oku. Wczesnym rankiem pojechała na lotnisko. Widział, jak dokonuje odprawy na lot o dziewiątej rano do Nowego Jorku. Zgodnie z numerem rejsu, który mi podał, powinna wylądować na JFK za kilka godzin.
Ścisnęło