że spotyka się z nim także prywatnie.
– Owszem, kiedy mam na to ochotę – przyznała i wydęła usta, zerkając na mnie kątem oka.
Miałam wrażenie, że podróż z lotniska do domu ciągnie się w nieskończoność. Stacey praktycznie przez całą drogę trajkotała – nie musiałam jej nawet zachęcać ani brać udziału w rozmowie, za co byłam jej wdzięczna, ponieważ nie miałam głowy do towarzyskich pogawędek.
Gdy wjechałyśmy w moją ulicę, przemierzając drogę, na której uczyłam się jazdy rowerem, mijając drzewa, na które się wspinałam, i drzwi, do których pukałam w Halloween, zrobiło mi się ciężko na duszy. Na widok znajomego białego domu serce zamarło mi w piersi. Chłonęłam wzrokiem każdy szczegół: lśniące szyby w oknach, nieskazitelnie przystrzyżoną murawę, wiosenne kwiaty ledwie wyzierające spod świeżo wzruszonej ziemi na rabatach, idealnie wykończone obrzeża trawnika – wszystko tak swojskie i znajome, jakbym nigdy stąd nie wyjeżdżała.
Oszołomiona, odpięłam pas i wysiadłam z samochodu – moje ciało samo podejmowało decyzje, a głowa próbowała za nim nadążyć. Stacey była szybsza ode mnie; wyjęła walizkę z bagażnika i czekała na mnie przy krawężniku ze smutnym uśmiechem na twarzy. Otoczyła mnie ramieniem i ruszyłyśmy kamienną ścieżką ku niebieskim drzwiom.
Zatrzymawszy się u progu, wyciągnęłam rękę, lecz zawahałam się z dłonią na gałce, niepewna, czy miałam dość siły, by wejść do środka. Moi bliscy byli pogrążeni w żałobie, tak jak ja, i cierpieli – musiałam ich jakoś podnieść na duchu. A jeśli nie dam rady? Co, jeśli się załamię i wszystko tylko pogorszę?
Nie było mi dane dokończyć myśli, ponieważ drzwi nagle się otworzyły i ujrzałam w nich babcię w kwiecistej sukience i fartuchu przewiązanym w talii. Wyraźnie zmizerniała od ostatniego razu, gdy ją widziałam, zmarszczki wokół jej oczu i ust pogłębiły się, włosy się przerzedziły, a policzki zapadły. Niegdyś krzepka drobna postura teraz wydawała się wątła. Cienie pod oczami zdradzały, jak bardzo była zmęczona. Kąciki wąskich ust drgnęły w uśmiechu, a gdy wyciągnęła ku mnie ręce, jej oczy zaszkliły się łzami.
Padłam w jej objęcia i zamknęłam ją w swoich ramionach. Pod palcami czułam kości jej kręgosłupa i żebra przyciśnięte do moich piersi. Strasznie się zmieniła przez te trzy lata. Sporo schudła. Nagle dotarło do mnie, jak bardzo się postarzała.
– Ellie, jak dobrze, że jesteś. – Odchyliła się do tyłu i spojrzała na mnie błyszczącymi oczami, delikatnie przykładając chłodną dłoń do mojego policzka.
Wciągnęłam powietrze w płuca, licząc, że słowa same popłyną.
– Babciu, stęskniłam się za tobą.
Uśmiechnęła się serdecznie, ale w jej oczach dostrzegłam ogromny smutek. Wyglądała na wyczerpaną i bliską załamania. Gładząc moją twarz, patrzyła na mnie wzrokiem przepełnionym rozpaczą. Cisza przedłużała się i żadna z nas nie wiedziała, co powiedzieć. Wreszcie babcia mrugnęła kilkakrotnie i cofnęła się, uchylając szerzej drzwi.
– Wchodź do środka, ciepło ucieka – stwierdziła, uśmiechając się słabo. – O, witaj, Stacey.
Znajomy widok holu przywołał wspomnienia: stojak na parasole, obraz olejny podarowany przez tatę mamie, gdy byłam mała, stolik i staroświecki telefon z tarczą numerową, który w zasadzie nie działał, tylko stał tam dla ozdoby, ponieważ mama uważała, że jest uroczy. Poczułam jeszcze większy ból, jakby ktoś dźgnął mnie nożem w brzuch.
Wzięłam głęboki oddech i przestąpiłam próg. Uderzyła mnie panująca cisza. Tak cicho nie było tu nigdy. Telewizor lub radio zawsze grały, Kelsey śpiewała i tańczyła po kątach, a w tle cicho niósł się dźwięk z taśm do nauki języka obcego i głos mamy powtarzającej słowa, których do końca nie potrafiła wymówić. W domu zawsze było ciepło, jasno i głośno. A teraz wydawał się zimny i pozbawiony życia.
Wolno przesuwałam wzrokiem po otoczeniu. Na widok pary równiutko ustawionych lśniących czarnych półbutów serce zamarło mi w piersi. Buty taty. Moje ciało przeszył chłód. Objęłam się ramionami i spojrzałam na babcię.
– Co z mamą? – spytałam, czując drapanie w gardle.
Babcia spuściła wzrok na podłogę, bezwiednie wycierając ręce w fartuch.
– Jeszcze się nie ocknęła. Odesłali nas do domu kilka godzin temu i obiecali, że zadzwonią, jeśli coś się zmieni.
Pokiwałam wolno głową, nie wiedząc, co powiedzieć. Bałam się wspominać o tacie – nie byłam na to gotowa, i może nigdy nie będę.
– Dobrze się czujesz? Wyglądasz na zmęczoną.
Potrząsnęła głową, jakby chciała odpędzić przykre myśli, a na jej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech.
– Nic mi nie jest, kochanie. Nie martw się o mnie. Właśnie szykuję lunch. Pewnie jesteś głodna. Jadłaś coś?
No tak. Jej odpowiedź na wszystko. Brytyjczycy częstowali herbatą, a babcia wszystkim wpychała jedzenie.
– Nie jestem głodna – odpowiedziałam automatycznie. Powinnam być; nie miałam nic w ustach przez cały dzień. Nie przestawiłam się jeszcze na czas amerykański: w Anglii była teraz pora obiadowa i opuściłam już trzy posiłki, jednak byłam zbyt spięta i roztrzęsiona, by czuć coś tak przyziemnego jak głód. W ogóle nie myślałam o jedzeniu.
– Na pewno? Może jednak się skusisz? – zachęcała i natychmiast pospieszyła do kuchni, skąd dobiegał charakterystyczny aromat chili z pięciu rodzajów fasoli, jej specjalności.
– Jadłam w samolocie – skłamałam, by zakończyć tę rozmowę. Babcia zatrzymała się i odwróciła w moją stronę, z rozczarowaniem zwieszając ramiona. Wiedziałam, że chciała jedynie zająć czymś myśli, ale nie byłam w stanie przełknąć ani kęsa. – Gdzie jest Kels? – zmieniłam temat, rozglądając się ponad jej głową po pustym salonie.
Babcia jakby zesztywniała.
– Na górze, w swoim pokoju. Też nie chciała jeść.
Dobrze to rozumiałam.
– Jak się trzyma?
Nie odpowiedziała, ale nie musiała; jej załzawione oczy mówiły wszystko. Kelsey wcale nie miała się dobrze.
Skierowałam wzrok na schody, zbierając się na odwagę, by wejść na górę do młodszej siostry i dodać jej otuchy słowami, które miałam nadzieję, że w jakiś magiczny sposób przyjdą mi do głowy, ponieważ teraz miałam w niej pustkę. Po prostu nie było takich słów, które mogłyby pomóc.
– Zajrzę do niej, powiem, że jestem, i zapytam, czy nie chce zejść na dół.
Stacey nagle odchrząknęła.
– To ja już sobie pójdę, żebyś mogła się rozpakować i zadomowić – oświadczyła, uśmiechając się dziwnie. – Dzwoń, jeśli będziesz czegoś potrzebować. Okej? Jeśli chcesz, mogę cię później podwieźć do szpitala – zaproponowała i objęła mnie swoimi długimi, szczupłymi ramionami.
– Dzięki. – Odwzajemniłam uścisk i przywarłam do niej; nie chciałam, żeby mnie zostawiała. Stacey odsunęła się ze smutnym uśmiechem na twarzy i wyszła.
W holu ponownie zapadła cisza. Okropna, ogłuszająca, mącąca w głowie cisza.
Babcia pociągnęła głośno nosem, podnosząc brodę i prostując plecy.
– Nałożę ci trochę. Wiem, że nie jesteś głodna, ale może zmienisz zdanie.
Zmusiłam się do uśmiechu i pokiwałam głową. Wiedziałam, że potrzebowała tego, by poczuć, że się nami opiekuje.
– Dobrze,