Strefa Autora

Gorąca antologia


Скачать книгу

– szepcze. W jego spojrzeniu nie ma ani cienia uśmiechu.

      We mnie ponownie wzbiera radość. No ale jak miałoby do tego dojść? Mamy tyle problemów.

      – W takim razie musisz mnie przestać onieśmielać – warczę.

      – A ty musisz się nauczyć komunikacji i mówić mi, co czujesz – ripostuje.

      Biorę głęboki oddech.

      – Christian, chciałeś, abym była twoją uległą. W tym właśnie tkwi problem. W definicji słowa „uległy”, którą mi nawet wysłałeś mejlem. – Próbuję sobie przypomnieć dokładne słowa. – Synonimami były, cytuję: „posłuszny, poddany”. Miałam na ciebie nie patrzeć. Nie odzywać się do ciebie, chyba że mi pozwolisz. Czego się spodziewasz? – syczę.

      Marszczy brwi, a ja kontynuuję:

      – Bycie z tobą jest mocno dezorientujące. Nie chcesz, abym ci się sprzeciwiała, ale z drugiej strony podoba ci się mój „cięty języczek”. Chcesz posłuszeństwa, tyle że nie zawsze, aby móc mnie wtedy ukarać. Kiedy jestem z tobą, nigdy nie wiem, co akurat obowiązuje.

      Mruży oczy.

      – Celna uwaga, jak zawsze, panno Steele. – Głos ma lodowaty. – Chodźmy coś zjeść.

      – Jesteśmy tutaj dopiero pół godziny.

      – Zobaczyłaś zdjęcia, porozmawiałaś z chłopakiem.

      – Ma na imię José.

      – Porozmawiałaś z José, chłopakiem, którego ostatnio widziałem, gdy próbował wepchnąć ci język do ust. A ty byłaś pijana – warczy.

      – On nigdy mnie nie uderzył – wyrzucam z siebie.

      Widać, że jest wściekły.

      – To cios poniżej pasa, Anastasio – syczy groźnie.

      Blednę, a Christian przeczesuje dłonią włosy, ledwie tłumiąc gniew.

      – Zabieram cię na kolację, żebyś w końcu coś zjadła. Gaśniesz na moich oczach. Poszukaj chłopaka i się pożegnaj.

      – Nie możemy zostać dłużej? Proszę?

      – Nie. Idź. Teraz. Pożegnaj się.

      Aż się we mnie gotuje. Pan Przeklęty Kontroler. Dobrze czuć gniew. Lepiej niż być na skraju łez.

      Przeczesuję pomieszczenie wzrokiem, szukając José. Rozmawia właśnie z kilkoma młodymi kobietami. Ruszam w jego stronę, oddalając się tym samym od Christiana. Przywiózł mnie tutaj, więc muszę robić to, co mi każe? Za kogo on się, do cholery, uważa?

      Dziewczęta spijają każde słowo, które wypływa z ust José. Gdy podchodzę, jedna z nich głośno wciąga powietrze, niewątpliwie rozpoznając mnie ze zdjęć.

      – José.

      – Ana. Przepraszam was, dziewczęta. – José obdarza je szerokim uśmiechem i otacza mnie ramieniem. W sumie nawet mnie to bawi: mój przyjaciel robiący takie wrażenie na damach.

      – Wyglądasz na wściekłą – mówi.

      – Muszę już iść.

      – Ale przecież dopiero co przyjechałaś.

      – Wiem, ale Christian musi wracać. Zdjęcia są fantastyczne, José, masz wielki talent.

      Promienieje.

      – Super, że się zjawiłaś.

      Chowa mnie w niedźwiedzim uścisku i obraca mną, tak że widzę w oddali Christiana. Marszczy gniewnie brwi. Na pewno dlatego, że jestem w objęciach José. Tak więc z pełną premedytacją oplatam ramionami szyję przyjaciela. Christian chyba zaraz eksploduje. Spojrzenie ma tak mroczne, że niemal czarne. Rusza powoli w naszą stronę.

      – Dzięki, że mnie ostrzegłeś co do tych portretów – mamroczę.

      – Cholera. Sorki, Ana. Powinienem był ci powiedzieć. Podobają ci się?

      – Eee… nie wiem – odpowiadam szczerze, zbita z tropu tym pytaniem.

      – Cóż, wszystkie się sprzedały, więc komuś się spodobały. Super, no nie? Jesteś dziewczyną z plakatów. – Przytula mnie jeszcze mocniej i w tej właśnie chwili podchodzi do nas Christian. Piorunuje mnie wzrokiem, ale José na szczęście tego nie widzi. Puszcza mnie. – Nie bądź taka sztywna, Ano. Och, pan Grey, dobry wieczór.

      – Panie Rodriguez, imponująca wystawa. – Christian jest lodowato uprzejmy. – Przykro mi, że nie zostaniemy dłużej, ale czas nas nagli, musimy wracać do Seattle. Anastasio? – Subtelnie podkreśla „nas” i bierze mnie za rękę.

      – Pa, José. Jeszcze raz moje gratulacje. – Cmokam go szybko w policzek, a chwilę później Christian ciągnie mnie w stronę wyjścia. Wiem, że aż kipi z gniewu. Ja też.

      Na ulicy rozgląda się szybko, po czym nagle skręca w lewo w boczną uliczkę i popycha mnie na ścianę jakiegoś budynku. Chwyta obiema dłońmi moją twarz, tak bym musiała spojrzeć w te płomienne, pełne determinacji oczy.

      Robię gwałtowny wdech i jego usta spadają na moje. Całuje mnie żarliwie. Nasze zęby się zderzają, a po chwili jego język wdziera się do mych ust.

      Pożądanie eksploduje we mnie niczym fajerwerki z okazji Dnia Niepodległości, i też go całuję, z równym zapałem, wplatam palce w jego włosy i mocno przyciągam go do siebie. Z gardła Christiana wydobywa się jęk, niski dźwięk odbijający się echem w moim ciele, a jego dłoń przesuwa się w dół aż do mego uda. Natarczywe palce przez materiał sukienki wbijają się w skórę.

      W ten pocałunek wlewam całe cierpienie i ból z ostatnich kilku dni, wiążąc Christiana ze sobą, a on, ku memu oszołomieniu – w tej chwili szaleńczej namiętności – robi to samo, czuje to samo.

      Przerywa pocałunek, ciężko dysząc. Oczy mu płoną pożądaniem, jeszcze bardziej rozpalając krążącą w mych żyłach krew. Próbuję wciągnąć do płuc odrobinę cennego powietrza.

      – Jesteś. Moja – warczy, podkreślając każde słowo. Odsuwa się i pochyla, opierając dłonie na kolanach, jakby właśnie przebiegł maraton. – Na miłość boską, Ana.

      Opieram się o ścianę, oddychając głośno, próbując zachować kontrolę nad rozpustną reakcją mego ciała, próbując odzyskać równowagę.

      – Przepraszam – szepczę, gdy wraca mi oddech.

      – No i słusznie. Wiem, co robisz. Pragniesz fotografa, Anastasio? On z całą pewnością czuje miętę do ciebie.

      Kręcę zawstydzona głową.

      – Nie. To tylko przyjaciel.

      – Całe dorosłe życie próbowałem unikać wszelkich ekstremalnych uczuć. A jednak ty… ty wywołujesz we mnie uczucia, które są mi zupełnie obce. To bardzo… – Marszczy brwi, szukając odpowiedniego słowa. – Destabilizujące. Lubię kontrolę, Ana, a przy tobie to – prostuje się i wbija we mnie rozgorączkowane spojrzenie – znika. – Macha ręką, po czym przeczesuje palcami włosy i bierze głęboki oddech. Chwyta moją dłoń. – Chodź, musimy porozmawiać, a ty coś zjesz.

      ROZDZIAŁ DRUGI

      Zabiera mnie do niewielkiej, przytulnej restauracji.

      – Musi nam wystarczyć – mruczy. – Nie mamy dużo czasu.

      Mnie restauracja się podoba. Drewniane krzesła, lniane obrusy, ściany tego samego koloru, co pokój zabaw Christiana – krwista czerwień, kilka niewielkich luster w pozłacanych ramach, białe świece i wazoniki z białymi różami. W tle Ella Fitzgerald nuci tęsknie o tym czymś, co nazywają miłością. Jest bardzo romantycznie.

      Kelner