Tomasz Piątek

Macierewicz i jego tajemnice


Скачать книгу

jako przewodniczący rady nadzorczej31. Jednak w mediach piszących o branży farmaceutycznej i biotechnologicznej czytamy, że Starak kontroluje holenderską firmę Genefar BV, która jest jedynym właścicielem Polpharmy32. W 2007 r. „Dziennik” podał, że niektóre dokumenty dotyczące prywatyzacji Polpharmy – którą Starak kupił od państwa polskiego w roku 2000 – tajemniczo zaginęły, być może zostały zniszczone. Chodziło o potwierdzenia wypłat dokonywanych na rzecz firm konsultingowych, za których radą Polpharmę sprzedano Starakowi33.

      Nie tylko w Polsce Starak działa przebojowo. Potentat robi interesy w wielu krajach świata, także na obszarze byłego Związku Sowieckiego. Pisze o tym m.in. biznesowy magazyn „Forbes”34. Według doniesień licznych mediów – np. „Pulsu Biznesu” z 14 grudnia 2012 r. – nasz oligarcha kupił jedną z największych rosyjskich firm farmaceutycznych – Akrikhin – i planował dalszą ekspansję w Rosji35.

      Wcześniej, w latach 70., Starak robił biznes we Włoszech. A dokładnie – między Włochami a Polską. W latach 80. stworzył tzw. firmę polonijną Comindex i wylansował markę Billy (kultowe wówczas sosy)36. W tym samym czasie współpracował z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa.

      W 2007 r. „Dziennik”, a za nim liczne inne media37 ujawniły, że według dokumentów IPN-u Jerzy Starak przez 21 lat był informatorem SB.

      Wstępne kontakty między Starakiem a podporucznikiem SB Michałem Figlem nawiązano w 1979 r. Rok później biznesmen podpisał oświadczenie: „Jako lojalny obywatel zobowiązuję się dobrowolnie poinformować Pracowników Służby Bezpieczeństwa PRL o wszelkich negatywnych faktach godzących w żywotne interesy PRL i zachowam ten fakt w tajemnicy przed osobami trzecimi”. Podporucznik Figiel przyjął ten dokument i od tej pory on oraz jego koledzy regularnie spotykali się ze Starakiem. Aż do roku 199038.

      Jerzy Starak dokonał czegoś niezwykłego. W komunistycznej Polsce odniósł kapitalistyczny sukces. Czy rozmowy z esbekami jakoś mu w tym pomogły? Nie wiemy. On sam o tych kontaktach nie mówi wiele. Nie zaprzecza swym spotkaniom z esbecją – twierdzi jednak, że uczestniczył w nich biernie, bo SB go „nagabywało”39.

      Ciekawostka: prawicowy pisarz i publicysta Bronisław Wildstein przedstawił Staraka w swojej powieści „Dolina nicości”. Występuje on tam jako Albin Nowak – czarny charakter, wszechpotężny oligarcha o komunistycznych korzeniach, demoniczny władca esbeckiego układu.

      Jak wyglądają stosunki Staraka z Luśnią?

      Przejęcie Herbapolu Lublin przez Staraka bardzo się Luśni opłaciło. Gdy zrezygnował ze swych udziałów w firmie, dostał za to niemal 15 mln zł. Cytowana przeze mnie wcześniej gazeta „Metro” podaje, że przy tej transakcji Luśnia nie zapłacił podatku. Czemu? Bo zastosowano ciekawą, akrobatyczną sztuczkę rozliczeniową. Spędziłem pół dnia w archiwum warszawskiego Sądu Gospodarczego, próbując zrozumieć, o co w tej sztuczce chodziło. Spróbuję streścić ją tak: Herbapol Lublin i firma Luśni ARL wymieniły się udziałami. Następnie z powrotem oddały sobie te udziały, ale przy tej okazji Luśni wypłacono kilkanaście milionów jako coś w rodzaju wyrównania. Bo udziały ARL, które Luśnia dostał z powrotem, były warte mniej niż udziały w Herbapolu Lublin, które wcześniej za nie dostał…

      Czemu ta zasada nie działała przedtem, w drugą stronę? Czemu Luśnia dostał od Herbapolu tanio, by to samo oddać Herbapolowi drożej? Czyżby Jerzy Starak jakoś szczególnie cenił sobie Luśnię?

      Dodam jeszcze, że na swej stronie internetowej firma Intrograf Lublin – należąca do Luśni i produkująca opakowania do leków – chwali się tym, że obsługuje wielkich klientów. Wymienia wśród nich Polpharmę Jerzego Staraka40.

      Odbiegniemy na chwilę od Luśni i jego powiązań biznesowych. Ale zostaniemy przy amerykańsko-polskich transferach gotówki. I przy mglistych początkach kapitalizmu w naszym kraju. To będzie kolejna opowieść o kimś, kto przyjechał z Ameryki i żonglował cudzymi pieniędzmi. W tym samym mieście, w którym działał Luśnia, aczkolwiek nieco wcześniej.

      Wyobraźmy sobie człowieka, któremu udaje się wyemigrować z komunistycznego Związku Sowieckiego do USA w 1976 r. Spragniony wolności emigrant zostaje przedsiębiorcą w liberalnej Ameryce. I wyobraźmy sobie, że po 12 latach – w roku 1988 r. – nasz bohater znowu ucieka. Tym razem ze Stanów do… komunistycznej Polski. Dlaczego? Bo w USA ścigają go za oszustwa podatkowe. Ten niezwykły dżentelmen nazywa się David Bogatin.

      Co robi Bogatin po przybyciu do Polski? Oczywiście zajmuje się biznesem. Zakłada prywatne przedsiębiorstwo Sun-Pol, eksportujące mrożone warzywa i szyjące ubrania. Jakim cudem komunistyczne władze na to pozwalają? Komuna się kończy, polscy komuniści zachęcają obywateli do przedsiębiorczości. Żeby rozkręcić gospodarkę, zapraszają zagranicznych inwestorów… Ale raczej nie przestępców. I na pewno nie chcą, żeby plątali im się pod nogami jacyś emigranci z ZSRR. Oni przecież zdradzili ojczyznę światowego komunizmu!

      Przypomnę: w krajach komunistycznych emigracja na Zachód była traktowana jak zdrada. Czasy się zmieniały i wrogość wobec Stanów Zjednoczonych malała, niemniej obecność w Polsce takiego zdrajcy jak emigrant z ZSRR do USA ciągle mogła drażnić „radzieckich towarzyszy”. A oni wciąż mieli w Polsce dużo do powiedzenia. Mimo to Bogatin rozpoczął działalność w PRL-u bez przeszkód. Jakby był pod czyjąś specjalną ochroną.

      Dziennikarz śledczy Jacek Łęski, który zajmował się wtedy sprawą Bogatina w Lublinie, wspomina: „Przyleciał ze Stanów… i wszyscy się nim zachwycili. Jego głównym wspólnikiem był niejaki A., uważany w Lublinie za szarą eminencję. Wywodził się z prywatnego biznesu, ale wskazywano go jako człowieka służb”.

      W 1991 r. Bogatin założył Pierwszy Komercyjny Bank w Lublinie (drugi prywatny bank w Polsce). Miał w nim 97,5 proc. akcji. Pod koniec 1991 r. bank zatrudniał już 200 pracowników. Polacy powierzyli mu ponad 800 mld starych złotych (80 mln nowych złotych – co wtedy było znaczącą sumą nawet dla bankiera). Piszę „Polacy”, nie „lublinianie”, bo bank zaczął otwierać oddziały w innych miastach. Szefem warszawskiej placówki został poseł SLD, wcześniej PZPR – Wiesław Kaczmarek. Tak, ten sam, który później był ministrem skarbu w rządzie Leszka Millera. Według Łęskiego Kaczmarek oprowadzał Bogatina po warszawskich salonach i zapoznawał go z wpływowymi osobami w stolicy.

      Kapitał zakładowy na rozpoczęcie działalności bankowej Bogatin uzyskał z PKO SA. Wyłudził te pieniądze jako kredyt na inną, fikcyjną inwestycję. Dla niepoznaki pieniądze, zanim trafiły z jednego banku do drugiego, jeszcze nieistniejącego, przepuszczono przez Austrię.

      Jeden z informatorów twierdzi, że to „kredytowe wypompowanie” pieniędzy poszło gładko, bo w V Oddziale PKO SA pracowała niejaka Grażyna C. Pani C. była kochanką pana A., polskiego wspólnika Bogatina. To ona miała zadbać, żeby jej facet i jego kolega dostali swój kredyt.

      Zdaniem tego samego informatora pan A. był „opiekunem” Bogatina z ramienia komunistycznych służb specjalnych. Służby te lubiły przydzielać takich opiekunów zagranicznym inwestorom, żeby ich przypilnować i w miarę możności oskubać.

      Ale w 1991 r. komunistycznych służb specjalnych już nie było. Był Urząd Ochrony Państwa, powołany w wolnej Polsce. W lubelskim oddziale pracował Zbigniew Niezgoda, człowiek wówczas młody, dziś już niestety nieżyjący. Niezwiązany z poprzednim systemem i według tych, którzy go znali, uczciwy. Szybko zaczął podejrzewać Bogatina i jego bank o łamanie prawa. Kolega Niezgody z lubelskiego UOP-u mówi tak: „Badaliśmy sprawy własnościowe nowo powstałych spółek. I Niezgoda w Rejestrze Handlowym znalazł «chachmęty» przy Pierwszym Komercyjnym Banku Bogatina”. Na czym one polegały? Nie tylko na „pompowaniu”