Remigiusz Mróz

Przewieszenie


Скачать книгу

pański raport z wydarzeń na Ukrainie. Według niego w glocku powinien zostać jeden pocisk więcej.

      – Chyba pan sobie żartuje.

      – Nie. Wydział kontroli albo tego nie zauważył, albo celowo zignorował. Rozumiem, że podinspektor Osica zna oficerów, którzy pana…

      – Co to za brednie? – spytał Forst, rozkładając ręce. – Wzywacie mnie, żebym pogadał z oskarżonym, a teraz wyskakujecie z jakimiś absurdami.

      – To żaden absurd – odparł Aleksander. – A poważny problem dla pana, komisarzu.

      6

      Eliasz obserwował, jak śmigłowiec TOPR-u zabierał ciało dziewczyny. Podczas upadku odpiął jej się plecak i ubranie trochę się postrzępiło, ale tylko dodawało to uroku jej zwłokom. Iwo z trudem oderwał od nich wzrok.

      – Pan to widział? – zapytał ratownik, który pojawił się jeszcze przed helikopterem.

      Eliasz skinął niepewnie głową.

      – Tak… – powiedział słabo i spojrzał na turystę, który szedł za nimi. – Tak, widzieliśmy to…

      Użycie liczby mnogiej podziałało na przypadkowego mężczyznę tak, jak Iwo się spodziewał. Turysta poczuł, że również znajduje się w centrum zainteresowania. Tragedia czy nie, na podstawowym poziomie psychika ludzka działała zawsze w ten sam sposób.

      Facet powinien się przyznać, że właściwie nic nie widział, tylko słyszał. Nie zrobił tego jednak. Zamiast tego obaj zaczęli dukać nic nie znaczące słowa, patrząc na siebie niepewnie.

      Dzięki temu Eliasz miał alibi, a turysta będzie mógł potem opowiadać o tym przy piwie, spuszczając wzrok i żałując dziewczyny. Może nawet uwierzy w to, że rzeczywiście coś widział.

      – Muszę spisać panów dane – odezwał się ratownik.

      Iwo pokiwał głową i pozwolił towarzyszowi, by zrobił to jako pierwszy. Potem sam wyciągnął dowód osobisty wystawiony na fałszywe imię i nazwisko.

      Ze zdobyciem takiego dokumentu nie było najmniejszego problemu. W Internecie ogłaszali się wykonawcy, którzy otwarcie proponowali wykonanie „kolekcjonerskiego” dowodu osobistego z dowolnymi danymi. Koszt około pięciuset złotych, ale najlepsi brali tysiąc sto. Dodatkowo płatny był hologram – dwieście złotych.

      W świetle prawa nie było to nic nielegalnego. Nie istniał przepis, który zakazywałby wytwarzania replik dokumentów. Nie mogły tylko być w stu procentach identyczne z oryginałami.

      – A pan? – zapytał go TOPR-owiec.

      Eliasz podał mu dowód.

      – Wojciech Radkowiak – powiedział.

      Obserwował, jak ratownik wpisuje dane do notatnika, a potem podał mu numer telefonu na kartę, który wcześniej kupił. Iwo wiedział dokładnie, co będzie się działo później. Jak zawsze w takich sytuacjach, przez kilka dni Prokuratura Rejonowa w Zakopanem będzie ustalać, czy doszło do nieszczęśliwego wypadku, czy może śmierć turystki jest wynikiem przestępstwa. Zwykła formalność, która trafi na biurko jakiegoś nowicjusza.

      Eliasz przypuszczał, że od niechcenia nieszczęśnik sprawdzi dane na jego fałszywym dowodzie osobistym. Wklepie imię i nazwisko do centralnego rejestru i przekona się, że Iwo nigdy nie był karany. A jeśli pracownik będzie bardziej skrupulatny, być może wprowadzi numer dowodu do bazy dokumentów zastrzeżonych – nie znajdzie go tam, bo Eliasz nikomu nie ukradł danych. Po prostu je stworzył.

      Po kilku dniach postępowanie zostanie umorzone, jak zawsze, kiedy dochodzi do niefortunnego wypadku w górach. Mimo szumnych zapewnień w mediach, że sprawdza się każdą śmierć, takim sprawom nie poświęcano wiele uwagi. W końcu dziewczyna szła sama i dwóch niezależnych świadków widziało, jak spada.

      – To wszystko – odezwał się ratownik, oddając im dokumenty. – Bezpiecznego powrotu – dodał na odchodnym.

      Iwo widział, że turysta nosi się z zamiarem nawiązania rozmowy, więc czym prędzej wyciągnął ku niemu rękę. Nie miał zamiaru zostawać tu dłużej, niż było to konieczne. Poza tym ciało znalazło się już na pokładzie śmigłowca.

      Spojrzał z rozrzewnieniem na krew, którą ofiara zostawiła na skałach, a potem pożegnał mężczyznę i ruszył za ratownikiem w dół.

      Zszedł do Zmarzłego Stawu, a potem zakręcił w lewo, ku niebieskiemu szlakowi. Ruszył w kierunku Zawratu, by przeprawić się przez masyw Orlej Perci i zejść na drugą stronę, do Doliny Pięciu Stawów.

      Miał ochotę pogwizdywać pod nosem. Udało mu się bezkarnie zabić dziewczynę i rozpoczynał poszukiwania kolejnej ofiary.

      7

      Forst klął w duchu jak szewc, choć starał się nie okazywać złości. Patrzył na prokuratora, spokojnie przeżuwając gumę, jednak najchętniej zerwałby się z krzesła i dał po mordzie bezczelnemu kutasinie.

      Nie wiedział, czy Gerc mówi prawdę. Dotychczas wydawało mu się, że prawidłowo podał liczbę wystrzelonych pocisków. Uwzględnił też tę kulę, która trafiła ukraińskiego zbrodniarza prosto w czaszkę, zanim w ogóle trafił na sprawców zabójstw.

      – I co pan na to? – zapytał Aleksander.

      Wiktor przeniósł wzrok na prokurator, starając się stwierdzić, ile wie. Damulka nie zdradzała żadnych emocji, co kazało mu sądzić, że jest równie zaskoczona jak on.

      Zastanawiał się, czy mógł się pomylić. Po powrocie do Polski był zmordowany, otarł się w końcu o śmierć. Być może podał hienom z wydziału kontroli niewłaściwą liczbę.

      Ale nie szkodzi. Nic mu z tego powodu nie groziło, wbrew temu, co twierdził Gerc. Nie ma zwłok, nie ma przestępstwa – przynajmniej zazwyczaj. Bywało, że w procesach poszlakowych skazywano ludzi na długie odsiadki, ale w tej sytuacji nie musiał się tego obawiać.

      Forst obrócił się do Aleksandra i zaczął żwawiej przeżuwać gumę.

      – To pańska odpowiedź? – zapytał prokurator.

      – Tak.

      – Więc nie zaprzecza pan, że…

      – A to przesłuchanie? – Wszedł mu w słowo Wiktor. – Myślałem, że potrzebujecie mojej pomocy.

      – A pan naszej, jak widać.

      Forst prychnął pod nosem.

      – Nie pamiętam, ile razy strzeliłem – odezwał się. – Pewnie tyle, ile podałem, ale nie mogę być pewien. Trochę się działo, wie pan?

      – Wiem – odparł Gerc. – Wiem też, że te liczby się nie zgadzają.

      – Trudno. Widocznie się machnąłem.

      Aleksander spojrzał na niego spod byka.

      – Albo wdał się pan w wymianę ognia, a potem wykonał egzekucję na którymś ze sprawców.

      – O tak, dobiłem tę staruchę.

      – Komisarzu Forst… – zaapelowała Wadryś-Hansen. – Pozostańmy przy faktach.

      – Chętnie.

      – Jest to dla pana niewątpliwie potencjalny problem – dodała. – Ale nie zamierzamy wyciągać żadnych pochopnych wniosków.

      – Chwała wam za to.

      Dominika znów poprawiła okulary. Forst uznał, że jest w tym ruchu coś pociągającego. Właściwie wszystko, co robiła ta kobieta, było pociągające. Przywodziła na myśl purytańską