Remigiusz Mróz

Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4


Скачать книгу

zaczął jednak od czegoś innego.

      – Mamy problem, Kordian.

      – Nie jeden. Spowolnienie gospodarcze, rosnące stopy procentowe, wzrost przestępczości na terenach zurbanizowanych i…

      – To nie pora na żarty.

      Oryński poprawił się na krześle. Przyjął poważny, skupiony wyraz twarzy, mając nadzieję, że sprawia wrażenie profesjonalisty. Niepotrzebnie zaczynał od luźnych uwag, jakkolwiek po wszystkim, co przeszli z Żelaznym, wydawało mu się, że może sobie na to pozwolić.

      – Znasz postanowienia umowne, które uzgodniliśmy z Joanną.

      – Owszem.

      – W takim razie wiesz, że zobowiązała się bronić ojca.

      Skinął głową, marszcząc brwi. Nie miał pojęcia, o co został oskarżony Filip Obertał. Wiedział jedynie, że kiedy poinformował Chyłkę o tym, co zrobiła, w pijackim przypływie szczerości oznajmiła mu, że pedofilów nie broni.

      Oskarżenie z pewnością tego nie dotyczyło, Żelazny nie wziąłby takiej sprawy. Musiało więc chodzić o jej przeszłość. Kordian nie zamierzał jednak w niej grzebać, obawiając się tego, co może odnaleźć.

      – Nie wygląda mi na to, żeby zamierzała uhonorować nasz układ.

      – Jeśli jest na piśmie…

      – Nie próbuj mydlić mi oczu, chłopcze.

      – Nie zamierzałem.

      – Więc powiedz wprost: zrobi to czy nie?

      – Przypuszczam, że tak.

      – Ale potrzebuje zachęty?

      – Jeśli pod tym słowem rozumie pan pistolet przy skroni, to tak, zachęta się przyda.

      Przez chwilę milczeli. Oryński zastanawiał się, czy może w jakikolwiek sposób pomóc byłej patronce. Ostatecznie jednak umowa była umową – prędzej czy później będzie musiała spotkać się z ojcem i go reprezentować.

      – Czego dotyczy sprawa? – spytał Kordian.

      – Nie mogę tego zdradzić, dopóki nie zawiązano stosunku obrończego. Oczywiście to rozumiesz.

      – Oczywiście.

      – I chciałbym, żeby ten stan rzeczy zmienił się jak najszybciej. Liczę na ciebie, Kordian.

      – Na mnie?

      – Zdaje się, że tylko ty potrafisz przemówić jej do rozsądku.

      Oryński nieomal parsknął śmiechem.

      – Wytłumacz jej, że od tego nie ucieknie.

      – Naturalnie.

      – I daj do zrozumienia, że jeśli nie dotrzyma warunków umowy, ja także nie będę czuł się zobligowany, by to zrobić.

      – Zakomunikuję jej to dobitnie.

      – Świetnie. W takim razie jest jeszcze jedna…

      Urwał, gdy drzwi nagle się otworzyły. Do środka wpadł podmuch wiatru, który zdawał się nieść także cały rozgardiasz z korytarza. Wraz z nim do gabinetu wparowała Chyłka.

      Rzuciła na biurko czarną różę, a potem skrzyżowała ręce na piersi. Kilka płatków spadło na podłogę.

      – Co to jest? – zapytał Artur.

      – Kolejne ostrzeżenie.

      – Przed czym?

      – Przed tym, żebym nie zajmowała się tą sprawą.

      – Ale…

      – Dlatego jeśli wezwałeś tu Zordona po to, by przekonał mnie do obrony ojca, zastanów się dwa razy. Coś ewidentnie jest na rzeczy. Coś większego, niż przypuszczałam.

      7

      ul. Wyspowa, Zacisze

      Ochroniarz po raz kolejny spróbował dodzwonić się do mieszkania sędziego Sendala. Pokręcił głową, rozłożył ręce, a potem spojrzał bezradnie na Chyłkę.

      – Niech pan zatarabani jeszcze raz.

      – Próbowałem już czterokrotnie…

      – Do pięciu razy sztuka.

      – Pana Sendala najwyraźniej nie ma w domu.

      – Ani jego żony? O tej porze?

      Stojący obok Kordian podciągnął rękaw marynarki i spojrzał na zegarek. Uwadze Joanny nie uszło, że był to nowy model szwajcarskiego mondaine’a. Klasyczny, minimalistyczny, ale jednocześnie nowoczesny. Ceny pewnie zaczynały się od trzech tysięcy, co świadczyło o tym, że kancelaria Żelazny & McVay coraz bardziej ceniła sobie Oryńskiego. Nic dziwnego, miał na swoim koncie już kilka głośnych sukcesów. Problem polegał na tym, że im szybciej młodzi prawnicy wspinali się w hierarchii, tym szybciej spadali z piedestału. Chyba że po drodze zaprzedali duszę korporacyjnym demonom. To gwarantowało nietykalność.

      Chyłka potrząsnęła głową. Potrzebowała się napić, jej myśli zaczynały dryfować w niebezpiecznych kierunkach.

      – Która jest? – spytała.

      – Dziesięć po ósmej.

      Przeniosła wzrok na ochroniarza w budce.

      – O której zwykle przyjeżdżają z pracy?

      – Ale skąd ja mam…

      – Niech pan nie pierdoli – wypaliła. – Siedzi pan tu dzień w dzień, doskonale się pan orientuje.

      Przez chwilę się zastanawiał, jakby był szafarzem tajemnej wiedzy.

      – Nie mogę ot tak…

      – Jestem adwokatem pana Sendala, wszystko pan możesz. Więc?

      – Ona wraca po ósmej, on dużo wcześniej.

      Joanna pokiwała głową. Wyciągnęła telefon, a potem wybrała numer sędziego. Zadzwoniła, ale po raz kolejny usłyszała tylko informację, że abonent jest tymczasowo niedostępny.

      Zaklęła pod nosem.

      – Powinien dawno się z nami skontaktować – zauważyła.

      – Wiem.

      – Do tej pory ma już wszystkie szczegóły. Wie kto, co, gdzie i kiedy.

      – Spokojnie…

      – Jestem spokojna, Zordon. Zważywszy, że mój klient zapadł się nagle pod ziemię, jestem bardzo spokojna. Pamiętasz, co było ostatnim razem, kiedy do tego doszło?

      – Nie. Wymazałem to z pamięci.

      Skinęła tak energicznie, że zakręciło jej się w głowie. Emocje zaczynały wzbierać, tamy powoli przeciekały. Wraz z nimi coraz gorzej trzymały się też bariery, które wzniosła. Kilka metrów dalej był sklep spożywczy, a przy drugiej bramie na osiedle – Żabka. Wystarczyło wejść do środka, poprosić o…

      – Jedzie – oznajmił ochroniarz, wskazując czarnego forda mondeo.

      Kierująca zatrzymała się przed szlabanem i przez chwilę patrzyła nierozumiejącym wzrokiem na Chyłkę.

      – Joanna?

      – We własnej osobie.

      Natalia Sendal trwała z otwartymi ustami, jakby prawniczka była ostatnią osobą, którą spodziewała się zastać w tym miejscu.

      – Co ty tutaj robisz?

      – Przyjechałam zobaczyć się z klientem. Nie odbiera telefonów.

      – Może