Pomimo zmęczenia i stresu wyglądała świeżo i pięknie.
Iwan przypomniał sobie moment, gdy wychodzili z poczekalni. Jeszcze czuł wściekłość, chęć surowego ukarania jej za bezczelną próbę ucieczki. Trakt prowadzący na peron był nieodśnieżony i śliski; po kilku krokach Ewelina zachwiała się, nie mogąc znaleźć oparcia dla stóp. Kolcow podtrzymał ją; wszystko stało się tak szybko, że nawet nie wiedział, w jaki sposób znalazła się w jego objęciach. Mimo wielu warstw odzieży oraz lodowatego zimna i emocji wyraźnie poczuł ciepło jej ciała. Nie zwracał uwagi na coraz bardziej zdumione spojrzenia pasażerów, nie dbał o to, że pociąg może odjechać bez nich – czuł tylko, że ta dziewczyna, o której nieustannie myślał i przez którą nie mógł spać po nocach, jest blisko, jego, tu i teraz. Nie liczyło się nic innego. Mógłby tak stać całą noc, niepomny na toczące się wokół wydarzenia. Wściekłość i gniew odeszły w jednej chwili. Wybaczył jej. Gotów był do wybaczania w przyszłości.
Ewelina zwróciła ku niemu twarz. Turkusowe oczy zdawały się patrzeć z uwagą. Wiedział, że nie mogą go dostrzec, ale to nie miało znaczenia. W jej oczach była mądrość, siła i charakter, cała osobowość. Poczuł, że od tej chwili odwrotu już nie ma, cokolwiek by się stało i jak bardzo protestowałby Pomocnik. Gdyby przyszło położyć na szali życie, by tę dziewczynę uratować, nie zawahałby się nawet sekundy.
Iwan poczuł falę idącego ku sercu ciepła. Półmrok wagonu pojaśniał. Kątem oka dostrzegł sceptyczne spojrzenie Pomocnika, ale zignorował je. Wpatrywał się łapczywie w twarz Eweliny. Nieznaczny grymas ust wydał mu się najjaśniejszym promieniem słońca, jaki ostatnio widział.
– Tracisz głowę – szeptał gdzieś zza ucha Pomocnik.
– Paszoł won – warknął Iwan.
– Jest coraz gorzej. Idiociejesz w zastraszającym tempie.
– Won – powtórzył z naciskiem Kolcow.
– Dlaczego właściwie jesteśmy razem? – zapytała Ewelina. Odezwała się po raz pierwszy, odkąd opuścili dworzec.
– Bo… – zaczął Iwan, po czym urwał.
O czym miał mówić? Wyłuszczać, jak pierwotny plan zemsty na bracie przerodził się w szaleńczą miłość do siostry? Opowiadać o swoich zamiarach? A jakie one były? Co pozostało aktualne? A może jednak powinien ją zganić za chęć ucieczki, nastraszyć, wybić z głowy podobne pomysły?
Nadal czuł za plecami obecność Pomocnika, ale niechciany doradca przynajmniej przestał się odzywać. Iwan nie miał ochoty na polemiki. Na razie musiał uporządkować chaotyczne myśli kłębiące się w głowie.
Ewelina pochyliła się, wyciągnęła dłoń i dotknęła jego piersi.
– Czuję, że chcesz mi powiedzieć coś ważnego. To dobrze. Jednak ja przede wszystkim chciałabym usłyszeć, co właściwie tu robię. Porwałeś mnie z rodzinnego domu, traktujesz jak więźnia, sprawujesz nade mną kontrolę, grozisz mi. Wyczuwam w tobie dużo złych uczuć. Co mnie zaskakuje, dobrych również. Jesteś dziwnym człowiekiem, Iwanie. Ale chcę wiedzieć, przynajmniej to mi się należy. Z jakiego powodu mnie porwałeś i dlaczego jedziemy do Kijowa?
Iwan czuł ciepło jej dłoni i próbował logicznie pomyśleć. Możliwe, że od słów, które wypowie, zależy jego przyszłość. Dziewczyna mogła do końca zamknąć się w skorupie oddzielającej ją od świata lub z jego pomocą spróbować opuścić ją na dobre. Ileż by dał, by dalej podążała za nim z własnej woli.
Ewelina nie czekała.
– Tam, w lesie, uratowałeś mi życie. Jestem ci wdzięczna, oczywiście, ale zastanawiam się, dlaczego to właściwie zrobiłeś. Mogłeś uciec i nikt by cię nie dogonił. Mogłeś zostawić mnie w łapach żołdaków i pies z kulawą nogą nie dowiedziałby się o twoim istnieniu. Ale ty zaryzykowałeś życie, by uratować moje. Niewiele osób tak robi. Wydaje mi się, że tak się dzieje tylko wtedy, gdy w grę wchodzi uczucie, jakiś związek krwi albo namiętności. Pokrewieństwo odrzucam, coś bym wiedziała o takim krewnym. Zostaje więc uczucie i namiętność. Mam rację?
Cóż mógł odpowiedzieć?
– Czuję się za ciebie odpowiedzialny – odparł, wiedząc, że mówi zaledwie małą część prawdy. Starał się uwierzyć we własne słowa. Chciał uwierzyć, by ją przekonać. – Póki mogę utrzymać broń w garści, nic ci nie grozi.
– Nie o to pytam. Ale nawet to, co mówisz, jest wątpliwe. Wokół rewolucja. A w czasie rewolucji nie ma miejsca dla takich ludzi jak ja, niewidomych panienek grających na fortepianie i lubiących w ludziach łagodność i spokój. Nie miej złudzeń, Iwanie. To świat, który ginie. Jego koniec jest przesądzony. A ja przynależę do tego świata.
– Świat może tak. Ale to nie znaczy, że ty giniesz. Obiecuję ci, dopóki zdołam utrzymać karabin…
– Tak twierdzisz? – Przekrzywiła głowę. – Gdyby nie twoja zła wola, nie byłoby mnie tu. Chciałam odejść, zatrzymałeś mnie.
Kolcow miał na końcu języka ciętą odpowiedź, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Uświadomił sobie, że jest właściwie innym człowiekiem niż jeszcze kilka tygodni temu, a nawet wczoraj.
– Miałem złą wolę – przyznał. Nachylił się ku niej. Sam nie wierzył, że to mówi. – Ale to przeszłość.
– Tak? – Przekrzywiła głowę i uśmiechnęła się słodko. Iwan przełknął ślinę. – Więc może wysiądziemy na najbliższej stacji i wsadzisz mnie do pociągu w odwrotnym kierunku, bym mogła wrócić do brata?
Kolcow zaklął w duchu. Zachowywał się jak głupiec. Nie powinien prowadzić takich rozmów. Może później, na pewno nie teraz.
Ewelina bezbłędnie zinterpretowała jego wahanie.
– Więc sam widzisz – powiedziała spokojnie. – Nie ma w tobie dobrej woli, Iwanie. Gdyby była, pozwoliłbyś mi odejść.
Iwan poczuł przypływ tak dobrze znanej wściekłości. Nachylił się ku niej, niemal wtulając usta w ucho dziewczyny.
– Nawet o tym nie myśl – syknął, tracąc nad sobą panowanie. – Ktokolwiek się tu zjawi i niezależnie od tego, jak bardzo okazja wyda ci się ponętną, zdążę ci zamknąć usta, rozumiesz? A jeśli ci się uda uciec, przysięgam na wszystkie świętości, że wrócę i zabiję twojego brata. Mówię poważnie. Albo ty, albo Wilhelm.
– Tak właśnie, kochany – powiedział Pomocnik. Stał tuż obok i patrzył w dół, wprost w oczy Iwana. Z tej perspektywy wydawał się potężny. – Znowu grozisz. Straciłeś głowę i kontrolę nad sytuacją.
– To się już nie powtórzy – odparł Kolcow, a w jego głosie brzmiała pokora. Czuł zapach włosów Eweliny. – Od tej pory nie spuszczę jej z oczu. Grożę, bo nie chcę jej stracić.
– A co zrobisz, gdy dotrzesz do celu?
– Zastanowię się.
– Już to mówiłeś.
– Ona już nie ucieknie.
Pomocnik skrzywił się.
– Łaska pańska na pstrym koniu jeździ – stwierdził. – Dziewczyna jest ci wdzięczna za uratowanie skóry, a i tak próbowała uciec. Na razie ją nastraszyłeś, ale nie wiesz, co zrobi za kilka dni, gdy emocje opadną. Ona kocha brata i nie zna innego świata, poza nim. Ty ją z tego świata wytrąciłeś. Nie łudź się, że nie będzie chciała odzyskać wolności. Jest inteligentna, co najmniej tak jak ty. Wykorzysta pierwszą okazję, jaka się nadarzy. Albo, co nawet bardziej prawdopodobne, sama ją stworzy.