Remigiusz Mróz

Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8


Скачать книгу

nie muszą się martwić finansowaniem wyprawy, ale ona nie mogła liczyć na taki komfort. Była w ciągłym konflikcie z władzami związku i nawet kiedy dostawała pieniądze, nie miała żadnej swobody. W pewnym momencie po prostu zaczęła załatwiać finansowanie niezależnie. I niektórzy twierdzą, że nie tylko poprzez medialną, ale też łóżkową ekwilibrystykę.

      – Typowe pomówienia w środowisku męskich maczo.

      – Nie wydaje mi się. Braterstwo liny zobowiązuje, nawet jeśli bratem w istocie jest siostra.

      – Więc dlaczego to znaczące?

      – Bo jednym z jej najbardziej zagorzałych kibiców i stałych sponsorów był właściciel pewnej firmy z branży TSL.

      – TSL? – odezwał się Oryński.

      Chyłka uderzyła dłonią w kierownicę.

      – Transport-spedycja-logistyka – powiedziała.

      Nie musiała dodawać nic więcej. W końcu odkryli spoiwo, które wiązało ich bezpośrednio z Klarą.

      6

      Gabinet Żelaznego, Skylight

      Dźwięk uderzających o siebie spinek był dla Oryńskiego jak drażniące, uporczywe dzwonienie w uszach. Wbijał wzrok w widoczny za oknem Pałac Kultury i Nauki, czekając, aż szef się odezwie.

      Głos zabrała jednak Chyłka, kiedy tylko Kordian zamknął za nimi drzwi.

      – Theen haal… – zaczęła. – Khale thi, Artur?

      Żelazny odłożył swój nieodłączny atrybut na biurko, zza którego powoli się podniósł. Pochylił się nieco i posłał jej spojrzenie, które zapowiadało rychłe nadejście reprymendy.

      – Spokojnie, nie obraziłam cię. Przynajmniej nie werbalnie – dodała Joanna. – Zapytałam tylko, jak się masz.

      Usta Żelaznego zacisnęły się tak mocno, że uwydatniły się mięśnie żuchwy.

      – To w języku badeszi – wyjaśniła prawniczka. – Obecnie zna go tylko trzech tetryków z niewielkiej górskiej wioski w Pakistanie. Umrze razem z nimi, więc za punkt honoru postawiłam sobie…

      – Czyś ty zwariowała?

      – Nie. To lingwistyczna misja humanitarna.

      – Mam na myśli zasraną Klarę Kabelis.

      – Ach. Ona nie mówi w żadnym języku poza polskim, co okazało się dość pomocne.

      Artur nabrał głęboko tchu, a potem wskazał dwa krzesła przed biurkiem. Oryński nie mógł opędzić się od wrażenia, że od pewnego czasu stoją tam tylko po to, by imienny partner miał dogodne warunki do rugania dwójki niepokornych prawników.

      Zajęli miejsca, a Żelazny przez chwilę przyglądał im się z góry. W końcu sam również usiadł.

      – Jakim prawem zawarliście… – zaczął.

      – Jestem partnerem w tej firmie, Artur – ucięła Chyłka. – Mam pełne prawo podejmować decyzje o tym, kogo reprezentuję.

      – Ale Kabelis? Czy ty nie rozumiesz, jakie to będzie bagno?

      – Co najwyżej mokradło.

      Żelazny pokręcił głową i na moment zamknął oczy, teatralnie okazując swoją bezsilność.

      – Nazywaj to, jak chcesz – odezwał się po chwili. – Ale doskonale wiesz, że ta dziewczyna zostanie ukamienowana. I nie wygrzebie się spod głazów, którymi ludzie ją obrzucą.

      Joanna przełożyła rękę przez oparcie krzesła, jakby jej nonszalancki ton był niewystarczającym narzędziem irytowania szefa.

      – Nie pamiętasz, co się działo z Bieleckim po Broad Peaku? – ciągnął.

      – Pamiętam doskonale każdy festiwal hejtu w najnowszej historii Polski.

      – Więc…

      – I fakt faktem, Bieleckiego krytykowali chyba wszyscy, którzy mieli możliwość kłapania dziobem. No, może z wyjątkiem tych sześciu innych osób, które oprócz niego jako jedyne na świecie stanęły na ośmiotysięczniku zimą.

      – Nie chodzi o to, czy opinia publiczna miała rację, czy nie.

      – Nie miała.

      – To bez znaczenia. Wtedy media gotowe były go powiesić, a sytuacja była diametralnie inna. Nikt nie oskarżał go o zabójstwo, a jedynie zostawienie Berbeki i Kowalskiego.

      Kordian odchrząknął, a uwaga przełożonego natychmiast skupiła się na nim.

      – Właściwie prokuratura prowadziła wtedy śledztwo – zauważył Oryński. – O ile mnie pamięć nie myli, chciano oskarżyć jego i Małka o nieudzielenie pomocy, a nawet nieumyślne spowodowanie śmierci.

      Chyłka skinęła głową.

      – Postępowanie umorzono – dodała.

      – I co w związku z tym? – odbąknął Żelazny. – Raz, że teraz do tego nie dojdzie, a dwa, że co to dało? W oczach opinii publicznej i tak wyszło, jak wyszło. A teraz będzie jeszcze gorzej, nie rozumiesz?

      Joanna wzruszyła ramionami.

      – Oskarżają ją o zabójstwo. Umyślne – dodał Artur. – To, co się działo po Broad Peaku, będzie tylko namiastką tego, co stanie się teraz.

      – Wybronimy ją.

      – Jak?

      – Nie wiem. Jeszcze nawet z nią nie rozmawiałam.

      Imienny partner wyglądał, jakby miał się zakrztusić własną śliną.

      – Szkoda – odparł. – Może po krótkiej pogawędce powiedziałaby ci, dlaczego zamiast wracać do kraju, próbowała uciec do Tybetu. I może przejrzałabyś na oczy.

      – Na wzrok nie narzekam – zauważyła Joanna, rozsiadając się jeszcze wygodniej. – Choć kiedy Zordon zapomina się przy słuchaniu nowego singla Taco Hemingwaya i zaczyna się gibać, nawet bym chciała.

      – Nie gibię się.

      Chyłka przewróciła oczami, a potem na powrót skupiła wzrok na Żelaznym.

      – Od czasu do czasu gestykuluje nawet w rytm muzyki – mruknęła.

      – Nazywamy to rapowaniem.

      – No właśnie – odparła z bólem w głosie, nie odrywając spojrzenia od Artura. – Wyobrażasz sobie, co przechodzę na co dzień?

      – A co ja mam powiedzieć?

      – Masz dziękować Bogu, że zesłał ci takie błogosławieństwo jak ja.

      – O tak. Szczególnie kiedy nastawiasz budzik pół godziny przed czasem tylko po to, żeby mieć satysfakcję z kilkukrotnego wciskania drzemki – odparował Kordian.

      – Przynajmniej nie żłopię porannej kawy, jakby ktoś podpiął mi grdykę do wzmacniacza.

      – Piję całkiem normalnie. Ty za to masz dziwną manię wyłączania światła w lodówce.

      – To nie żadna mania, tylko roztropność – zaprotestowała Joanna i ciężko westchnęła. – W głowie mi się nie mieści, że w dwudziestym pierwszym wieku, kiedy wszystko podobno jest smart, nikt nie wpadł na to, żeby nocą ta pieprzona iluminacja była słabsza. Nie, zamiast tego otwierasz drzwiczki i czujesz się, jakby Bóg właśnie stworzył świat.

      Oryński mruknął pod nosem.

      – Szkoda, że takiej roztropności nie wykazujesz przy ładowaniu zmywarki. Przez twoje