w ustawicznej wojnie. Napadały na siebie wzajem i zabierały sobie konie, wielbłądy, bydło rogate i przede wszystkim niewolników. Popełniano przy tym wiele okrucieństw. Ale najgorsi byli kupcy polujący na kość słoniową i niewolników. Utworzyli oni jakby osobną klasę ludzi, do której należeli wszyscy niemal naczelnicy pokoleń i zamożniejsi kupcy. Ci czynili zbrojne wyprawy daleko w głąb Afryki, grabiąc wszędy kły słoniowe i chwytając tysiące ludzi: mężczyzn, kobiet i dzieci. Niszczyli przy tym wsie i osady, pustoszyli pola, przelewali rzeki krwi i zabijali bez litości wszystkich opornych. Południowe strony Sudanu, Darfuru i Kordofanu oraz kraje nad górnym Nilem aż po jeziora – wyludniły się w niektórych okolicach prawie zupełnie. Lecz bandy arabskie zapuszczały się coraz dalej, tak że cała środkowa Afryka stała się ziemią łez i krwi. Otóż Anglia, która, jak ci wiadomo, ściga po całym świecie handlarzy niewolników, zgodziła się na to, by rząd egipski zajął Kordofan, Darfur i Sudan, był to bowiem jedyny sposób zmuszenia tych grabieżców do porzucenia tego obrzydliwego handlu i jedyny sposób utrzymania ich w ryzie.
Nieszczęśliwi Murzyni odetchnęli; napady i grabieże ustały, a ludzie poczęli żyć pod jakim takim prawem. Ale oczywiście taki stan rzeczy nie podobał się handlarzom, więc gdy znalazł się między nimi Mohammed-Achmed, zwany dziś Mahdim, który począł głosić wojnę świętą pod pozorem, że w Egipcie upada prawdziwa wiara Mahometa, wszyscy rzucili się jak jeden człowiek do broni… I oto rozpaliła się ta okropna wojna, która, przynajmniej dotychczas, bardzo źle idzie Egipcjanom.
Mahdi pobił we wszystkich bitwach wojska rządowe, zajął Kordofan, Darfur, Sudan; hordy jego oblegają obecnie Chartom i zapuszczają się na północ aż do granic Nubii.
– A czy mogą dojść aż do Egiptu? – zapytał Staś.
– Nie – odpowiedział pan Rawlison. – Mahdi zapowiada wprawdzie, że zawojuje cały świat, ale jest to dziki człowiek, który o niczym nie ma pojęcia. Egiptu nie zajmie nigdy, gdyż nie pozwoliłaby na to Anglia.
– Jeśli jednak wojska egipskie zostaną zupełnie zniesione?
– Wówczas wystąpią wojska angielskie, których nie zwyciężył nigdy nikt.
– A dlaczego Anglia pozwoliła Mahdiemu zająć tyle krajów?
– Skąd wiesz, że pozwoliła – odpowiedział pan Rawlison. – Anglia nie śpieszy się nigdy, albowiem jest wieczna.
Dalszą rozmowę przerwał służący Murzyn, który oznajmił, że przyszła Fatma Smainowa i błaga o posłuchanie.
Kobiety na Wschodzie zajmują się sprawami prawie wyłącznie domowymi i rzadko nawet wychodzą z haremów. Tylko uboższe udają się na targi lub pracują w polach, jak to czynią żony fellachów, to jest wieśniaków egipskich. Ale i te przesłaniają wówczas twarze. Jakkolwiek w Sudanie, z którego pochodziła Fatma, zwyczaj ten nie bywa przestrzegany i jakkolwiek przychodziła ona już poprzednio do biura pana Rawlisona, jednakże przyjście jej, zwłaszcza o tak późnej porze i do prywatnego domu, wywołało pewne zdziwienie.
– Dowiemy się czegoś nowego o Smainie – rzekł pan Tarkowski.
– Tak – odpowiedział pan Rawlison dając zarazem znać służącemu, aby wprowadził Fatmę.
Jakoż po chwili weszła wysoka, młoda Sudanka, z twarzą zupełnie nie osłoniętą, o bardzo ciemnej cerze i przepięknych, lubo dzikich i trochę złowrogich oczach. Wszedłszy padła zaraz na twarz, a gdy pan Rawlison kazał jej wstać, podniosła się; ale pozostała na klęczkach.
– Sidi – rzekła – niech Allach błogosławi ciebie, twoje potomstwo, twój dom i twoje trzody!
– Czego żądasz? – zapytał inżynier.
– Miłosierdzia, ratunku i pomocy w nieszczęściu, o panie! Oto jestem uwięziona w Port-Saidzie i zatrata wisi nade mną i nad mymi dziećmi.
– Mówisz, żeś uwięziona, a przecież mogłaś tu przyjść, a do tego w nocy.
– Odprowadzili mnie tu zabtiowie, którzy we dnie i w nocy pilnują mego domu, i wiem, że mają rozkaz poucinać nam wkrótce głowy.
– Mów jak niewiasta roztropna – odpowiedział wzruszając ramionami pan Rawlison. – Jesteś nie w Sudanie, ale w Egipcie, gdzie nie zabijają nikogo bez sądu, więc możesz być pewna, że włos nie spadnie z głowy ani tobie, ani twoim dzieciom.
Lecz ona poczęła go błagać, by wstawił się za nią jeszcze raz do rządu, wyjednał jej pozwolenie na wyjazd do Smaina: "Anglicy tak wielcy jak ty, panie (mówiła), wszystko mogą. Rząd w Kairze myśli, że Smain zdradził, a to jest nieprawda! Byli u mnie wczoraj kupcy arabscy, którzy przyjechali z Souakimu, a przedtem kupowali gumę i kość słoniową w Sudanie, i donieśli mi, że Smain leży chory w El-Faszer i wzywa mnie wraz z dziećmi do siebie, by je pobłogosławić… " – Wszystko to jest twój wymysł, Fatmo – przerwał pan Rawlison.
Lecz ona zaczęła zaklinać się na Allacha, że mówi prawdę, a następnie mówiła, iż jeśli Smain wyzdrowieje – to wykupi niezawodnie wszystkich jeńców chrześcijańskich, jeśli zaś umrze, to ona, jako krewna wodza derwiszów, łatwo znajdzie do niego przystęp i uzyska, co zechce. Niech jej tylko pozwolą jechać, albowiem serce w jej piersiach skowyczy z tęsknoty za mężem. Co ona, nieszczęsna niewiasta, zawiniła rządowi i chedywowi? Czy to jej wina i czy może za to odpowiadać, że ma nieszczęście być krewną derwisza Mohammeda-Achmeda?
Fatma nie śmiała wobec "Anglików" nazwać swego krewnego Mahdim, ponieważ znaczy to: odkupiciel świata – wiedziała zaś, że rząd egipski uważa go za buntownika i oszusta. Ale bijąc wciąż czołem i wzywając niebo na świadectwo swej niewinności i niedoli, poczęła płakać i zarazem wyć żałośnie, jak czynią na Wschodzie niewiasty po stracie mężów lub synów. Następnie rzuciła się znowu twarzą na ziemię, a raczej na dywan, którym przykryta była posadzka i czekała w milczeniu.
Nel, której chciało się trochę spać pod koniec obiadu, rozbudziła się zupełnie, a mając poczciwe serduszko chwyciła rękę ojca i całując ją raz po razu, poczęła prosić za Fatmą:
– Niech jej tatuś pomoże! – niech jej pomoże! Fatma zaś, rozumiejąc widocznie po angielsku, ozwała się wśród łkań, nie odrywając twarzy od dywanu:
– Niech cię Allach błogosławi, kwiatku rajski, rozkoszy Omaja, gwiazdko bez zmazy!
Jakkolwiek Staś był w duszy bardzo zawzięty na mahdystów, jednakże wzruszył się także prośbą i bólem Fatmy. Przy tym Nel wstawiała się za nią, a on ostatecznie zawsze chciał tego, czego chciała Nel – więc po chwili ozwał się niby do siebie, ale tak, by słyszeli go wszyscy:
– Ja, gdybym był rządem, pozwoliłbym Fatmie odjechać.
– Ale ponieważ nie jesteś rządem – odpowiedział mu pan Tarkowski – lepiej zrobisz nie wdając się w to, co do ciebie nie należy.
Pan Rawlison miał również litościwą duszę i odczuwał położenie Fatmy, ale uderzyły go w jej słowach rozmaite rzeczy, które wydały mu się prostym kłamstwem. Mając prawie codzienne stosunki z komorą w Izmaili wiedział dobrze, że żadne nowe ładunki gumy ani kości słoniowej nie przechodziły w ostatnich czasach przez kanał. Handel tymi towarami ustał prawie zupełnie. Kupcy arabscy nie mogli też wracać z leżącego w Sudanie miasta El-Faszer, gdyż mahdyści w ogóle z początku nie dopuszczali do siebie kupców, a tych, których mogli złapać, rabowali i zatrzymywali w niewoli. Było to też rzeczą niemal pewną, że opowiadanie o chorobie Smaina jest kłamstwem.
Lecz ponieważ oczki Nel patrzyły wciąż błagalnie na tatusia, więc ten nie chcąc zasmucić dziewczynki rzekł po chwili do Fatmy:
– Fatmo, pisałem już do rządu na twoją prośbę, ale bez skutku. A teraz słuchaj. Jutro z tym oto mehendysem (inżynierem), którego tu widzisz, wyjeżdżamy do Medinet-el-Fajum; po drodze zatrzymamy się przez