pierdzielę, co ona ze mną wyczynia?
Winda zatrzymuje się na pierwszym piętrze, faceci wychodzą, zostawiając mnie samego z panną Steele.
– Umyłaś zęby – stwierdzam z kąśliwym rozbawieniem.
– Twoją szczoteczką. – Oczy jej lśnią. Oczywiście… i z jakiegoś niewiadomego powodu jest mi miło, zbyt miło. Tłumię uśmiech.
– Och, Anastasio Steele, co ja mam z tobą począć? – Kiedy drzwi windy rozsuwają się na parterze, biorę Anę za rękę i mówię półgłosem: – Co takiego jest w tych windach? – Ona patrzy na mnie znacząco, gdy spacerowym krokiem pokonujemy wyłożony marmurem hol.
Samochód czeka w jednej z zatok postojowych przed hotelem; boy chodzi przed nim niecierpliwie. Daję mu nieprzyzwoity napiwek i otwieram drzwi przed Aną, która jest cicha i zamyślona.
Ale nie uciekła.
Mimo że rzuciłem się na nią w windzie.
Powinienem coś powiedzieć o tym, co się tam wydarzyło – ale co?
Przepraszam?
Jak ci było?
Do diabła, co ze mną wyprawiasz?
Zapalam silnik i decyduję, że im mniej słów, tym lepiej. Pieszczący uszy Duet kwiatów Delibesa wypełnia samochód i zaczynam się rozluźniać.
– Czego słuchamy? – pyta Ana.
Skręcam w Southwest Jefferson Street. Odpowiadam i pytam, czy się jej podoba.
– Christianie, to piękne.
Słyszeć moje imię w jej ustach to przedziwna przyjemność. Do tej pory powiedziała je już kilka razy, zawsze inaczej. Dzisiaj z zachwytem – spowodowanym muzyką. To wspaniale, że ten utwór przypadł jej do gustu; należy do moich ulubionych. Przyłapuję się na tym, że promienieję; najwyraźniej wybaczyła mi wyskok w windzie.
– Mogę jeszcze raz posłuchać?
– Oczywiście. – Stukam w ekran dotykowy, włączam powtórne odtwarzanie.
– Lubisz muzykę klasyczną? – pyta, gdy przecinamy Fremont Bridge i pogrążamy się w swobodnej rozmowie o moich muzycznych upodobaniach. Podczas rozmowy dzwoni telefon. Jestem na głośnomówiącym.
– Tu Grey.
– Panie Grey, mówi Welch. Mam informację, której pan żądał. – Och, tak, raport na temat fotografa.
– Dobrze. Prześlij mi pocztą. Coś jeszcze?
– Nie, proszę pana.
Wciskam guzik i na powrót rozbrzmiewa muzyka. Słuchamy, pochłonięci ostrymi dźwiękami Kings of Leon. Ale to nie trwa długo – naszą przyjemność przerywa następne połączenie.
Co, u diabła?
– Grey – mówię ostro.
– Umowę poufności przesłałam panu mejlem, panie Grey.
– Świetnie. To wszystko, Andrea.
– Miłego dnia, proszę pana.
Zerkam na Anę, sprawdzając, czy zrozumiała coś z tej wymiany zdań, ale ogląda widoki Portland. Zapewne uprzejmie starała się nie słuchać. Trudno mi się skupić na drodze. Mój wzrok przyciąga Ana. Może bywa niezręczna, ale ma cudowny zarys ramion. Chciałbym je pokryć pocałunkami.
Piekło i szatani. Poruszam się niespokojnie w fotelu. Mam nadzieję, że zgodzi się podpisać umowę i przyjmie moją ofertę. Kiedy wjeżdżamy na I-5, telefon znowu dzwoni. To Elliot.
– Cześć, Christian, zaliczyłeś?
Och… trochę delikatności, chłopie.
– Cześć, Elliot; jesteś na głośnomówiącym, a ja nie jadę sam.
– Kto jest z tobą?
– Anastasia Steele.
– Cześć, Ana!
– Witaj – mówi ożywiona.
– Sporo się o tobie nasłuchałem – mówi Elliot.
Cholera. Czego się nasłuchał?
– Nie wierz ani jednemu słowu Kate – mówi dobrodusznie Ana. Mój brat wybucha śmiechem.
– W tej chwili podrzucam Anastasię. Mam cię zabrać? – wtrącam się.
Niewątpliwie będzie chciał szybko się wymiksować.
– Jasne.
– No to się zaraz zobaczymy. – Kończę połączenie.
– Czemu się upierasz, żeby mówić na mnie Anastasia? – pyta.
– Bo tak masz na imię.
– Wolę Ana.
– Serio?
„Ana” w jej przypadku to zbyt pospolite i zwyczajne. I zbyt oklepane. Te trzy litery mają moc rażenia…
I w tej samej chwili wiem, że gdy spotkam się z jej odmową, będzie to bolesne. To zdarzało się wcześniej, ale nigdy nie czułem się tak… zaangażowany. Może zupełnie nie znam tej dziewczyny, ale chcę ją poznać, całą. Niewykluczone, że to dlatego, że nigdy nie starałem się o względy żadnej kobiety.
Grey, odzyskaj panowanie nad sobą i trzymaj się zasad, inaczej wszystko pójdzie w diabły.
– Anastasio – mówię, ignorując jej pełne dezaprobaty spojrzenie. – To, co się wydarzyło w windzie… nigdy się nie powtórzy… no, chyba że zgodnie z planem.
Milczy dłuższą chwilę, gdy parkuję przed mieszkaniem. Wysiadam z samochodu, obchodzę go i otwieram jej drzwi.
Wysiada, posyła mi przelotne spojrzenie.
– To w windzie mi się podobało – mówi.
Tak? Jej wyznanie wmurowuje mnie w chodnik. Mała panna Steele znów przyjemnie mnie zaskoczyła. Idzie schodkami do drzwi frontowych, więc zrywam się z miejsca, by dotrzymać jej kroku.
Elliot i Kate podnoszą wzrok, gdy wchodzimy. Siedzą przy stole w pokoju skąpo umeblowanym, jak to u dwóch studentek. Obok regału na książki kilka paczek. Elliot wygląda na rozluźnionego i, o dziwo, najwyraźniej nie spieszy się do wyjścia.
Kavanagh się zrywa, ściska Anę, a mnie mierzy krytycznym spojrzeniem.
Co według niej chciałem zrobić tej dziewczynie?
Wiem, co chciałbym jej zrobić…
Gdy widzę, jak Kavanagh ściska Anę, czuję miód na sercu; może jej też na niej zależy.
– Dzień dobry, Christianie – mówi chłodnym, protekcjonalnym tonem.
– Witam, panno Kavanagh. – Na usta ciśnie mi się sarkastyczna uwaga odnośnie do tego, że w końcu okazuje zainteresowanie przyjaciółką, ale gryzę się w język.
– Christian, ona ma na imię Kate – mówi z lekką irytacją Elliot.
– Kate – dodaję gwoli uprzejmości. Elliot ściska Anę. Nieco przydługo.
– Cześć – mówi i szczerzy się do niej, aż się słabo robi.
– Cześć. – Ana promienieje. Dobra, to się robi nie do wytrzymania.
– Elliot, lepiej jedźmy. – I zabieraj łapy.
– Jasne. – Uwalnia Anę, ale porywa w objęcia Kavanagh i całuje ją tak widowiskowo, że aż nieprzyzwoicie.
No, kuźwa.
Ana spogląda na nich skrępowana.