E L James

Grey. Pięćdziesiąt twarzy Greya oczami Christiana


Скачать книгу

rzeczy do jej garderoby, jeśli zgodzi się na moje warunki. Powinna być lepiej ubrana. Nasze spojrzenia krzyżują się w lustrze kabiny, gdy drzwi windy otwierają się na mój apartament.

      Ana idzie za mną przez hol wejściowy, korytarz i do salonu.

      – Mogę wziąć twoją kurtkę? – pytam. Ana odmawia ruchem głowy i ściska poły, podkreślając, że chce zatrzymać okrycie na sobie.

      Nie ma sprawy.

      – Masz ochotę się czegoś napić? – próbuję innego podejścia, uznawszy, że przyda mi się drink na rozedrgane nerwy.

      Czemu jestem tak roztrzęsiony?

      Bo pragnę jej…

      – Napiję się białego wina. Dołączysz do mnie?

      – Tak, z przyjemnością – mówi.

      W kuchni zrzucam kurtkę i otwieram lodówkę z winami. Sauvignon blanc będzie dobre na przełamanie lodów. Wyciągając odpowiednie na tę okazję Pouilly-Fumé, obserwuję Anę, która zerka na widok za drzwiami balkonowymi. Kiedy się odwraca i idzie do kuchni, pytam, czy podziela mój wybór.

      – Zupełnie się nie znam na winach, Christianie. Na pewno będzie świetne. – Sądząc z tonu głosu, jest przygaszona.

      Cholerny świat. To nie układa się dobrze. Jest przytłoczona? O to chodzi?

      Napełniam kieliszki i podchodzę na środek pokoju, gdzie stoi Ana. Wypisz wymaluj baranek ofiarny. Zniknęła rozbrajająca kobieta. Jest zagubiona.

      Jak ja…

      Dobry wybór, Grey.

      – Jesteś bardzo cicha i nawet się nie rumienisz. Prawdę mówiąc, nigdy nie widziałem cię tak bladej, Anastasio. Jesteś głodna?

      Potrząsa przecząco głową i upija wina. Może potrzebuje łyka dla kurażu.

      – Ogromne masz to mieszkanie – mówi nieśmiało.

      – Ogromne?

      – Ogromne.

      – No, jest ogromne. – Nie ma co się spierać; liczy ponad osiemset metrów kwadratowych.

      – Grasz? – Patrzy na fortepian.

      – Tak.

      – Dobrze?

      – Tak.

      – Oczywiście. Czy jest coś, czego nie umiesz robić dobrze?

      – Tak… parę rzeczy. Gotowanie. Opowiadanie dowcipów. Prowadzenie swobodnej, beztroskiej rozmowy z kobietą, która mnie pociąga.

      Znoszenie czyjegoś dotyku…

      – Chcesz usiąść? – wskazuję kanapę. Krótkie skinienie głową mówi mi, że tak. Biorę Anę za rękę i prowadzę ją do kanapy. Siada, spoglądając na mnie szelmowsko.

      – Co cię tak śmieszy? – pytam, zajmując miejsce obok.

      – Dlaczego dałeś mi akurat Tessę d’Urberville?

      Och. Do czego zmierza?

      – Przecież powiedziałaś, że lubisz Thomasa Hardy’ego.

      – Czy to jedyny powód?

      Nie chcę jej zdradzać, że miałem u siebie pierwsze wydanie akurat tego tytułu i że to lepszy wybór niż Juda nieznany.

      – Wydawało mi się, że to dobry pomysł na prezent. Jak Angel Clare mógłbym cię postawić na piedestale albo całkowicie poniżyć jak Alec d’Urberville. – Moja odpowiedź nie odbiega daleko od prawdy i ma posmak ironii. To, co zaproponuję, będzie, jak sądzę, bardzo dalekie od jej oczekiwań.

      – Gdybym miała tylko te dwie możliwości, wybrałabym poniżenie – szepce.

      O cholera. Czy nie tego chciałeś, Grey?

      – Anastasio, proszę, przestań zagryzać wargę. To bardzo rozprasza. Nie wiesz, co mówisz.

      – Dlatego tu jestem – odpowiada. Jej zęby zostawiają drobniutkie wgłębienia na dolnej, wilgotnej od wina wardze.

      Oto ona: znów rozbrajająca, zaskakująca co krok. Mój kutas przyznaje mi rację.

      Dochodzimy do sedna przedsięwzięcia, ale zanim przeanalizujemy szczegóły, muszę mieć jej podpis na umowie poufności. Zostawiam ją samą i idę do gabinetu. Kontrakt i umowa leżą gotowe na drukarce. Zostawiam kontrakt na biurku – nie wiem, czy kiedykolwiek będzie nam potrzebny – zszywam umowę i zabieram ją do Any.

      – To umowa poufności. – Kładę ją na stoliku przed nią. Wydaje się zbita z tropu i zaskoczona. – Moi prawnicy nalegają na jej sporządzenie – dodaję. – Jeśli jesteś za drugą opcją, poniżeniem, musisz to podpisać.

      – A jeśli nie chcę niczego podpisywać?

      – Wtedy pozostaje nam piedestał Angela Clare’a, no, przynajmniej jeśli chodzi o większą część książki. – I nie będę mógł cię tknąć. Poślę cię ze Stephanem do domu i zrobię, co się da, żeby o tobie zapomnieć. Mój niepokój gwałtownie wzrasta; całą sprawę może szlag trafić.

      – Jaka jest istota tej umowy?

      – Taka, że nie możesz ujawnić niczego, co nas dotyczy. Niczego nikomu.

      Bacznie przygląda się mojej twarzy, nie wiem, czy jest zagubiona, czy niezadowolona. To może się różnie skończyć.

      – Okej, podpiszę – mówi.

      Hm, to było łatwe. Podaję jej mojego mont blanca, a ona zabiera się do podpisywania.

      – Nawet tego nie przeczytasz? – pytam z nagłą irytacją.

      – Nie.

      – Anastasio, zawsze powinnaś czytać wszystko, co podpisujesz. – Jak może być tak niemądra? Rodzice niczego jej nie nauczyli?

      – Christianie, nie rozumiesz, że i tak nie rozmawiałabym o nas z nikim. Nawet z Kate. Więc to bez znaczenia, czy podpiszę tę umowę, czy nie. Jeśli to dla ciebie takie ważne albo dla twoich adwokatów, z którymi najwyraźniej rozmawiasz, to świetnie. Podpiszę.

      Ma odpowiedź na wszystko. To miła odmiana.

      – Niezwykle trafna uwaga, panno Steele – zauważam sucho.

      Podpisuje, rzucając mi przelotne, pełne dezaprobaty spojrzenie.

      I gdy już mam wygłosić swoje przemówienie, pyta:

      – Czy to znaczy, że dzisiaj będziesz się ze mną kochać, Christianie?

      Co?

      Ja?

      Mam się kochać?

      Och, Grey, wyprowadźmy ją z błędu.

      – Nie, Anastasio. To znaczy coś innego. Po pierwsze, ja się nie kocham. Ja rżnę, ostro.

      Słyszę, że oddech grzęźnie jej w gardle. Coś dotarło.

      – Po drugie, jest dużo więcej papierkowej roboty do odwalenia. I po trzecie, jeszcze nie wiesz, po co tu jesteś. Nadal możesz uciec stąd z krzykiem! Chodź, chcę ci pokazać mój pokój zabaw.

      Nie wie, co powiedzieć, małe v między jej brwiami rośnie.

      – Chcesz pograć na swoim Xboksie?

      Śmieję się głośno.

      Och, maleńka.

      – Nie, Anastasio, żadnego Xboxa ani PlayStation. Chodź. – Wyciągam do niej rękę, którą chętnie ujmuje. Prowadzę ją na korytarz i na górę, gdzie zatrzymujemy się przed drzwiami pokoju zabaw. Serce wali mi młotem.

      Chwila prawdy nadeszła. Wóz albo przewóz. Czy kiedykolwiek