E L James

Mroczniej. "Ciemniejsza strona" Greya oczami Christiana


Скачать книгу

chcę, żebyśmy zaczęli od nowa. Najpierw związek waniliowy, a potem, kiedy nauczysz się mi bardziej ufać, a ja uwierzę, że jesteś ze mną szczera, może moglibyśmy spróbować czegoś, co ja lubię.

      Powiedziałem to.

      Kurwa. Serce mi wali, w żyłach pulsuje mi krew i dudni w uszach, kiedy czekam na jej reakcję. A ona… milczy! Przejeżdżamy obok latarni i w jej świetle widzę, że Ana na mnie patrzy. Ocenia mnie. Oczy w ślicznej, wychudzonej, smutnej twarzy ma ogromne.

      Och, Ano.

      – A co z karami? – pyta w końcu.

      Przymykam oczy. To nie jest odmowa.

      – Żadnych kar. Absolutnie.

      – A zasady?

      – Żadnych zasad.

      – Absolutnie żadnych? Ale przecież masz swoje potrzeby… – nie kończy zdania.

      – Bardziej potrzebuję ciebie, Anastasio. Te ostatnie dni były dla mnie prawdziwym piekłem. Instynkt mi mówił, żeby pozwolić ci odejść, że na ciebie nie zasługuję. Te zdjęcia, które zrobił ci ten chłopak… Widzę, jak on cię postrzega. Jesteś na nich beztroska i piękna. To oczywiście nie znaczy, że teraz nie jesteś śliczna, ale w tym właśnie rzecz. Ja widzę twój ból. I okropna jest dla mnie świadomość, że czujesz się tak przeze mnie.

      To mnie zabija, Ano.

      – Ale jestem samolubnym człowiekiem. Pragnąłem cię od chwili, kiedy wpadłaś do mojego gabinetu. Jesteś wyjątkowa, szczera, ciepła, silna, dowcipna, zniewalająco niewinna, mógłbym tak wymieniać bez końca. Podziwiam cię. Pragnę cię, a kiedy pomyślę, że mógłby cię mieć ktoś inny, mam wrażenie, jakby w ranie mojej mrocznej duszy obracał się nóż.

      Kurwa. Co za kwiecista przemowa. Cholernie kwiecista.

      – Christianie, dlaczego uważasz, że masz mroczną duszę? – wykrzykuje, a ja nie posiadam się ze zdumienia. – W życiu bym tak nie powiedziała. Może smutną, ale jesteś dobrym człowiekiem. Wiem o tym. Jesteś szczodry, jesteś dobry i nigdy mnie nie okłamałeś. A ja nie starałam się wystarczająco mocno. W sobotę przeżyłam prawdziwy szok. To było jak pobudka. Zrozumiałam, że potraktowałeś mnie łagodnie, ale nie potrafię być taka, jak byś chciał. A potem, kiedy sobie poszłam, dotarło do mnie, że fizyczny ból, jaki mi sprawiłeś, był niczym w porównaniu z bólem, jaki poczułam, tracąc ciebie. Naprawdę chcę cię zadowolić, ale to bardzo trudne.

      – Zawsze mnie zadowalasz. – Kiedy to w końcu zrozumiesz? – Jak często mam ci to powtarzać?

      – Nigdy nie wiem, co myślisz.

      Nie wie? Maleńka, czytasz we mnie jak w jednej ze swoich książek, tylko że żaden ze mnie bohater. Nigdy nim nie będę.

      – Czasem jesteś taki zamknięty, jak samotna wyspa – mówi dalej. – Onieśmielasz mnie. Dlatego nic nie mówię. Nigdy nie wiem, w którym kierunku zmierza twój nastrój. Potrafi się diametralnie zmienić w ułamku sekundy. Czuję się kompletnie zdezorientowana, poza tym nie pozwalasz mi się dotknąć, a ja tak bardzo chcę ci pokazać, jak mocno cię kocham.

      Zalewa mnie fala niepokoju i serce wali mi jak młotem. Znowu to powiedziała, te dwa potężne słowa, których nie jestem w stanie znieść. I chce mnie dotykać. Nie. Nie. Nie. Nie może tego zrobić. Jednak zanim zdążę coś odpowiedzieć, zanim ogarnie mnie mrok, Ana odpina pasy i wdrapuje mi się na kolana, co jest jak zasadzka, której nie udaje mi się uniknąć. Bierze moją głowę w obie ręce i patrzy mi w oczy. Wstrzymuję oddech.

      – Kocham cię, Christianie Grey – mówi. – Jesteś gotowy tyle dla mnie poświęcić. To ja nie zasługuję na ciebie. I jest mi strasznie przykro, że nie potrafię zrobić tych wszystkich rzeczy, których oczekujesz. Może z czasem – nie wiem – ale tak, zgadzam się na twoją propozycję. – Obejmuje mnie za szyję i tuli, ciepłym policzkiem przywierając do mojego.

      Nie wierzę własnym uszom.

      Niepokój przemienia się w radość. Rozpiera mi piersi, czuję, jak całego mnie ogarnia światło dające poczucie ciepła. Spróbuje. Odzyskałem ją. Nie zasługuję na nią, ale ją odzyskałem. Obejmuję ją i mocno trzymam, wtulając nos w jej pachnące włosy, a pustkę, jaką w sobie nosiłem, odkąd odeszła, wypełnia kalejdoskop barwnych emocji.

      – Och, Ano – szepczę, tuląc ją, zbyt oniemiały i zbyt… szczęśliwy, by powiedzieć coś jeszcze.

      Mości się w moich objęciach, głowę wspiera mi na ramieniu i trwamy tak, słuchając Rachmaninowa. Powtarzam w myślach jej słowa.

      Kocha mnie.

      Zastanawiam się, jakie budzą uczucia w mojej głowie i tej resztce serca, która mi jeszcze została. Tłumię strach, który ściska mi gardło.

      Uda mi się.

      Dam radę z tym żyć. Muszę. Muszę chronić ją i jej bezbronne serce.

      Oddycham głęboko.

      Dam radę.

      Tylko ten dotyk. Tego nie zniosę. Muszę jej wytłumaczyć – sprostać jej oczekiwaniom. Łagodnie głaszczę ją po plecach.

      – Dotykanie to dla mnie granica bezwzględna, Anastasio.

      – Wiem. Chciałabym tylko zrozumieć dlaczego. – Jej oddech łaskocze mnie w szyję.

      Mam jej powiedzieć? Naprawdę chce usłyszeć całe to gówno? Może ją naprowadzę, dam wskazówkę.

      – Miałem koszmarne dzieciństwo. Jeden z alfonsów tej naćpanej dziwki…

      – Tu jesteś, ty mała gnido.

      Nie. Nie. Nie. Tylko mnie nie przypalaj.

      – Mamusiu! Mamusiu!

      – Nie słyszy cię, ty pieprzony gówniarzu. – Chwyta mnie za włosy i wywleka spod kuchennego stołu.

      – Aua. Aua. Aua.

      Pali. Ten smród. Papierosy. Paskudnie śmierdzą. Jest brudny. Jak śmietnik. Jak rynsztok. Pije brązowy likier. Z butelki.

      – A nawet gdyby słyszała, gówno ją to obchodzi – wrzeszczy. Zawsze wrzeszczy.

      Uderza mnie ręką w twarz. Jeszcze raz. I jeszcze. Nie. Nie.

      Walczę z nim. Ale on się śmieje. I zaciąga się. Koniuszek papierosa jarzy się jaskrawą czerwienią.

      – Przypalę cię.

      Nie. Nie.

      Boli. Boli. Boli. I ten swąd.

      Przypala. Przypala. Przypala.

      Ból. Nie. Nie. Nie.

      Wyję.

      Wyję.

      – Mamusiu! Mamusiu!

      On się śmieje i śmieje. Brakuje mu dwóch zębów.

      Kiedy wspomnienie tamtych koszmarów spowija mnie jak dym z jego papierosów, wstrząsa mną dreszcz. Umysł mi się mąci i czuję, czuję ten sam co wtedy strach i bezsilność.

      Mówię Anie, że pamiętam wszystko, a ona obejmuje mnie jeszcze mocniej. Dotyk jej ciepłej, miękkiej skóry przywraca mnie do rzeczywistości.

      – Stosowała wobec ciebie przemoc? Twoja matka? – pyta ochryple.

      – Tego nie pamiętam. Raczej mnie zaniedbywała. Nie broniła mnie przed swoim alfonsem.

      Była beznadziejna, a on był