że goni nas czas.
– Poprosimy dwa średnio wysmażone steki z polędwicy, sos bearneński, frytki i zielone warzywa – co tam szef kuchni ma akurat pod ręką – i poproszę o kartę win.
– Oczywiście, proszę pana – mówi kelner i pośpiesznie odchodzi.
Ana ściąga usta, rozgniewana.
Co znowu?
– A jeśli nie lubię steków?
– Nie zaczynaj, Anastasio.
– Nie jestem dzieckiem, Christianie.
– Więc się nie zachowuj jak dziecko.
– Zachowuję się jak dziecko, bo nie lubię steków? – Nawet nie stara się ukryć rozdrażnienia.
Nie!
– Nie, ponieważ z premedytacją wzbudzasz we mnie zazdrość. A to jest dziecinne. I czy w ogóle liczysz się z uczuciami swojego przyjaciela, zwodząc go w ten sposób?
Na policzki wypływa jej rumieniec. Ana spuszcza wzrok na swoje ręce.
Otóż to. Powinnaś się wstydzić. Zwodzisz go. Nawet ja to widzę.
Czy tak właśnie postępujesz ze mną? Zwodzisz mnie?
Może w czasie naszej rozłąki wreszcie zrozumiała, jaką ma władzę. Władzę nade mną.
Wraca kelner z kartą win, mam więc szansę się opanować. Wybór jest raczej przeciętny: ledwie jedno nadające się do wypicia wino. Zerkam na Anastasię, która wygląda, jakby się boczyła. Znam tę minę. Chciała sama wybrać jedzenie; może więc zechce wybrać wino. Nie potrafię oprzeć się pokusie, żeby troszkę się z nią podroczyć, zwłaszcza że wiem, iż o winach nie ma pojęcia.
– Chcesz wybrać wino? – pytam i zdaję sobie sprawę, że w moim głosie słychać sarkazm.
– Sam wybierz – odpowiada, zaciskając wargi.
Jasne. Nie igraj ze mną, dziecinko.
– Dwa kieliszki Barossa Valley Shiraz – zwracam się do wiszącego nad nami kelnera.
– Ee… wino sprzedajemy tylko na butelki, proszę pana.
– W takim razie poprosimy butelkę. – Ty głupi kutasie.
– Proszę pana. – Odchodzi.
– Jesteś zrzędliwy – mówi Ana, na pewno użalając się nad kelnerem.
– Ciekawe dlaczego. – Staram się zachowywać neutralnie, ale nawet ja słyszę, jak dziecinnie to zabrzmiało.
– Cóż, dobrze ustalić odpowiedni ton dla tej intymnej i szczerej rozmowy o przyszłości, nieprawdaż? – Posyła mi uśmiech pełen słodyczy.
Proszę, proszę, nie pozostajemy dłużni, panno Steele. Znowu rzuca mi wyzwanie i muszę przyznać, że jest odważna. Uświadamiam sobie, że takie utarczki nie zaprowadzą nas daleko. A ja zachowuję się jak dupek.
Nie schrzań tego, Grey.
– Przepraszam – mówię, ponieważ ma rację.
– Przeprosiny przyjęte. I z przyjemnością spieszę ci donieść, że nie zostałam wegetarianką od naszego ostatniego wspólnego posiłku.
– Zważywszy na to, że był to twój ostatni jak do tej pory posiłek, kwestia jest dyskusyjna.
– Znowu to słowo, „dyskusyjna”.
– „Dyskusyjna” – powtarzam bezgłośnie.
To słowo, faktycznie. Pamiętam, że po raz ostatni użyłem go, kiedy w sobotę rano rozmawialiśmy o naszym układzie. Wtedy, gdy mój świat rozpadł się na kawałeczki.
Kurwa. Nie myśl o tym. Bądź mężczyzną, Grey. Powiedz jej, czego chcesz.
– Ano, kiedy ostani raz rozmawialiśmy, ty mnie zostawiłaś. Trochę się denerwuję. Powiedziałem, że chcę cię odzyskać, a ty… nic nie odpowiedziałaś.
Zagryza wargi i blednie.
O nie.
– Tęskniłam za tobą… naprawdę tęskniłam, Christianie – odzywa się cicho. – Te ostatnie dni były… trudne.
Trudne to niedopowiedzenie.
Przełyka ślinę i bierze głęboki wdech, żeby się uspokoić. To nie wygląda dobrze. Może to, jak się zachowywałem przez tę ostatnią godzinę, do reszty ją zniechęciło. Robię się spięty. Do czego ona zmierza?
– Nic się nie zmieniło. Nie mogę być taka, jak byś sobie tego życzył. – Ma smutną minę.
Nie. Nie. Nie.
– Jesteś dokładnie taka, jak chcę.
Jesteś tym wszystkim, czym chcę, żebyś była.
– Nie, Christianie, nie jestem.
Och, kochanie, uwierz mi.
– To, co się ostatnio wydarzyło, wytrąciło cię z równowagi. Zachowałem się głupio, a ty… ty także. Dlaczego nie użyłaś hasła bezpieczeństwa, Anastasio?
Jest zaskoczona, jakby w ogóle się nad tym nie zastanawiała.
– Odpowiedz – nalegam.
To mnie prześladowało. Dlaczego nie użyłaś hasła, Anastasio?
Wierci się na krześle. Smutna. Pokonana.
– Nie wiem – mówi szeptem.
Słucham?
SŁUCHAM?
Nie znajduję słów. Cierpiałem katusze, bo nie użyła hasła bezpieczeństwa. Zanim jednak zdążę się otrząsnąć, ona zaczyna nieskładnie mówić. Ostrożnie. Cicho, jakby była w konfesjonale, jakby się wstydziła.
– Byłam przytłoczona. Próbowałam być taka, jak chciałeś, próbowałam wytrzymać ból, no i wyleciało mi z głowy. – Ma zraniony wyraz twarzy, nieśmiało i przepraszająco wzrusza ramionami. – No wiesz… zapomniałam.
Co, do jasnej cholery?
– Zapomniałaś! – Jestem przerażony. Znaleźliśmy się w całym tym bagnie, bo zapomniała?
Nie wierzę. Chwytam się stołu, starając się przetrawić tę straszną informację.
Czy przypomniałem jej o hasłach bezpieczeństwa? Chryste. Nie pamiętam. Przypominam sobie e-mail, który mi przysłała, kiedy po raz pierwszy dałem jej klapsa.
Nie powstrzymała mnie wtedy.
Jestem idiotą.
Powinienem był jej przypomnieć.
Chwila. Ona wie, że może użyć haseł bezpieczeństwa. Pamiętam, jak nieraz jej o tym przypominałem.
– Nie podpisaliśmy umowy, Anastasio. Ale rozmawialiśmy o granicach. Powtórzmy hasła bezpieczeństwa, okej?
Mruga kilka razy, ale milczy.
– Jak one brzmią? – pytam.
Waha się.
– Jak brzmią hasła bezpieczeństwa, Anastasio?
– Żółty.
– I?
– Czerwony.
– Zapamiętaj je.
Unosi brew z wyraźnym lekceważeniem i już chce coś powiedzieć.
– Tylko niech mi tu pani nie zacznie pyskować,