To szaleństwo.
– Może gdybyś chociaż o tym pomyślała, mogłabyś spędzić najbliższą godzinę, rozprawiając o swojej dumie, a może nawet byś mnie wyrzuciła. Ale tu nie chodzi tylko o ciebie. Stawką jest również przyszłość twojej mamy.
– To nieuczciwe, że ją w to wplątujesz.
– A kto powiedział, że życie jest uczciwe? Gdyby było, ta jędza nie zabiegałaby o prawa do opieki nad wnuczką, której prawdopodobnie nawet nie chce. Zgódź się, a budowlańcy zaczną pracę już jutro rano. Ty musiałabyś tylko złożyć w pracy wypowiedzenie i cieszyć się bezstresowym życiem blisko matki.
Sammy pomyślała, ile czasu spędzała nad papierami, a ile mogła przeznaczyć na tworzenie ilustracji, które przyniosłyby jej zyski.
– Co się stanie, kiedy dostaniesz prawa do opieki nad tą dziewczynką? – zapytała, starając się nie myśleć o tej wizji bezstresowego życia.
– Zastanowię się nad tym, kiedy wygram. Stać mnie na najlepszą opiekę i dobrą szkołę, a w wakacje moglibyśmy spędzać czas nad morzem, z moim tatą.
Sammy ściągnęła brwi, a Leo czuł, że musi przerwać jej rozmyślania.
– Dam ci czterdzieści osiem godzin na przemyślenie mojej propozycji. Czas, żebyś pomyślała nad szczegółami naszej umowy i podzieliła się z mamą dobrymi wieściami, chociaż jest duża szansa, że mój ojciec już jej powiedział, że tu jestem. Zostawię ci pierścionek zaręczynowy. Postaraj się go nie zgubić. – Powiedział jej, ile kosztował; z wrażenia opadła jej szczęka. – Nie ma sensu kupować nic tańszego. Zdziwiłabyś się, co może dostrzec w teleobiektywie wścibski fotoreporter. Jeśli przyjmiesz moją propozycję, nikt nie może podejrzewać, że te zaręczyny nie są prawdziwe.
– Mogę się na nic nie zgodzić.
– To twój wybór. – Wzruszył ramionami. – Tylko pomyśl o korzyściach. – Wstał i spojrzał na zegarek. Minęło więcej czasu, niż zakładał. – I jeszcze jedno…
Sammy też się podniosła, ale trzymała się na dystans. Nie chciała mieć z tym nic wspólnego. Za bardzo kojarzyło jej się z szantażem i z pewnością wszelka forma oszustwa, niezależnie, czy w słusznej sprawie, była zła…
– Co takiego? – Przyjrzała mu się czujnie.
– Pytałaś, dlaczego jesteś idealna do tej… umowy. – Nie odwracał od niej wzroku, chociaż zaczął nakładać płaszcz. – Rozumiesz zasady. Nie mam na myśli tych, które dotyczą udawania. Po prostu rozumiesz, że to nie jest naprawdę. Nie jesteś jedną z tych kobiet, które wbijają sobie do głowy, że udawane zaręczyny mogą przerodzić się w takie prawdziwe.
– Nie. Nie jestem. – Bo nie ma szans na to, żeby kiedykolwiek rozważał zaręczyny z kimś takim jak ona. Nigdy tak bardzo nie chciała nikogo spoliczkować jak przez te ostatnie godziny.
– Więc zgadzamy się w tej kwestii. – Leo przekrzywił głowę. – To dobrze. Czekam na twoją decyzję.
– I znowu się tu przywleczesz?
– Och, nie. Zadzwonię do ciebie. Nie musisz mi podawać numeru. Już go mam. – Uśmiechnął się drwiąco. – Nie mogę się doczekać naszej rozmowy… moja narzeczono.
ROZDZIAŁ TRZECI
Był tak cholernie pewny siebie!
Sammy wściekała się przez kolejne czterdzieści osiem godzin. Pamiętała każdą sekundę wizyty Lea i nawet najdrobniejszą zmianę mimiki, kiedy przedstawiał swoją propozycję. Fakt, że wmaszerował do jej mieszkania z pierścionkiem zaręczynowym, mówił wszystko. Nie spodziewał się, że wyjdzie bez odpowiedzi. Nie pojawił się u jej drzwi, żeby prosić o przysługę. Przyszedł, by ją szantażować, żeby mu pomogła. To on miał w ręce wszystkie atuty i wiedział, że nie będzie w stanie mu odmówić. Jak sprytnie to podkreślił, jeśli Sammy się zgodzi, wszystko zmieni się dla jej mamy, która nie będzie musiała już żyć w stresie i martwić się domem i hipoteką. Dodatkowo mogłaby mieć swoją córkę w zasięgu ręki, jeśli byłaby taka potrzeba.
Umowa była już zawarta, zanim wyznaczył jej czas na zastanowienie. Zgadł nawet, że jej mama dobrze wiedziała o tej umowie, więc nie była zdziwiona, kiedy Sammy zadzwoniła, by to z nią przedyskutować.
I oto siedziała tu, czekając na niego jak zdenerwowana nastolatka w oczekiwaniu na studniówkowego partnera. Z tą różnicą, że Leo nie był jej partnerem, a ona nie była pozytywnie podekscytowana.
Zobaczyła, jak jego samochód zwalnia przed domem i odskoczyła od okna, czekając na brzęk dzwonka do drzwi. Ubrana była w barwy ochronne – dosłownie. Miała na sobie bojówki, koszulkę termiczną z długim rękawem i ciepłą bluzę w kolorze khaki, sportowe buty i płaszcz przeciwdeszczowy z praktycznym futerkowym kapturem. Otworzyła drzwi i na chwilę zaparło jej dech w piersi, kiedy na niego spojrzała. Było zimno, a z ołowianych chmur padał deszcz ze śniegiem. Mimo to wyglądał elegancko i seksownie, w czarnych dżinsach, bluzie i ciemnym trenczu.
– Nie masz na palcu pierścionka. – To pierwsze, co powiedział.
– Wydawało mi się, że jeszcze nie muszę go wkładać.
– A jednak. Kochająca się para chciałaby ogłosić swoje uczucia całemu światu, a nie ukrywać je jak jakiś haniebny sekret. Gdzie on jest?
– W mojej torebce.
– Więc proponuję, żebyś go wyciągnęła i nałożyła. I jest coś jeszcze. – Spojrzał na jej ubranie. – Nie wolno mi o tym mówić, ale czeka na ciebie małe przyjęcie powitalne niespodzianka u taty.
Sammy zastygła, grzebiąc w torebce w poszukiwaniu pudełeczka z pierścionkiem.
– Przyjęcie niespodzianka?
– To pomysł mojego taty. Wiesz, jaki jest sentymentalny.
– To przecież udawane zaręczyny, Leo! Będą trwały do momentu, kiedy Adela znajdzie się tutaj, a potem zerwiemy na niby!
– Wierz mi, mówiłem mu o tym, ale stwierdził, że nie godzi się, żeby nie uczcić takiego wydarzenia. Ma trochę racji. Przez te wszystkie lata wciąż powtarzał, jak bardzo chciałby zobaczyć mnie na ślubnym kobiercu. Po naszej ostatniej rozmowie przyznał, że czasem opowiadał w klubie kręglowym, ogrodniczym i wszystkich innych, w których się udzielał, że niczego nie pragnie tak bardzo jak dobrej synowej. Najwyraźniej tego właśnie pragnęła moja mama. Musieli chyba często o tym rozmawiać. Podobno chciała, żebym się ustatkował, i byłoby dziwne, gdyby ojciec nie świętował, kiedy spełnia się ich wspólne marzenie. Niektórzy jego znajomi śmiertelnie by się obrazili, a do tego nie uwierzyliby, że faktycznie się zaręczyłem. – Spojrzał ma Sammy. – Tak jak mówiłem, nie może być tu miejsca na żadne spekulacje.
– To po prostu wydaje się nie w porządku.
Leo cmoknął niecierpliwie.
– Nie musielibyśmy tego robić, gdyby Gail chociaż trochę nadawała się do wychowania tego dziecka.
– Nie powinieneś mówić o Adeli „to dziecko”. Brzmisz jak zimny i nieczuły człowiek.
– Zbaczamy z tematu – stwierdził. Uniósł torbę, której wcześniej nie zauważyła i wyciągnął ją do niej. – Mały prezent dla ciebie.
– Co?
– Strój na przyjęcie zaręczynowe, o którym nic nie wiesz. Pomyślałem, że sukienka będzie lepsza na taką okazję od pary dżinsów i bluzy, bo coś mi mówiło, że właśnie tak się dziś ubierzesz. Nie przewidziałem