Matthew Walker

Dlaczego śpimy


Скачать книгу

z wymienionych powodów – a już na pewno ze wszystkich razem wziętych – powinniśmy obserwować silną presję ewolucyjną, która zapobiegałaby pojawieniu się snu czy jakiegokolwiek zbliżonego procesu. Jak powiedział jeden z naukowców zajmujących się tą dziedziną: „Jeżeli sen nie odgrywa absolutnie kluczowej roli, jest największym błędem, jaki kiedykolwiek popełniła ewolucja”4.

      Mimo to sen przetrwał. Z wielkim uporem. Każdy z przebadanych przez nas gatunków śpi5. Ten prosty fakt dowodzi, że sen wyewoluował wraz z najwcześniejszymi formami życia na naszej planecie – albo niedługo potem. Co więcej, to, że sen przetrwał późniejsze etapy ewolucji, wskazuje na istnienie ogromnych korzyści przeważających nad oczywistymi zagrożeniami i wadami.

      W ostatecznym rozrachunku okazuje się, że błędnie definiowaliśmy problem, stawiając pytanie: „Dlaczego śpimy?”. Sugerowało ono istnienie jakiejś pojedynczej funkcji, jednego głównego powodu. I właśnie za takim świętym Graalem się uganialiśmy. Powstały rozmaite teorie: od praktycznych (oszczędzanie energii), przez osobliwe (możliwość natlenienia gałek ocznych), do psychoanalitycznych (sen jako stan nieświadomości, w czasie którego realizujemy stłumione popędy).

      W tej książce zaprezentujemy całkowicie odmienną wizję: sen jest nieskończenie bardziej złożonym, znacznie ciekawszym zjawiskiem, zatrważająco silnie powiązanym ze stanem naszego zdrowia. Śpimy z szeregu powodów – zapewniamy w ten sposób naszym umysłom i ciałom multum korzyści. Wygląda na to, że nie istnieje w naszym organizmie ani w umyśle proces, którego funkcjonowanie nie byłoby optymalizowane przez sen (i drastycznie osłabiane przez niedobór snu). Nie powinno nas zresztą zaskakiwać, że każda noc przynosi nam taką furę korzyści zdrowotnych. Dwie trzecie życia spędzamy w stanie czuwania, a nie przeznaczamy przecież tego czasu na jakiś pojedynczy cel, lecz na niezliczoną ilość działań przyczyniających się do naszego dobrobytu i przetrwania. Dlaczego zatem mielibyśmy spać – i poświęcać na to 25–30 lat życia – wyłącznie po to, by zrealizować jedną funkcję?

      Dzięki ogromnej liczbie odkryć dokonanych w ostatnim dwudziestoleciu zaczęliśmy sobie uświadamiać, że ewolucja nie popełniła koszmarnego błędu. Sen przynosi nam mnóstwo korzyści zdrowotnych, których możemy doświadczać, zażywając go raz na dobę – jeżeli tylko się na to zdecydujemy (wiele osób się nie decyduje).

      Jeżeli chodzi o mózg, sen wzbogaca szereg funkcji, w tym zdolność uczenia się, zapamiętywania oraz podejmowania racjonalnych decyzji i dokonywania logicznych wyborów. Wpływając dobroczynnie na zdrowie psychiczne, sen kalibruje emocjonalne obwody naszych mózgów, umożliwiając spokojne pokonywanie społecznych i psychologicznych wyzwań kolejnego dnia. Zaczynamy nawet rozumieć najbardziej tajemnicze i kontrowersyjne ze wszystkich zjawisk zachodzących w naszej świadomości: marzenia senne. Wszystkie gatunki, które mają szczęście ich doświadczać, w tym ludzie, mogą liczyć na specjalny pakiet korzyści, między innymi neurochemiczną kąpiel łagodzącą bolesne wspomnienia oraz wirtualną rzeczywistość, w której dochodzi do splecenia dawnej i nowej wiedzy, co pozwala na rozbudzenie kreatywności.

      W niższych partiach naszego ciała sen uzupełnia amunicję w układzie immunologicznym, pomagając w walce z komórkami nowotworowymi, zapobiegając infekcjom i rozwojowi szeregu chorób. Reorganizuje też metaboliczny stan organizmu, dostrajając poziom insuliny do ilości cukru krążącego we krwi. Reguluje apetyt, pomagając w kontrolowaniu wagi ciała, dobieraniu zdrowych składników i powstrzymywaniu się przed impulsywnymi wyborami. Długi sen pomaga utrzymać zdrowy mikrobiom jelitowy, bez którego, jak wiemy, nie możemy się prawidłowo odżywiać. Odpowiednio długi sen ściśle wiąże się z wydolnością układu krwionośnego, obniżając ciśnienie i utrzymując serce w dobrym stanie.

      Owszem, zrównoważona dieta i ćwiczenia fizyczne również mają kluczowe znaczenie dla zdrowia, niemniej sen uważamy obecnie za istotniejszy od nich. Zaledwie jedna noc złego snu wyrządza zdecydowanie większe szkody fizyczne i psychiczne niż te powodowane przez analogiczny brak jedzenia lub aktywności fizycznej. Trudno sobie wyobrazić inny stan – naturalny lub wywoływany medycznie – który równie mocno reorganizowałby zdrowie fizyczne i psychiczne na wszystkich poziomach, które jesteśmy w stanie przebadać.

      Za sprawą bogatego naukowego rozumienia snu, które wypracowaliśmy w ostatnim czasie, nie musimy się już zastanawiać, czy jest on dla nas korzystny. Jeżeli powinniśmy o coś pytać, to raczej o to, czy istnieją jakiekolwiek funkcje biologiczne, na które porządny sen nie wpływałby korzystnie. Z tysięcy przeprowadzonych badań wynika jak dotąd identyczny wniosek: takich funkcji nie ma.

      Ten rekonesans badawczy dowodzi, że sen jest najskuteczniejszym sposobem codziennej troski o zdrowie mózgu i organizmu – najpotężniejszym jak dotąd orężem Matki Natury w walce ze śmiercią. Niestety dowody wskazujące wyraźnie na zagrożenia dla jednostek i społeczeństw, które nie zażywają dostatecznych ilości snu, nie przedostały się jak dotąd w dostatecznym stopniu do świadomości publicznej. Należy to uznać za najbardziej rażące przeoczenie we współczesnej debacie na temat zdrowia. Moja książka ma posłużyć za wiarygodne, naukowe uzupełnienie tej debaty, a także, mam nadzieję, oferować fascynującą podróż, podczas której czytelnik będzie mógł odkryć coś dla siebie. Celem jest zmiana kulturowego podejścia do snu i doprowadzenie do sytuacji, w której przestaniemy go zaniedbywać.

      Muszę przyznać, że osobiście jestem snem zafascynowany (nie tylko własnym, choć rzeczywiście co noc zapewniam sobie nienegocjowalną dawkę ośmiogodzinnego snu). Jestem zafascynowany wszystkim, czym sen jest i co robi, oraz perspektywą odkrywania tego wszystkiego, czego jeszcze o nim nie wiemy. Uwielbiam opowiadać o jego niezwykłościach. Z zapałem poszukuję sposobów ponownego nakłonienia ludzkości do zażywania snu w większych, jakże jej potrzebnych ilościach. Ta fascynacja trwa od ponad dwudziestu lat, kiedy jako profesor psychiatrii w Harvard Medical School rozpoczynałem karierę badawczą, którą kontynuuję dziś jako profesor neuronauki i psychologii na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley.

      Nie była to jednak miłość od pierwszego wejrzenia. Badaniami nad snem zająłem się przez przypadek. Nigdy nie planowałem, że zamieszkam w tym ezoterycznym zaułku świata naukowego. W wieku 18 lat zacząłem studiować w Queen’s Medical Center w Anglii: ogromnej uczelni w Nottingham, na której wykładała grupa znakomitych specjalistów od mózgu. Ostatecznie zrezygnowałem z medycyny, ponieważ wydawała się bardziej zainteresowana odpowiedziami, a nie ciekawszymi dla mnie pytaniami. Odpowiedź traktowałem wyłącznie jako sposób przejścia do kolejnego problemu. Zacząłem studiować neuronaukę, a następnie zrobiłem doktorat z neurofizjologii dzięki stypendium angielskiej Rady Badań Medycznych (Medical Research Council).

      Właśnie w czasie pracy nad doktoratem zacząłem prowadzić pierwsze badania nad snem. Analizowałem bioelektryczne czynności mózgu u osób w starszym wieku, u których występowały pierwsze objawy demencji. W przeciwieństwie do tego, co się powszechnie sądzi, istnieje wiele odmian tej dolegliwości. Najczęstszą jest choroba Alzheimera, ale poza nią wyodrębniono wiele innych. Ze względu na dobór odpowiedniego leczenia kluczową sprawą jest możliwie szybkie ustalenie, z jakim rodzajem demencji mamy do czynienia.

      Zacząłem analizować elektryczną aktywność mózgu u pacjentów w stanie czuwania i w czasie snu. Do badań przystępowałem z następującą hipotezą: istnieje możliwość wskazania unikalnych, wyraźnie określonych wzorów w zapisie fal mózgowych pozwalających na stwierdzenie, jaki podtyp demencji rozwija się u danego człowieka. Pomiary wykonane w ciągu dnia były niejednoznaczne: nie udało się z nich wyodrębnić odpowiednio charakterystycznych wzorów. Dopiero w oceanie fal mózgowych śpiącego człowieka udało się zarejestrować wyróżniki pozwalające na skategoryzowanie smutnego losu moich pacjentów. Odkrycie dowodziło, że sen może potencjalnie posłużyć