frontowy ganek i zadzwoniła do drzwi. Otworzyła jej niska drobna kobieta w bawełnianej sukience.
– Jestem – przedstawiła się. – Pani Thorpe czeka w salonie. Proszę pójść za mną.
Ruszyły podłużnym holem, gdy nagle na schodach rozległ się tupot nóg i na podeście pojawiła się ciemnowłosa i ciemnooka dziewczynka, która mogła mieć około dwunastu lat. Była ubrana w biało-brązową sukienkę, podkolanówki i buty z lakierowanej skóry. Zatrzymała się niepewnie na widok nieznajomej.
– Dzień dobry. – Merlyn uśmiechnęła się do niej, odrzucając ruchem głowy długie czarne włosy. – Jestem Merlyn Forrest – przedstawiła się, świadomie rezygnując z drugiego członu nazwiska – Steele.
Dziewczynka, najwyraźniej nieśmiała, spojrzała na nią z rezerwą.
– Dzień dobry – odpowiedziała po chwili.
– Prześliczny dom. Mieszkasz tutaj z panią Thorpe?
– To moja babcia.
Głos dziewczynki zabrzmiał niezwykle grzecznie, nie było w niej cienia żywiołowości. Miała maniery stanowczo zbyt powściągliwe jak na jej wiek, ciemne oczy patrzyły poważnie. Dlaczego mieszka z babcią? Co stało się z jej rodzicami? – zastanawiała się Merlyn. Czy jej ojcem jest Cameron Thorpe?
– Tędy, proszę – ponagliła Tilly, zorientowawszy się, że młoda kobieta została z tyłu.
– Tak, oczywiście, przepraszam. – Merlyn puściła oko do dziewczynki i poszła za gospodynią.
Lila Thorpe okazała się wysoką, szczupłą siwowłosą damą o błyszczących bystrych oczach. Na powitanie wyciągnęła smukłą dłoń, którą Merlyn uścisnęła.
– Cieszę się, że pani przyjechała – powiedziała z uśmiechem. – Nie sposób jednocześnie pisać i szukać materiałów. Obecnie jestem wręcz zafascynowana angielskimi rodzinami królewskimi. Co pani wie o Plantagenetach i Tudorach?
Merlyn wzięła oddech i odparła z lekkim uśmiechem:
– Prawdę mówiąc, moja wiedza w tym zakresie jest dość powierzchowna, mimo że angielscy królowie też mnie bardzo ciekawili. Jednak przywiozłam ze sobą wystarczająco dużo literatury, żeby znaleźć wszystko, czego pani by sobie życzyła.
– Świetnie. – Pisarka westchnęła z ulgą.
– Czy ta pani będzie tutaj mieszkać? – rozległ się od drzwi dziewczęcy głos.
Merlyn odwróciła się i ujrzała dziewczynkę, którą spotkała w holu.
– Tak – zwróciła się do niej ciepłym głosem Lila. – Wejdź, Amando, poznaj panią Merlyn Forrest. Będzie mi pomagać w kompletowaniu materiałów do nowej książki.
– Ta pani już mi się przedstawiła.
– Rzeczywiście, ale nie podałaś mi swojego imienia – odparła łagodnie Merlyn. – Czy wiesz, że „Amanda” znaczy „warta miłości”? Takie było drugie imię mojej matki.
– Naprawdę? – Dziewczynka się ożywiła, ale tylko na moment, po czym opuściła drobne ramiona. – Moja mama nie żyje.
– To tak jak moja – odrzekła ze współczuciem Merlyn. – Człowiek czuje się wtedy samotny, prawda? Przynajmniej masz babcię.
Amanda przekrzywiła głowę, przyglądając się nowej znajomej. Merlyn była ubrana w dżinsy i welurowy pulower. Nie wzięła ze sobą modeli od najlepszych projektantów mody, wybrała te w umiarkowanej cenie, żeby nie wzbudzić podejrzeń. Nie byłaby sobą, gdyby nie dopełniła zwyczajnego stroju meksykańskim kolorowym ponczo. Wyglądała w nim nietuzinkowo.
– To ponczo jest bardzo ładne – pochwaliła dziewczynka. – Kolorowe jak tęcza.
– Kupiłam je… to znaczy przyjaciel przywiózł je dla mnie z Meksyku – wyjaśniła Merlyn, chociaż osobiście kupiła je w mieście Meksyk. Nie chciała jednak zdradzać się z tym, że podróżowała. – Chętnie ci je kiedyś pożyczę, jeśli będziesz chciała je ponosić.
Amanda rozjaśniła się, ale po chwili twarz jej się wydłużyła.
– Tata mi nie pozwoli – powiedziała. – Zabrania mi nawet chodzić w dżinsach. Boi się, że wyrośnie ze mnie chłopczyca.
Najwyraźniej ojciec małej ma dziwaczne poglądy, uznała Merlyn, ale oczywiście nie wygłosiła żadnej uwagi na ten temat.
– Syn jest bankierem. To moje jedyne żyjące dziecko. Urodziłam jeszcze jednego chłopca, niestety martwego – wyznała Lila. – Cam jest wszystkim, co mam, a jego żona umarła przed laty.
W tym momencie rozmowa została przerwana pojawieniem się Tilly, która przyniosła kawę i ciasto.
Dlaczego Lila nie nazwała synowej po imieniu? – zadała sobie w duchu pytanie Merlyn, choć nie należała do wścibskich osób. Zaskoczyła ją nieoczekiwanie szczera wypowiedź pisarki na temat spraw rodzinnych i zdziwił formalny stosunek do żony syna. Dobrze, że jedynak pani Thorpe tu nie mieszka, doszła do wniosku. Przez moment przemknęła jej przez głowę zatrważająca myśl, że wbrew solennym zapewnieniom ojciec podjął kolejną próbę wydania jej za mąż, ale uznała to za niemożliwe. Prawdopodobnie Cameron Thorpe wyglądał jak Drakula, na co wskazywałaby jego postawa wobec córki.
Spędziły ze starszą panią przyjemne popołudnie, chcąc się nawzajem poznać. Towarzyszyła im Amanda, wyraźnie zafascynowana Merlyn, która z miejsca poczuła do dziewczynki sympatię. Z własnego doświadczenia wiedziała, jak bardzo można w dzieciństwie odczuwać brak matki. Silnie przeżywający żałobę ojciec pogrążył się w pracy i nie miał dla niej czasu. Niewykluczone, że Amanda znalazła się w takiej samej sytuacji.
Do wieczora Merlyn została zaznajomiona z trybem pracy Lili i rozległością pisarskiego przedsięwzięcia. Zanim położyła się spać, przestudiowała odpowiednie książki, wyszukując informacje, które następnego dnia mogły być przydatne Lili podczas pisania.
Spodobał się jej pokój, który dla niej przeznaczono. Okna wychodziły na jezioro, szerokie łóżko miało baldachim, meble przypominały jej francuską prowincję, zwłaszcza że wystrój był utrzymany w biało-niebieskim kolorycie. Szybko uznała to miejsce za swoje i postanowiła, iż udowodni ojcu raz na zawsze, że potrafi poradzić sobie bez jego pieniędzy. Po historii z Adamem stanowczo miała dość wszelkiego swatania.
Na szczęście Adam nie złamał jej serca, chociaż przyparty do muru przyznał, że przede wszystkim chciał zostać partnerem biznesowym jej ojca, czemu miało sprzyjać zostanie jej mężem i wejście do rodziny. Nie uroniła ani jednej łzy. Zranił jej dumę, to fakt, ale nic ponad to.
Westchnęła i przestała myśleć o Adamie, a mimo to nie mogła usnąć. Być może z powodu zmiany otoczenia, a może sprawiła to burza, która się rozpętała za oknem – tego Merlyn nie wiedziała. W końcu wstała, żeby przygotować sobie filiżankę czekolady. Miała nadzieję, że ciepły napój pomoże jej się uspokoić.
W holu panowały egipskie ciemności, które sporadycznie rozświetlały błyskawice rozdzierające pochmurne nocne niebo. Musi być już dobrze po północy, doszła do wniosku, i najwyraźniej wszyscy domownicy śpią. W świetle jednej z błyskawic zorientowała się, w którym kierunku powinna iść, i pospiesznie ruszyła przed siebie. Po chwili natknęła się na solidną przeszkodę.
ROZDZIAŁ DRUGI
Rzeczywiście nie mógł przewidzieć, że w ciemnościach o bardzo późnej porze natknie się na nią w holu, to Merlyn rozumiała. Ona też nie spodziewała się, że wyrośnie na jej drodze w, zdawałoby się, uśpionym domu. Tylko dlaczego