tobie już całkiem dobrze.
– Miło słyszeć. Nie mogłem się już doczekać naszego spotkania i obiecanej kolacji.
Podał jej rękę, pomagając wysiąść, i z wyraźnym uznaniem przesunął po niej wzrokiem.
– Pięknie wyglądasz.
– Dziękuję.
Z tylnego siedzenia wyciągnął torbę z zakupami i po marmurowych schodach weszli do domu. Adam otworzył przed nią kolejne drzwi. Najwyraźniej dobre maniery miał we krwi.
– Ten dom jest niezwykły. Wygląda, jakby powstał z twoich marzeń.
Nie odpowiedział. Tak jak pamiętała z przedniego spotkania, z żelazną konsekwencją unikał mówienia o sobie.
– Może, zanim zaczniesz, wypijemy po kieliszku wina na werandzie?
– Zaczniemy.
– Słucham?
– Będę potrzebować twojej pomocy.
– Chyba wolałbym popatrzeć.
– Samo patrzenie nie jest zabawne – odparła uśmiechem. – A jedzenie przygotowane samodzielnie smakuje dużo lepiej.
– No, dobrze. – Kiwnął głową. – Spróbuję. Ale ostrzegam, że nigdy nie byłem w tym dobry.
– Ktoś, kto potrafił zaprojektować taki dom, na pewno da sobie radę z obraniem warzyw.
Roześmiał się i rozpogodził. Świetnie. Poszła za nim do kuchni, gdzie postawił torbę na blacie niemal dorównującym wielkością kuchni w jej mieszkanku.
– Co dziś przyrządzimy?
– Tagliatelle bolognese.
– Brzmi ciekawie.
– A smakuje jeszcze ciekawiej. Ale sos musi się gotować przynajmniej przez godzinę, więc może nastawmy go i wtedy napijemy się wina?
– Doskonale. Co mam robić?
Popatrzyła krytycznie na jego nienaganny ubiór.
– Przede wszystkim zdejmij koszulę.
– Bardzo chętnie – odparł z uśmiechem.
Obserwowała go, zafascynowana. Już zdążyła zapomnieć, jak rewelacyjnie wyglądał bez koszuli.
– Ale dlaczego? – zapytał, wyrywając ją z zapatrzenia.
– Sos często pryska i szkoda byłoby ją zniszczyć.
– To może i ty powinnaś zdjąć tę śliczną sukienkę.
Wieczór jeszcze się na dobre nie zaczął, a już flirtowali na całego.
Pospiesznie sięgnęła do torby.
– Mam coś, co ją ochroni.
Wzorek z drobnych kwiatuszków na wkładanym przez głowę fartuszku ładnie współgrał z kolorem sukienki. Mia włożyła go i zawiązała troczki w pasie.
– Proszę bardzo. A ty po prostu włóż jakiś T-shirt.
Kiwnął głową i po chwili wrócił w ciemnej koszulce z białym logo wyspy Catalina.
Wszystkie produkty leżały już na blacie.
– Co teraz?
– Obierz i pokrój cebulę, por i czosnek.
Zaczął od cebuli. W tym czasie Mia przygotowała wieprzowinę i boczek.
– Pomagałeś mamie w gotowaniu, kiedy byłeś mały? – spytała.
Babcia Tess zawsze powtarzała, że prawdziwy charakter mężczyzny można ocenić na podstawie relacji z matką.
– Mama zwykle wypraszała nas chłopców z kuchni. Tylko Lily miała tam wstęp. Zresztą nieważne…
Zaskoczona, patrzyła, jak zmienia się i zasmuca jego twarz.
– Lily?
– Moja siostra. Nie żyje. A odpowiadając na twoje pytanie, raczej nie pomagałem przy posiłkach.
A więc miał siostrę, która zmarła. Doskonale rozumiała jego smutek. Jej siostry także już nie było. Nic dziwnego, że nie chciał o niej rozmawiać.
– Masz braci?
– Jednego.
Nie dodał nic więcej. Rzeczywiście niełatwo było coś z niego wyciągnąć.
– Dorastałeś gdzieś tutaj?
– Nie, a ty?
– Niedaleko, w Orange County.
Nie lubiła myśleć o tamtych czasach i o tym, jak z winy ojca zostali zmuszeni do opuszczenia miasta. Ona, mama i siostra musiały zostawić dom, przyjaciół i jedyne życie, jakie znała. Wszystko przez Jamesa Burkela. Mia płakała całymi dniami i powtarzała, że to nie w porządku. Ale matka też była ofiarą, a skandal wywołany przez ojca rzucił cień na całą rodzinę. A co najgorsze, niewinna, młoda dziewczyna straciła życie.
Wręczyła Adamowi drewnianą łyżkę.
– Mieszaj – powiedziała. – Uważaj, żeby się nie przypaliło. Ja zacznę robić sos.
– Jasne. – Wziął od niej łyżkę, pozornie cały skupiony na zadaniu.
Było jej przykro, że swoimi pytaniami wprawiła go w zmieszanie, ale musiała je zadać.
– Co to? – zapytał na widok tubki w jej dłoni.
– Toskańska pasta do zębów, czyli wyjątkowo aromatyczny koncentrat sosu pomidorowego. Spróbuj, ale uważaj, bo gorące – Podsunęła mu łyżkę.
Zagarnął sos językiem, nie odrywając od niej wzroku.
– Mmm, pyszne.
– Wiem.
Taki psotny i rozluźniony jak w tej chwili podobał jej się najbardziej.
Dodała do sosu różnych tajemniczych składników, a potem zostawili perkoczący garnek i wyszli na otwartą werandę.
– Rzadko tu jadam – powiedział. – Ale dziś to chyba dobra okazja.
Nisko wiszące słońce oświetliło wodę barwami zachodu. Po niebie płynęły płonące złotem i oranżem obłoki. Widok był cudowny. Plaża była zdecydowanie najlepszym miejscem do podziwiania zachodu słońca.
– Dlaczego tu nie przychodzisz? Gdybym mogła, spędzałabym tu każdy wieczór.
– To… – Znów sprawiał wrażenie spiętego i miała wrażenie, że ból albo żal powstrzymują go przed powiedzeniem więcej. Może oba te uczucia?
– Nieważne. Napijesz się wina?
– Poproszę.
– Cabernet dobrze pasuje do włoskiego jedzenia.
Podał jej kieliszek, ale z wzięciem pierwszego łyku czekała na niego.
– Wspaniałe.
Weranda była wyłożona białymi kamieniami. Mia była tu poprzednim razem, ale wtedy nie miała głowy, by zwracać uwagę na niezwykłe otoczenie. Tym razem nie kryła zachwytu.
Sączyli wino, delektując się widokami i spokojem wieczoru.
– Dlaczego wyjechałaś z Orange County? Na studia? – spytał.
– Nie, to było sporo wcześniej.
Wino, gładkie i owocowe w smaku, rozwiązało jej język, ale wolała nie mówić dlaczego wraz z matką opuściły rodzinny dom. Musiała zachować ostrożność na wypadek,