Diana Palmer

Niezwykły dar


Скачать книгу

słyszeć, że ona jest w niebezpieczeństwie.

      – Sama jest sobie winna. Za głupotę trzeba płacić. Ale jeszcze chwila, a sam tam po nią pojadę… – westchnął i zamilkł. – Prześlij mi ten bilet.

      – Rezerwuję lot i przesyłam ci namiary, tylko założę sobie nowego mejla.

      – Słusznie.

      – Dzięki, Rourke.

      – Hej, od czego są przyjaciele?

      Merissa włożyła beżową sukienkę, która opinała jej sylwetkę, podkreślając jędrny biust, wąską talię i kształtne biodra. Wybrała do niej buty na płaskim obcasie. Włosy zostawiła rozpuszczone, więc łagodnymi, złotymi falami opływały jej twarz o elfich rysach. Jedynym szalonym akcentem była broszka w kształcie bożonarodzeniowej choinki i taka sama wsuwka we włosach.

      – Jeśli ubrałam się zbyt elegancko… – zaczęła, posyłając nieśmiały uśmiech zachwyconemu Tankowi.

      – Kobiety coraz rzadziej chodzą w sukienkach – stwierdził delikatnie. – Uważam, że wyglądasz cudownie.

      – Dzięki – odparła lekko zażenowana. – Nie mogę nosić szpilek – westchnęła, wskazując balerinki. – To pewnie wygląda dziwnie.

      – Wygląda świetnie – zapewnił, nie zważając na jej dziwną uwagę. – Jedziemy?

      – Tak – potwierdziła i zajrzała do salonu. – Do zobaczenia wieczorem, mamo. Zamknij drzwi.

      – Oczywiście – zachichotała Clara. – Masz klucze?

      – Mam.

      – Baw się dobrze.

      – Dziękuję.

      – Będę się nią opiekował – zapewnił Tank z szerokim uśmiechem.

      – Wiem o tym.

      Rourke zjawił się dzień wcześniej i od razu sprawdził samochód Tanka oraz kamery. Znalazł też podsłuch zamontowany w kilku miejscach. Teraz auto było czyste.

      – Pojedziemy do Powell na kolację – oznajmił Merissie. – Musiałem zmienić plany ze względu na komplikacje ze sprzętem ochroniarskim.

      – To był on. Mężczyzna w garniturze – wykrztusiła, sztywniejąc.

      – Tak sądzimy – przyznał niechętnie Tank.

      – Co za ironia. – Pokręciła głową. – I jaka pewność siebie.

      – Owszem. Ale trafiła kosa na kamień.

      Merissa nie odpowiedziała. Jej rysy ściągnął grymas strachu. Tank zjechał na pobocze i zatrzymał auto przed wjazdem do miasteczka.

      – Co widziałaś? – zapytał cicho.

      – Coś złego – odparła, przełykając z trudem ślinę.

      – Możesz podać szczegóły?

      – Nie wiem. – Patrzyła na niego z trudem. – To tylko przeczucie, że… że stanie się coś bardzo złego.

      – Już dobrze – próbował ją uspokoić Tank, rozcierając jej chłodne dłonie. – Poradzimy sobie.

      Jego dotyk przeszył ją niczym prąd. Miał duże, ciepłe dłonie, szorstkie od ciężkiej pracy. W świetle latarni dostrzegła, że mimo to są zadbane, czyste i z krótko obciętymi paznokciami.

      – Masz piękne dłonie – powiedziała.

      – Dziękuję. – Tank zaśmiał się cicho. – Twoje też nie są złe.

      Merissa uśmiechnęła się i wtedy poczuł ten sam dreszcz. Fizyczny kontakt z drugim człowiekiem przynosił ukojenie i pociechę. Tank kilka razy był już zakochany, ale nigdy nie odczuwał nic tak intensywnie jak teraz. Zapragnął ją chronić i się o nią troszczyć. Merissa była silną, samodzielną kobietą, która potrafiła o siebie zadbać, a jednak przy niej czuł się silniejszy i bardziej męski.

      – O czym myślisz?

      – Że to mój najlepszy pomysł od lat – odparł, ściskając jej dłonie.

      – Dzięki – powiedziała i zaśmiała się cicho.

      – Dobrze się przy tobie czuję.

      – Niewiele osób z Catelow zgodziłoby się z tobą.

      – To dlatego, że cię nie znają. A to, co nieznane, budzi lęk.

      – Przez całe życie oglądam rzeczy, które mnie przerażają – westchnęła, zerkając na niego spod rzęs. – Ludzie chcą znać przyszłość, ale gdyby widzieli to co ja, pewnie zmieniliby zdanie.

      – To prawda.

      – Co innego przewidywać pogodę albo trendy w modzie, albo to, czy pozna się swoją miłość. Ale wiedzieć, co się stanie z tobą za rok czy dwa… Nie powinno się tego pragnąć.

      Tank z powrotem włączył się do ruchu, nie puszczając jednak jej dłoni.

      – Nigdy nie wspomniałaś o swoim ojcu – wymsknęło mu się, a Merissa wyrwała mu rękę, jakby poraził ją prąd. – Przepraszam, nie chciałem cię zdenerwować.

      – Pewnie słyszałeś, co się stało…

      Tank zaparkował przed chińską restauracją i obrócił się w jej stronę.

      – Tak – przyznał i spojrzał wprost w jej rozszerzone źrenice. – Nie musimy o nim rozmawiać, jeśli nie chcesz. Jeszcze nie znamy się tak dobrze.

      – Był… brutalny – wyznała po chwili szeptem.

      – Był?

      – Od lat go nie widziałyśmy – wykrztusiła, przygryzając dolną wargę. – Nie wiemy, gdzie jest, ale wciąż się obawiamy, że wróci. – Przymknęła oczy i zadrżała. – Był potężnym mężczyzną. I bardzo silnym!

      – Zranił cię.

      – Mnie i mamę – przyznała, patrząc na niego z bólem. – Tak się cieszyłam, kiedy odszedł. Mama przestraszyła go, mówiąc, co się stanie, jeśli zostanie w Catelow. Wiedziała. To nie było przeczucie. Pobił jednego z naszych kowbojów prawie na śmierć. Mama powiedziała, że postawią ojcu zarzuty i zamkną w więzieniu. Tylko dlatego wyjechał.

      – Rozumiem.

      – Nie rozumiesz. – Pokręciła głową. – Przez te wszystkie lata żyłam w strachu o matkę. Tylko raz nabrałam odwagi i mu się postawiłam.

      – Z niemal dramatycznym skutkiem.

      – Słyszałeś o tym? – Pobladła jeszcze bardziej.

      – Catelow to małe miasto – zauważył miękko. – Gdybym był wtedy w pobliżu, nie pozwoliłbym mu was tknąć – dokończył ze złością.

      Oczy Merissy pojaśniały, a na jej ustach pojawił się lekki uśmiech.

      – Bałby się ciebie.

      – A ty? Ty też się mnie boisz? – zapytał, nie spuszczając z niej wzroku.

      – Już nie tak bardzo. Troszeczkę.

      – Troszeczkę?

      – Ale nie tak, jak myślisz – odparła zmieszana. – Przy tobie czuję się niezręcznie. Ale nie tak jak przy innych…

      Kiedy mówiła, Tank odpiął swój pas bezpieczeństwa i pochylił się w jej stronę.

      – Niezręcznie? – powtórzył, opierając rękę na jej zagłówku.

      – Troszeczkę