K.N. Haner

Na szczycie. Właściwy rytm


Скачать книгу

– Usłyszałem słodki głos Rebeki. Boże! Jak dobrze, że nic jej nie jest. Jest bezpieczna w hotelu i jedynie ta myśl sprawiała, że nie zwariowałem.

      – Poczekaj chwilę… – Wstałem i po cichu wyszedłem z sali, by nie obudzić śpiących Nickiego i Jess. Wybudzili się po operacjach, ale byli bardzo słabi. – Teraz możemy…

      – Wiesz może, gdzie jest Erick? Wyszedł wczoraj, mówił, że na chwilę, by zadzwonić, a do tej pory go nie ma – powiedziała z przejęciem. Ona zawsze się o wszystkich martwi. Moja kochana, mała Reb.

      – Erick jest tutaj ze mną w szpitalu… – powiedziałem cicho. Nie chciałem jej mówić wszystkiego, by niepotrzebnie się nie denerwowała.

      – Jak to: w szpitalu? Co się stało?

      – To nie jest rozmowa na telefon, Reb…

      – Mam tam przyjechać do was? – Kurwa, nie! Boże, co za kobieta.

      – Nie, musisz zostać w hotelu.

      – Dlaczego? – Usłyszałem złość w jej głosie. Wyobrażałem sobie, jak słodko się krzywi, a moje serce chociaż na chwilę odzyskało spokojny rytm.

      – Wyjaśnię ci później, zostań w hotelu i się stamtąd nie ruszaj!

      – Przecież nie mogę chodzić… – warknęła wściekła.

      – Reb, proszę, przyjadę potem, to pogadamy, naprawdę nie mogę teraz… – Zobaczyłem policjantów wchodzących na oddział.

      – Ale Erickowi nic nie jest? – dopytywała.

      – Nie… Zadzwonię później! – Rozłączyłem się i podszedłem do trzech funkcjonariuszy. Nie mieli dla mnie dobrych informacji. Auto, którym poruszał się sprawca, jest kradzione, z naszych opisów nie mogą ustalić, jak ten ktoś wygląda. Nic, kurwa, nie wiedzą! To jest policja, do cholery? Byłem jeszcze bardziej wkurwiony, aż wyszedłem przed szpital zapalić. Pierwszy raz od chyba pięciu lat. Erick przyszedł za mną i zrobił dokładnie to samo.

      – Co za gówno… – powiedział, zaciągając się mocno.

      – Ja pierdolę, Erick… – Patrzyłem na niego i chciało mi się płakać.

      – Co za psychopata chciał was pozabijać? – zapytał, a moja komórka znowu zaczęła dzwonić. To Clark. Spojrzałem na Waltera, który pokazał, bym odebrał.

      – Co tam? – odebrałem, próbując być spokojny.

      – Sed, co się tam, kurwa, u was dzieje? Co to za strzelanina? – praktycznie krzyczał do słuchawki. Był zdenerwowany nie mniej niż my wczoraj.

      – Skąd wiesz? – spytałem zaskoczony.

      – Jest transmisja na wszystkich kanałach informacyjnych sprzed twojego domu! Błagam, powiedz, że nikt nie zginął! – Głos mu drżał.

      – Nie, wszyscy żyją, Clark, ale to jakiś koszmar… – Zamknąłem oczy i usiadłem na ławce.

      – Poczekaj, Jenn chce ci coś powiedzieć! – powiedział nagle.

      – Sed, to Scott! To Scott to zrobił! Jestem tego pewna! – płakała do słuchawki, a ja prawie nic nie rozumiałem.

      – Co? Możesz wolniej?

      – To mój mąż! To Scott! Boże, on dzwonił do mnie kilkanaście minut temu! Powiedział, że wszyscy pożałujemy, że zabrałam mu Julię!

      – Co?

      – Powiedział, że zabije tę małą sukę, która porwała mu córkę! On mówił o Reb! Błagam, powiedz, że nic jej nie jest!

      – Uspokój się, Jenn. Reb jest w hotelu… – powiedziałem i nagle ogarnął mnie niepokój. W życiu czegoś takiego wcześniej nie czułem.

      – Jedź do niej! Zabierz ją z hotelu! On jest zdolny do wszystkiego! – powiedziała, a ja od razu się rozłączyłem. Kurwa!

      – Co? Co ci powiedzieli? – spytał przejęty Erick.

      – On chce skrzywdzić Reb! – odpowiedziałem jakby sam do siebie i szybko wróciłem do środka, by powiedzieć o tym policji. Jednostki w całym mieście zostały postawione w stan gotowości, a ja i Erick pojechaliśmy do hotelu razem z policją. Zadzwoniłem na numer, z którego dzwoniła Reb, ale nie odbierała, komórki też. Kurwa mać! Błagałem w myślach, by nic jej się nie stało. Boże! Moja słodka, niewinna dziewczynka. Nie odezwałem się ani słowem w drodze do hotelu. Policja okrążyła obiekt i wszyscy goście zostali ewakuowani, bo nie wiadomo, do czego zdolny był Scott. Choć tak naprawdę nie wiedzieliśmy, czy to on był sprawcą tego wszystkiego. Wyprzedziłem policjantów, gdy wychodziliśmy z windy na piętrze apartamentu, i zamarłem, widząc uchylone drzwi.

      – Nie! Kurwa! Nie! – krzyknąłem i wyrwałem do przodu jeszcze szybciej.

      Wpadłem do środka pierwszy i zobaczyłem jedynie włączony telewizor, zmiędloną na łóżku pościel i mokry ręcznik na podłodze tuż przy drzwiach. Wpadłem do łazienki, ale tam też było pusto. Wrzeszczałem jak w amoku i padłem bezradny na kolana. Porwał ją! Mój Boże, porwał moją małą dziewczynkę i chciał ją skrzywdzić. Erick próbował mnie podnieść z podłogi, ale nie dał rady. Odepchnąłem go i walnąłem z całej siły pięścią w podłogę, ściskając w dłoniach ręcznik. Czułem na nim jej zapach, zapach jej włosów, i wpadałem w szał. Rozbiłem w drobny mak lustro nad komodą, cisnąłem w nie wazonem i chwyciłem drugi, by rzucić nim w okno, ale Erick chwycił mnie tak mocno, że nie mogłem się ruszyć.

      – Kurwa, Sed! – wrzasnął.

      Widziałem, że płacze. Ja nawet nie miałem siły płakać. Mój świat właśnie runął w gruzy. Policja od razu zablokowała wszystkie drogi wylotowe z Aspen, przeszukała cały hotel, sprawdziła kamery. Łatwo znaleziono nagranie i upewniono się, że to właśnie Scott stał za tym wszystkim. Doskonale było widać, jak wchodzi do hotelu, wjeżdża na piętro i wkracza do apartamentu. Dlaczego ona otworzyła mu drzwi? Na nagraniu widać Rebekę uchylającą niepewnie drzwi i to pierwszy raz, kiedy umarłem. Ostatnia chwila, w której widziano ją żywą i całą. Scott spędził w apartamencie dosłownie pięć minut. Nie wiadomo jednak, co zaszło w środku. Kamera zarejestrowała, jak mężczyzna wychodzi przebrany w policyjny mundur i wynosi na rękach nieprzytomną Rebekę, po czym kładzie ją na hotelowym wózku na bagaż i okrywa prześcieradłem. Zjeżdża w podziemia hotelu, ładuje bezwładne ciało mojej ukochanej na tylne siedzenie jakiegoś starego forda i odjeżdża. Miejskie kamery jednak są zamontowane do granic miasta i trop urwał się na wylotówce w lesie. Policja od razu się tam udała. Przy drodze znaleziono tego forda, więc sukinsyn przesiadł się do innego samochodu. Rebeki w środku nie było. Umarłem wtedy po raz drugi.

      ***

      Za każdym razem, gdy o tym myślałem, zadawałem sobie miliardy pytań. Dlaczego? Dlaczego to właśnie jej przytrafiło się to wszystko? Wolałem umrzeć i wziąć na siebie całe cierpienie, by tylko oszczędzić jej kolejnych krzywd. Nie potrafiłem jej uchronić, obronić ani odseparować od całego zła tego świata. Kto ma taką moc? Jak miałem żyć ze świadomością, że to wszystko przeze mnie? Nic, co złe, nigdy nie powinno jej spotkać, a ona od dzieciństwa cierpiała. Najpierw wyrodna matka i jej kochanek, który molestował Rebekę, potem śmierć babci, trudności w szkole, wyjazd do Los Angeles, który miał odmienić jej życie. I odmienił… Poznała sukinsyna myślącego, że wszystko jest takie proste. Nie znałem prawdziwego życia i miłości, dopóki nie poznałem Rebeki. Z Karą wszystko było takie proste… Zbyt proste i zbyt banalne. Rebeka od początku była inna. Nie rozumiałem tego i to właśnie tak cholernie mnie w niej pociągało. Nie chodziło jedynie o ciało i fizyczność. Ona miała w sobie coś, co sprawiło, że chciałem być lepszy. Lepszy dla niej… ale nigdy, przenigdy nie chciałem jej skrzywdzić. Kurwa!