K.N. Haner

Na szczycie. Właściwy rytm


Скачать книгу

szybko i ruszyłem w stronę sceny. Patrząc wprost na nią, pokazałem palcem, by się do mnie pochyliła. Koleżanka popchnęła ją delikatnie, by właśnie to zrobiła. Uśmiechnąłem się, bo widziałem, że była zaskoczona i chyba zawstydzona. Kurwa! Padła na kolana i zaczęła wić się do mnie w tak cholernie seksowny sposób, że w spodniach zrobiło mi się ciasno. Usiadła na brzegu sceny, dokładnie naprzeciwko mnie, i rozłożyła szeroko nogi. Nie patrzyłem jednak nigdzie indziej niż w te cudownie niebieskie oczy.

      – Tańczysz prywatnie? – zapytałem. To jedyne, co przyszło mi do głowy. No kurwa, Mills! Mogłeś wymyślić coś innego.

      – Zależy dla kogo… i za ile. – Patrzyła na mnie z dystansem.

      – Chodzi o prywatny taniec, ale nie tutaj – dodałem, rozglądając się po lokalu.

      – Nie tańczę poza klubem – odpowiedziała zirytowana. Nie wyglądało to za dobrze. Kurwa, Mills, wymyśl coś.

      – Podaj cenę, jestem w stanie wiele zapłacić. – No to wymyśliłem.

      – Przykro mi, nie tańczę poza klubem. – Zmarszczyła brwi. Ja pierdolę, co za idiota ze mnie.

      – Jeśli zmienisz zdanie, zadzwoń – spróbowałem w taki sposób. Wyjąłem wizytówkę i wsadziłem jej za materiał ślicznych majteczek. Kurwa! Zerwałbym z niej te majtki szybciej, niż myśli. Może mnie chociaż rozpoznała? Z bliska była jeszcze piękniejsza. Mimo scenicznego makijażu widać tę delikatną urodę.

      – Nie zmienię zdania. – Usłyszałem irytację w jej głosie. Oddała mi wizytówkę, wkładając ją do kieszeni mojej marynarki. Dobra! Drugie podejście.

      – Naprawdę mogę zapłacić dużo.

      – Ile? – zapytała, unosząc brwi. Chodzi jej tylko o kasę? No tak! Mogłem się domyślić.

      – Tysiąc dolarów? – odpowiedziałem, a ona zaczęła się śmiać. – Dwa tysiące? – dodałem, nie rozumiejąc, co ją bawi. Za mało?

      – Za tyle znajdziesz sobie porządną dziwkę w niedalekim burdelu, podać ci adres? – burknęła wściekła. Okej! Już rozumiem. Uraziłem ją. Czyli jest nadzieja!

      – Nie chodzi mi o seks, tylko o taniec – wytłumaczyłem, a ona uniosła jedną brew. Była zaskoczona, ale i chyba zafascynowana. Oj, nieważne! Była przepiękna.

      – Rebeka, złaź ze sceny! – krzyknęła nagle jakaś kobieta z końca sceny. Mój anioł odwrócił się i zrobił przestraszoną minę.

      – Przepraszam, mój występ się skończył. – Zerwała się na równe nogi i ruszyła w kierunku kobiety, a ja nie wiedziałem, co mam zrobić, by ją zatrzymać. Bez zastanowienia chwyciłem ją za szczupłą kostkę. Miała taką miękką i ciepłą skórę. Pisnęła zaskoczona i spojrzała na mnie.

      – Zastanów się, proszę – powiedziałem błagalnie. Nie miałem pojęcia, co we mnie wstąpiło.

      – Co pan robi?!

      – Proszę… – powtórzyłem i w tym momencie dopadło mnie dwóch ochroniarzy i powaliło na podłogę pod sceną. Kurwa! Obezwładnili mnie jak jakiegoś zboka. Nie miałem jednak zamiaru się szarpać. Wywalili mnie na zewnątrz i dopiero gdy zorientowali się, kim jestem, przeprosili za swoje brutalne zachowanie. Miałem ich jednak gdzieś. Musiałem się jeszcze z nią zobaczyć.

      Wsiadłem do auta i postanowiłem poczekać przed klubem, aż skończy pracę. Widząc na swoim telefonie mnóstwo nieodebranych połączeń, po prostu go wyłączyłem. Oparłem głowę o zagłówek i próbowałem wymyślić, co jej powiem, gdy wyjdzie. Nie miałem jednak zbyt dużo czasu na zastanowienie, bo wkrótce zobaczyłem, jak ochroniarze praktycznie wyrzucają ją z klubu. Co, do cholery?! Chciałem wysiąść, ale dostrzegłem, jaka jest wściekła. Odpaliła papierosa, a zaraz potem zadzwoniła jej komórka. Ruszyłem powoli autem, by mnie nie zauważyła. Pomógł mi w tym właśnie zaczynający padać deszcz. Kończyła rozmawiać, więc przyśpieszyłem i zrównałem się z nią, jadąc wolno przy krawężniku. Opuściłem szybę po stronie pasażera i zawołałem:

      – Wsiadaj!

      Dziewczyna spojrzała do środka i na mój widok wywróciła oczami, a ja uśmiechnąłem się szeroko. Była taka słodka.

      – Nie, dzięki – warknęła i przyśpieszyła kroku.

      – Nie wygłupiaj się! Wsiadaj, proszę! – powtórzyłem i nie widząc reakcji, nacisnąłem na klakson. Podskoczyła przestraszona, a ja znowu się uśmiechnąłem. Była jak sarenka, którą łatwo można spłoszyć. Wiedziałem, że to nie będzie łatwa przeprawa.

      – Oszalałeś?! – krzyknęła wściekła.

      Wysiadłem z auta, chwytając parasol w dłoń, i dogoniłem ją szybko. Stanąłem dokładnie naprzeciwko niej, tak by ochronić ją od deszczu. Spojrzałem w jej śliczne oczy i dostrzegłem, że płakała. Dlaczego te piękne oczy muszą płakać? Miałem nadzieję, że to nie przeze mnie. Ona także na mnie patrzyła, oddychała płytko i praktycznie czułem ciepło jej cudownego ciała.

      – Wsiądź, proszę. – Położyłem dłoń na jej nagim ramieniu, a ona zadrżała. O kurwa! Oboje to czujemy.

      – Po co? – zapytała cichutko.

      – Odwiozę cię do domu.

      – Sama trafię, dziękuję! – Znowu zrobiła tę wkurzoną minkę.

      – Jesteś przemoczona.

      – Jestem zwolniona, przez ciebie, palancie! – krzyknęła na mnie.

      Co?!

      – Zwolnili cię? – zapytałem kompletnie zaskoczony.

      – Głuchy jesteś?

      Chciała mnie wyminąć, ale nie pozwoliłem. Nie dam jej teraz znowu uciec. Ponownie dotknąłem jej ramienia, a ona zadrżała. Przesunąłem dłoń po chłodnej od deszczu skórze aż do nadgarstka, a dziewczyna wydała z siebie cichutki jęk. Wciągnąłem powietrze nosem, by się opanować. Kurwa! Co za dziewczyna. Uśmiechnąłem się szeroko na myśl, jak na mnie reaguje. Spoglądała na mnie nieśmiało i wiedziałem, doskonale wiedziałem, że także to poczuła.

      – Wsiądź, proszę – powtórzyłem, a ona bez słowa kiwnęła lekko głową i dała mi się zaprowadzić do auta.

      Otworzyłem jej drzwi, cały czas trzymając nad nami parasol. Opadła delikatnie na siedzenie i nieśmiało skrzyżowała dłonie na kolanach. Obszedłem samochód i szybko wsiadłem do środka.

      – Przykro mi, że cię zwolnili. Nie chciałem narobić ci kłopotów. – Spojrzałem na nią. To nie najlepszy początek znajomości, skoro byłem powodem wylania jej z roboty.

      – I tak miałam zamiar odejść – Wzruszyła ramionami i zapięła pas.

      – Dlaczego? Przecież świetnie tańczysz – powiedziałem. Nie bardzo rozumiałem.

      – Powiedzmy, że się wypaliłam. Odwieziesz mnie w końcu?

      – Jasne, ale najpierw pozwól mi się zaprosić na obiad.

      – O rany. – Znowu przewróciła oczami. Cholernie mi się to podobało. Była taka słodko nieokrzesana, a zarazem nieśmiała. Idealna.

      – W ramach rekompensaty za to, że cię zwolnili – wytłumaczyłem. Przecież jej nie powiem, że najchętniej zabrałbym ją do domu i porządnie przeleciał.

      – To nie twoja wina, nie musisz mi niczego rekompensować. – Patrzyła na mnie pytająco.

      – Sedrick Mills. – Wyciągnąłem dłoń, przedstawiając się. Ona w ogóle mnie nie kojarzyła. Nie wiedziała, kim jestem,