Agnieszka Lingas-Łoniewska

Jesteś moja dzikusko


Скачать книгу

i wkurzyłem się sam na siebie, bo nie byłem przyzwyczajony do takich odczuć. Włączyłem cicho moją ulubioną płytę i zamknąłem oczy.

      Rano obudziły mnie hałasy dochodzące z dołu. Gdy zszedłem do kuchni, okazało się, że moja matka i Natalia przygotowują śniadanie.

      – Nareszcie wstałeś. Mam do ciebie prośbę, czy mógłbyś zawieźć Natkę na zakupy do galerii? Musi kupić sobie jakieś ciuchy, kosmetyki – powiedziała z uśmiechem mama. – Niech wyjdzie z tego domu, bo ciągle siedzi w kuchni z Honoratą – mruknęła do mnie, już ciszej.

      – Ciociu, nie trzeba, mogę sama pojechać. Nie będę zabierać Antkowi ostatniej soboty przed rozpoczęciem szkoły – odparła szybko Natalia.

      – Spokojnie, Nata, nie mam żadnych planów, zresztą nie znasz miasta, zabłądzisz i będziemy musieli cię szukać. – Nawet się uśmiechnąłem. – Daj mi godzinkę i możemy jechać, okej?

      – Dobrze, dzięki – odpowiedziała, pierwszy raz od przyjazdu do domu patrząc mi w oczy.

      Umyłem się, ubrałem, zjadłem szybko śniadanie i wszedłem do salonu. Natalia siedziała na sofie z zamkniętymi oczami, słuchając muzyki przez słuchawki. Nadal wyglądała blado, miała lekko podkrążone oczy, włosy jak zawsze splecione w warkocz. Wydawała się być tak delikatna… nie, poprawka… była delikatna, drobna, co spowodowało, że znowu się jakoś dziwnie poczułem, jakby coś dławiło mnie, wręcz dusiło od środka.

      – Idziemy? – spytałem trochę za głośno.

      Drgnęła przestraszona.

      – Tak, sorry, zasłuchałam się.

      – Czego słuchasz?

      – A, to takie różne składanki muzyczne.

      – A konkretnie?

      Uśmiechnęła się.

      – Thirty Seconds to Mars, Kings of Leon, Lifehouse… – odparła, wzruszając ramionami.

      – No to masz całkiem spoko gust. – Też się uśmiechnąłem.

      – A na jaką muzykę wyglądałam? – spytała nieco przekornie.

      – Właśnie na taką. Nie na żadne disco polo, nie martw się.

      – No to uff.

      Zeszliśmy do garażu. Natalia zrobiła okrągłe oczy, patrząc na mój samochód.

      – To twoje auto? – zapytała.

      – Moje, ojciec mi kupił.

      – Forda mustanga?

      – O, widzę, że znasz się na markach. – Uśmiechnąłem się.

      – Mustang to najwspanialsze auto pod słońcem, znajduje się na liście moich marzeń do spełnienia.

      Ciekawe, co jeszcze jest na tej liście? – pomyślałem.

      – Jaki ma silnik? – zapytała po chwili, naprawdę zaciekawiona.

      Hm, dziewczyna, która pyta o pojemność silnika, lubię to.

      – Cztery i sześć dziesiątych litra, trzysta koni.

      – Cudne – szepnęła, dotykając lekko maski.

      – No, fajne jest, też je lubię, w Stanach można je kupić za śmieszne pieniądze.

      – Taak, na pewno… – Roześmiała się.

      Wsiedliśmy do auta i ruszyłem w stronę centrum.

      – Słuchaj… – zaczęła – wiem, że nasze pierwsze spotkanie po latach nie było zbyt przyjemne i trochę też z mojej winy, ale ze względu na ciocię i na to, co dla mnie zrobiła, chcę, aby nasze kontakty były jak najbardziej przyjazne.

      – Jeśli chodzi o mnie, to luz – odpowiedziałem, patrząc na drogę.

      – Aha, no tak, no to okej – mruknęła.

      W milczeniu wjechaliśmy na parking sklepu.

      – Jesteśmy. Nie jestem zbyt dobrym doradcą, jeśli chodzi o damskie zakupy. Idź może sama tam, gdzie chcesz, zdzwonimy się za jakieś dwie godziny, pasuje ci?

      – Jasne, nie ma sprawy, myślę, że dwie godziny mi w zupełności wystarczą.

      Nie byłem pewny, czy wystarczyłyby jej dwa dni, bywałem czasami na zakupach z Martą, więc wiedziałem, co to oznacza, ale kiwnąłem głową i poszedłem w przeciwną stronę.

      Chodziłem po galerii, patrząc na wystawy bez zainteresowania, gdy usłyszałem, że ktoś woła mnie z drugiej strony sklepu:

      – Tony, Tony!

      To była Marta z dwiema koleżankami z naszej szkoły i Rado, mój kumpel, który miał zamiar chodzić z którąś z jej przyjaciółek, albo nawet z obiema naraz. Marta była rok młodsza, chodziła do drugiej klasy naszego liceum.

      – Stary, co ty robisz w sklepie? Przecież nienawidzisz zakupów! – Rado walnął mnie w plecy.

      – Gdzie się podziewałeś, skarbie? – Marta pocałowała mnie w usta.

      – Miałem sprawy rodzinne, musiałem jechać do Krakowa z mamą – odpowiedziałem lekko zniecierpliwiony.

      – Wiesz o imprezie u Barta za dwa tygodnie?

      – Wiem. Rado mi mówił.

      – Oczywiście będziesz? – spytała, uśmiechając się szeroko.

      – No pewnie, że będzie! – ryknął mój przyjaciel.

      – Jasne, że tak – mruknąłem i też się uśmiechnąłem.

      – To świetnie, zapowiada się dwudniowa biba, bo rodzice Barta wyjeżdżają do Francji. To będzie chyba największa impreza, oprócz tej, którą planuje Rado na zakończenie roku szkolnego, oczywiście – trajkotała.

      – No super – odparłem i zobaczyłem, jak z niewyraźnym uśmiechem macha do mnie Natalia, podchodząca do nas z kilkoma torbami w dłoni.

      – No popatrzcie, jakieś wiejskie piękności wybrały się na zakupy i zaczepiają mojego chłopaka – powiedziała złośliwie Marta do swoich koleżanek.

      Podszedłem do Natalii, odebrałem jej torby, jednocześnie kątem oka widząc zdumione miny Marty i jej koleżanek.

      – Chodź, Nata, przedstawię cię – powiedziałem z uśmiechem.

      – Dziewczyny, to jest Natalia, mieszka teraz u mnie, a to Marta i jej koleżanki z klasy. Ten neandertalczyk to mój przyjaciel Radek – przedstawiłem towarzystwo.

      – Miło mi, mów mi Rado. – Mój kumpel uścisnął dłoń Natalii i popatrzył na mnie znacząco.

      – Natalia, mów mi Natka.

      – Cześć, jestem Marta, dziewczyna Tony’ego. – Marta ze słodkim uśmiechem przywitała się z Natalią. – A to Anka i Patrycja, moje przyjaciółki. – Dziewczyny kiwnęły głowami.

      – Hej! – Natalia pomachała wszystkim. – Miałam właśnie dzwonić, gdy cię zobaczyłam. Jestem już gotowa, możemy jechać do domu.

      – Przepraszam, takie może niedyskretne pytanie, ale jak to? Ty mieszkasz u Tony’ego? – zapytała Marta z nieco zagubioną miną.

      – Właściwie u jego rodziców – powiedziała Natalia.

      – No co ty, niesamowite! – powiedziała z przekąsem Marta. – Czy ktoś może mi wytłumaczyć, o co tutaj chodzi?

      – Słuchaj… – zaczęła Natalia.

      – Nie ma o czym dyskutować