00000030000.jpg" alt="150237.png"/>
Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej książki nie może być reprodukowana w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób bez pisemnej zgody wydawcy.
Projekt okładki i stron tytułowych
Ilona Gostyńska-Rymkiewicz
Fotografie na okładce
© Daria Litvinova | unsplash.com
Redakcja
Justyna Nosal-Bartniczuk
Redakcja techniczna, skład, łamanie oraz opracowanie wersji elektronicznej
Grzegorz Bociek
Korekta
Barbara Kaszubowska
Niniejsza powieść to fikcja literacka. Jakiekolwiek podobieństwo do wydarzeń lub postaci autentycznych jest zupełnie niezamierzone i przypadkowe.
Wydanie I, Katowice 2018
Wydawnictwo Szara Godzina s.c.
Dystrybucja: DICTUM Sp. z o.o.
ul. Kabaretowa 21, 01-942 Warszawa
tel. 22-663-98-13, fax 22-663-98-12
© Copyright by Wydawnictwo Szara Godzina s.c., 2017
ISBN 978-83-65684-79-0
Kochanym Kuzynom i ich rodzinom, dzięki którym w Barcelonie czuję się jak w domu.
Życzę ci odwagi, jaką ma słońce, które codziennie od nowa wschodzi nad wszelką nędzą świata.
Rozdział 1
Zbliżał się czas wyjazdu do Polski. Z jednej strony wszyscy bardzo tęsknili za krajem, z drugiej myśl o powrocie do miejsca, gdzie tyle się wydarzyło, napawała strachem. Co gorsze, Teresa zadzwoniła któregoś dnia do Anny, by powiedzieć jej, że ta dostała wezwanie do prokuratury. Wprawdzie ciotka próbowała wyjaśniać sprawę i przekazała, że Anny nie ma w kraju, ale w zamian otrzymała informację, że jeśli Kalinowska się nie zgłosi na przesłuchanie, zostanie odnaleziona i doprowadzona. Starsza kobieta bardzo wystraszyła się tego, że siostrzenicę czekają konsekwencje prawne. Przyznała więc, że ta wkrótce przyjedzie i na pewno zgłosi się dobrowolnie.
– Jak widzisz, nie miałam wyjścia. Musiałam tak powiedzieć. Przepraszam. – Teresa była roztrzęsiona.
– To nie twoja wina, ciociu. Miałam nadzieję, że mi dadzą spokój, ale widocznie zeznania są im do czegoś potrzebne. Trudno, zadzwonię tam, gdy tylko będę na miejscu.
Kilka dni później witali się na terminalu w Pyrzowicach. Chłopcy byli bardzo podekscytowani najpierw samym lotem, a potem powrotem do kraju, tam jednak spotkał ich zawód, bo Forêt nie przyjechał po nich na lotnisko.
– Pies czeka na was w domu. Pewnie już go roznosi z niecierpliwości. Od rana przeczuwał, że coś się święci.
Gdy znaleźli się na miejscu, powitaniom nie było końca. Teresa co chwilę ocierała łzy wzruszenia. Forêt szalał, biegając i skacząc radośnie.
– Poznał mnie! Poznał! – krzyczał podniecony Kubuś.
– No pewnie! Psy nie zapominają.
Forêt obwąchiwał ich z każdej strony. Zapewne przywieźli ze sobą obce i interesujące zwierzę zapachy.
– Dobrze, że jesteście. Myjcie ręce, a ja zaraz podam obiad. Potem siądziemy sobie na tarasie, bo dziś piękny dzień. Wy to tam chyba macie same piękne dni!
– Teraz tak, ale to nieprawda, że w Hiszpanii cały czas świeci słońce. W zimie jest sporo pochmurnych tygodni. Deszcz pada, wiatr wieje. Może nie jest tak zimno jak tu, ale nie panuje tam wieczne lato.
– Oj tam, oj tam. Siadajcie, a ja pędzę do kuchni.
Miło było usiąść i nie musieć o nic się martwić. Na te kilka dni to Teresa miała przejąć stery, a Anna dla odmiany być gościem.
Zostawiła dzieci pod opieką Teresy, ponieważ chciała pobyć sama i załatwić ważną dla niej sprawę. Kupiła dwa bukiety świeżych kwiatów i kilka zniczy w przycmentarnej kwiaciarni. Na szczęście o tej porze niewiele osób kręciło się po nekropolii. Odszukała właściwą ścieżkę i podeszła do mogiły. Nagrobek był czysty, a rośliny wokół uporządkowane. Widać było, że ktoś dba o miejsce wiecznego spoczynku Roberta. Ciotka pewnie czasem zachodziła na jego grób, ale Anna nie podejrzewała, żeby robiła to regularnie. Miała swoje sprawy na głowie, a jeśli już, to raczej odwiedzała matkę Anny. Kobieta pamiętała, że Marcin wymienił wazon. Może więc to on częściej tu bywa? Wstawiła świeże kwiaty, choć te, które tam były, całkiem dobrze jeszcze wyglądały. Ułożyła je więc w wieniec i umieściła na płycie. Zapaliła znicze i zmówiła krótką modlitwę.
– Anna? – Usłyszała nagle za sobą znajomy kobiecy głos.
Odwróciła się. Przed nią stali Agata i Marcin.
– Wiedziałeś, że jest w Krakowie? – Agata zwróciła się do męża, a ten wzruszył ramionami.
Anna postanowiła się wtrącić:
– Nie mówiłam Marcinowi, kiedy dokładnie będę. Jakie to ma znaczenie?
– W sumie żadne. Dobrze, że jesteś. – Agata ucałowała ją w oba policzki. – Tylko że gdybyśmy wiedzieli, to przygotowalibyśmy coś na twój przyjazd.
– Nie ma takiej potrzeby.
Rozmowa była sztywna. W powietrzu wisiało coś nieokreślonego, co jednak sprawiało wszystkim dyskomfort.
– Może wpadniesz do nas? Zrobimy kolację! Wytłumaczę ci, jak dojechać do Branic.
– Nie wybieram się tam.
– Jak to? Jesteś w Polsce i nie odwiedzisz Michała? Obiecałaś mi to.
– Słuchaj, Agata, nic ci nie obiecywałam. Może kiedyś to zrobię, ale jeszcze nie teraz. I proszę, nie rozmawiajmy o nim nad grobem mojego męża. – Głos Anny zaczął się łamać. Kręciło jej się w głowie. Czuła się osaczona. Patrzyła wymownie na Marcina, prosząc go o pomoc.
Zrozumiał i chwycił żonę za ramię.
– Agata, daj spokój. Proszę.
Kobieta westchnęła głośno, ale powstrzymała się od komentarza. Postali chwilę w milczeniu. W końcu Marcin uznał, że przerwali Annie ważną chwilę i powinni już pójść.
– Aniu, jeśli znajdziesz chwilę, to wpadnij do nas. To rzeczywiście nie najlepszy moment na rozmowy, ale naprawdę byłoby nam bardzo miło, gdybyś nas odwiedziła.
– Dziękuję. Postaram się. Zadzwonię.
Odeszli, a ona wciąż stała nad grobem, patrząc na napis wyryty na płycie. Dlaczego odszedłeś? – pytało jej spojrzenie. – Tak trudno bez ciebie żyć.
Opowiadała w myślach, co słychać u niej i u synów, jak sobie radzi w nowym miejscu i z jakimi problemami musi się zmagać. Choć trudno byłoby jej to wytłumaczyć, czuła ulgę, kiedy o tym myślała. Tak jakby Robert stał tuż obok i słuchał. Kiedy skończyła, ucałowała palce i przyłożyła je do wyrytego na płycie imienia męża, żegnając się z nim.
Przeszła kilka alejek i odnalazła grób rodziców. Strąciła liście, które na nim leżały, i położyła kwiaty. Za nimi także tęskniła. Przede wszystkim za matką. Choć różnie układały się ich relacje, kobiety były sobie bardzo bliskie.