Krzysztof Bonk

Świetlany mrok


Скачать книгу

albo wszyscy zginą. Dostaniesz za to ode mnie dziewięć korali irium, ku chwale Bogini Światła. – Kiedy Kati skończyła mówić, odetchnęła z ulgą. Nie wierzyła, aby mieszkańcom Altris rzeczywiście coś zagrażało, a zwłaszcza że mogło dosięgnąć ich coś złego za miejskimi murami. Nie mówiąc już o mającym nadejść zaćmieniu, wydawało się to czystą mrzonką. Dlatego zawarła w umyśle układ z Sari. Pokaże tej żałosnej, nieistniejącej kobiecie, że wszystkie jej wspomnienia, jej wizje przyszłości są wierutnymi kłamstwami. Uległa jej woli, ostrzeże za pośrednictwem sługi mieszkańców stolicy. W ten sposób ośmieszy Sari, ponieważ nic nie ma prawa się wydarzyć. Wtedy ta kobieta zostawi ją wreszcie w spokoju i odejdzie z jej umysłu, na zawsze.

      – Oczywiście, pani. Zgadzam się – odparł pokornie Alif.

      – Doskonale, mój drogi… To właśnie chciałam usłyszeć – powiedziała Kati, myśląc z zadowoleniem o rękawicy, jaką rzuciła Sari. Albowiem już czuła się w tym pojedynku zwyciężczynią.

      *

      – A czy słyszała pani o rebelii w Cesarstwie? Wydawało się, że została stłumiona, stłamszona bezpowrotnie. Podczas gdy ostatnio wybuchła ponoć z niespotykaną siłą. Jeżeli pogłoski się potwierdzą, władza cesarza może zostać naprawdę zagrożona, coś niebywałego! – oświadczył z przejęciem starszy, łysiejący mężczyzna. Następny poznany podczas Święta Promienistego Blasku przedstawiciel znamienitego rodu de Szon, którego imię Kati zdążyła już zapomnieć.

      – To wszystko jest oczywiście niezmiernie interesujące, ale… przepraszam bardzo, muszę się oddalić, migrena… – Nagabywana kobieta skrzywiła się na twarzy, na co jej wyrozumiały rozmówca ukłonił się z szacunkiem i dystyngowanie, powoli odszedł.

      Korzystając z okazji, że choć na chwilę została sama, Kati skierowała się do wyjścia z sali balowej. Była już bardzo zmęczona. Najpierw uczestniczyła w długim ceremoniale prowadzonym przez kapłanki Zakonu Światła. Podczas obrzędu polewano olejkami stosy kolorowych kwiatów. Płonęły one każdy odmienną barwą, tworząc finalnie świetlistą kompozycję, jakby na wzór tęczy. Potem w wystawnej sali rozpoczął się wielki bankiet. Wokół ścian rozstawiono suto zastawione stoły, a środek pomieszczenia przeznaczono dla tańczących par, którym przygrywała skoczna muzyka.

      Jakkolwiek całe to święto niosło ze sobą wiele interesujących wrażeń, Kati była nim zbyt przytłoczona. Nie miała u swego boku Drena. Czuła się przez to niepewna i wyobcowana. Otaczali ją ludzie, których ponoć znała, a o których nie miała w większości żadnego pojęcia. Kilka osób zdążyła pomylić z innymi, zaliczając parę frapujących wpadek. Przez to coraz częściej padało z jej ust usprawiedliwianie się migreną. Natomiast jej rozmówcy, żegnając się z nią, zgodnie wyrażali żal z powodu zaginięcia jej męża oraz gratulowali błogosławionego stanu.

      Jakby tego było mało, ciągle nie dawała Kati spokoju ta przeklęta Sari. Niemal bezustannie przypominała jej, że jeżeli zaćmienie miałoby rzeczywiście nadejść nad stolicę księstwa Aria, działoby się to dokładnie w tej chwili.

      Kati ponad wszystko zapragnęła ochłonąć. Ruszyła przez środek hałaśliwego parkietu, między wirującymi w tańcu parami, by najkrótszą drogą udać się na zewnątrz. Naraz drogę zagrodziła jej postać w złocistej szacie, przewiązanej w pasie złotym sznurem. Zdjęty kaptur odsłaniał zafarbowane na złoty kolor włosy oraz całkiem ładne, choć ostre i surowe, rysy twarzy. Ze względu na wyróżniający się strój oczywiste było, że przed Kati stanęła najwyższa kapłanka Zakonu Światła, a zarazem starsza siostra Kegena, Elea.

      – Witaj – oznajmiła lodowato najwyższa kapłanka.

      Zmieszana Kati spuściła wzrok na podłogę. Na widok zakonnych szat budziły się w niej najgorsze wspomnienia. Jak żywe stanęły jej przed oczyma wizje Sari z jej rodzimego księstwa, graniczącego od południa z księstwem Aria. Obrazy stosów podpalanych przez inkwizytorki światła w imię ich Bogini i płonących na nich żywcem związanych ludzi. Tym sposobem wyganiano z ich duszy mrok. Im głośniej krzyczeli podczas okrutnej kaźni, tym bardziej byli ponoć nieczyści.

      – Dobrze się czujesz? – zapytała drwiąco Elea, widząc zakłopotanie kobiety. Kati niepewnie odpowiedziała:

      – To migrena, pójdę już…

      – Kłamiesz gorzej niż zwykle. – Elea wysunęła rękę w bok, aby zagrodzić drogę chcącej ją wyminąć bratowej. – Pamiętaj, że obecnie toleruję cię wyłącznie ze względu na to, że staniesz się matką dziecka mego brata. Lepiej dobrze je chroń, ponieważ jeśli Kegen nie wróci, a dziecku coś by się stało, nic nie uchroni cię przed moją zemstą.

      – Zemstą…? – Zaskoczona Kati podniosła głowę i po raz pierwszy skrzyżowała spojrzenie z pogardliwym wzrokiem Elei.

      – Nie udawaj głupiego niewiniątka. Mężczyźni… Gdyby mój brat nie stracił głowy dla twego ponętnego ciała i dostrzegłby mrok twej duszy, nawet by na ciebie nie spojrzał. Gdyby ktoś znał cię tak, jak ja cię poznałam, nikt by cię nie chciał. Wiedz, że będę cię obserwować i przeprowadzę własne śledztwo. Jeżeli dowiem się, że w jakikolwiek sposób maczałaś palce w zniknięciu Kegena, wtedy nie będzie litości, spłoniesz. – Po tych złowrogo wypowiedzianych słowach Elea wyminęła rozmówczynię, trącając ją ramieniem, i poszła dalej.

      Wstrząśnięta Kati została na parkiecie sama z wirującymi wokół niej parami. Do tej pory wszyscy tylko jej schlebiali, prześcigając się nawzajem w prawieniu kwiecistych komplementów. Czuła się przez to niczym księżna z jakiejś baśni. Podczas gdy w tej chwili poczuła się zaszczuta niczym znienawidzona przez nią Sari.

      Zrobiło jej się słabo i dopadły ją mdłości. Zaczęło jej się zdawać, że całe pomieszczenie wiruje wraz z siedzącymi gośćmi, stołami i tanecznymi parami. Muzyka stała się nieznośnie głośna, wręcz wdzierała się przez uszy do wnętrza ciała. Kati poczuła silny skurcz w podbrzuszu. Zakręciło jej się w głowie i upadła na parkiet. Chciała się podźwignąć, ale twarz wykrzywił jej grymas bólu. Wokół niej gromadzili się ludzie. Wtem ktoś z tłumu wrzasnął, przekrzykując grających muzyków:

      – Pomocy! Ona rodzi!

      *

      W pokoju panował półmrok. Okna przesłonięte były materiałem, aby nie wpuszczać do środka ostrych promieni słońca. Inaczej mała Nakis ciągle płakała. Leżąca w łóżku Kati właśnie tuliła ją do piersi. Miała córeczkę, najcudowniejsze dzieciątko pod jasnym słońcem Bogini. Co prawda przyszło na świat trochę przedwcześnie, ale najważniejsze, że w pełni zdrowe. Natomiast Kati, choć jako matka była niezmiernie szczęśliwa, czuła się także zmęczona – i fizycznie porodem, i psychicznie, gdyż jej umysł nie mógł zaznać spokoju po ostatnich wydarzeniach. Obwiniała o to nieprzerwanie Sari. Nadeszły bowiem wieści, czarne wieści pełne mroku. Nad znaczną część księstwa Aria nadciągnęło zaćmienie. Niemal wszyscy mieszkańcy stolicy zostali brutalnie wymordowani przez zwiastuny mroku. Kiedy nad księstwem znowu zaświeciło słońce, na zniszczone tereny pierwszego i drugiego pierścienia światła wtargnęli w wielkiej liczbie Artowie. Książę Arii zginął w Altris. W jego imieniu wdowa po nim, siostra Kegena, księżna Palis, poprosiła o pomoc Zakon Światła.

      – Bądź przeklęta, Sari – wyszeptała Kati, głaszcząc po główce córeczkę.

      – Co powiedziałaś…? – Kobieta usłyszała znajomy męski głos. Dochodził z zacienionego rogu pokoju. Spojrzała w tamtą stronę i zaskoczona zauważyła Drena. Stał oparty o ścianę. Musiała na moment zasnąć, gdy wszedł do jej sypialni.

      – Dren… – szepnęła z pewnym bólem w głosie.

      – Tak?

      – Pamiętasz… jak wspominałam ci pewnego razu, że widziałam przyszłość