skazy, najdrobniejszego znamienia. Wodziła z uwielbieniem wzrokiem po prostym, małym nosku i drobnym, lekko szpiczastym podbródku. Patrzyła w oczy, wielkie, oczarowujące, o jasnej, błękitnej barwie. Z dumą przyglądała się pełnym, krągłym piersiom.
Naprawdę kochała wygląd tej kobiety w lustrzanym odbiciu, a jeszcze bardziej jej beztroską egzystencję w dostatku i luksusie. Było jej czasem żal, że nie pamiętała poprzednich dwudziestu trzech lat jej życia, swojego życia. Życia niewątpliwie pełnego szczęścia, sprawiającego, że kochało się wszystko dookoła, wszystkie istoty pod jaśniejącym słońcem Bogini. Może poza jedną, którą wypadało szczerze gardzić, wręcz nienawidzić, przeklętą Sari. O ile w ogóle gdzieś, kiedyś, poza umysłem Kati, owa Sari rzeczywiście istniała. Tak czy inaczej, osobowość tej kobiety nieustannie wdzierała się do świata jej myśli, jakby roszcząc do niego prawo. Wraz z nią powracały koszmarne wizje. Jej pełna bólu przeszłość. Oddawanie się bez oporu niemal każdemu, kto tylko ją chciał. Czynienie okrucieństw innym, aby przeżyć kolejny cykl snu, zdobyć bochenek czerstwego chleba. Do tego ta jej odpychająca powierzchowność, odstręczająca brzydota. Niech będzie przeklęta i niech sczeźnie wreszcie w jej umyśle. Tylko tego życzyła jej Kati.
Naraz rozległo się pukanie do drzwi pokoju. Kati zastygła w bezruchu i ozdobiła piękną twarz promiennym uśmiechem. Rozpoznawała ten miarowy, nienachalny stukot. Był niewątpliwie dziełem Drena. Ten mężczyzna okazywał się najlepszym remedium na wszelkie niepokoje związane z Sari. Przy nim czuła się Kati, tylko nią, bez reszty. Ponadto od ich spotkania Dren służył jej nieprzerwanie pomocą i radą. Pierwsze przeczucie co do niego jej nie zawiodło. Szybko zorientowała się, że mogła na nim całkowicie polegać. Stawał się jej przez to coraz bliższy, dosłownie z każdym cyklem snu. Nie przeszkadzało jej to, a wręcz przeciwnie. Wieści o jej mężu wciąż nie nadchodziły. A mimo obrączki na palcu nadal nie mogła ani w sercu, ani w umyśle odnaleźć z nim jakiejkolwiek więzi. Dlatego dobrze się czuła, mając u boku wspierającego ją mężczyznę. Mężczyznę, któremu tak wiele już zawdzięczała. Był przy niej prawie cały czas. Pozwolił jej wyjść z twarzą z tylu wpadek przy służbie. Ostatnio nawet uczył ją dworskich tańców przed bankietem w stolicy, gdzie poznała swoją szwagierkę księżną Arii. Dren miał rację, była zazdrosna o brata. Kati nie zamierzała się oszukiwać. Dren miał w sobie to coś. Coś, co pociągało ją coraz bardziej i czemu z miłą chęcią ulegała.
– Zapraszam, mój książę! – krzyknęła dumnym głosem Kati, na tyle głośno, aby słychać ją było na korytarzu.
Otworzyły się drzwi i do pokoju wszedł Dren. Przeczesując włosy, Kati obserwowała go z przyjemnością w lustrze. Był jak zwykle bardzo poważny. Dodawało mu to dostojeństwa. Ona natomiast miała na ustach figlarny uśmieszek.
– Przyszły wieści o Kegenie – oznajmił bez ogródek Dren.
Na wspomnienie o mężu Kati zrzedła mina, a uśmiech ulotnił się ze ślicznej twarzy. Grzebień w ręku przeczesywał jej włosy coraz wolniej, aż w końcu kobieta zastygła w bezruchu w oczekiwaniu na dalsze słowa.
– Kati… – Od pewnego czasu byli już sobie po imieniu. – Twój mąż został prawdopodobnie porwany. Twierdza, w której rezydował, została zdobyta. Jej załoga wycięta w pień, ale ciała Kegena nie odnaleziono.
Słysząc to, kobieta poczuła, jakby wielki kamień spadł jej z serca. Zalała ją nagle fala radości. Poderwała się gwałtownie z krzesła. Podbiegła do Drena i złożyła mu na ustach namiętny pocałunek. W tak wspaniałej chwili, kiedy usłyszała wieści będące niczym balsam na jej duszę, nie chciała dłużej czekać, aż on się w końcu zdecyduje. Odwzajemnił jej się namiętnością, całując ją mocno. Kati odsunęła się od niego i pełnym żądzy tonem oświadczyła:
– Kochajmy się tu i teraz…
Dren ją objął. Naraz jego dłoń zatrzymała się na jej pełnym łonie. Mężczyzna cofnął rękę, z trudem opanowując emocje.
– Kati… Już niedługo rozwiązanie. Poczekajmy z tym, proszę… – wydusił z siebie markotnie.
– Nie podobam ci się z takim brzuchem? – powiedziała z wyrzutem.
– Podobasz mi się jak żadna inna istota na świecie.
– Więc?! – Kobieta zsunęła z ramion suknię, ukazując nagie piersi.
Dren wlepił w nie wzrok. Zacisnął zęby i zmarszczył brwi. Widać było, że walczy ze sobą.
– Możesz mnie teraz mieć. Co, jeżeli Kegen kiedyś wróci…?
– On nigdy nie wróci… – wychrypiał Dren. Gwałtownie odwrócił Kati i pchnął na łóżko. Podwinął jej do góry suknię i zszarpnął bieliznę. Kobieta wypięła ku niemu pośladki. Zwilżyła językiem palce i pomasowała sobie krocze.
– Och! – krzyknęła. Dren wszedł w nią głęboko jednym ruchem. W pierwszej chwili poczuła lekki ból, który szybko ustąpił wobec narastającego podniecenia. Z zadowoleniem odkryła, że, inaczej niż Sari, nie zamierzała poprzestać na zaspokojeniu mężczyzny. Jako Kati sama zapragnęła prawdziwej rozkoszy. Pożądała Drena w sobie coraz więcej i mocniej. Syciła się jego gwałtownymi ruchami bioder. Przeniosła rękę na swoje piersi i pomasowała je. Usłyszała, że jej kochanek przyspiesza oddech. Chciała zmienić pozycję, aby przedłużyć ich miłość. Nie pozwolił jej na to. Ścisnął ją w talii i silnie przytrzymał. Czuła, że już dochodził. Poddała się, by przyjąć go do końca w sobie. Gdy nagle Dren odskoczył do tyłu jak oparzony. Zaskoczona Kati spojrzała na niego przez ramię. Stał pod ścianą z grymasem bólu na twarzy. Unikając jej wzroku, szybko podciągnął spodnie i wyszedł z pokoju.
Oszołomiona Kati usiadła na łóżku. „Kiedy zbliżali się do szczytu rozkoszy, co się właściwie wydarzyło?”. Nie potrafiła tego wyjaśnić. Wsunęła dłoń pod suknię i pomasowała się pod wzgórkiem łonowym. Ciągle czuła wzrastającą przyjemność i irytujące niespełnienie.
Naraz w otwartych drzwiach pokoju pojawił się służący. Zastał Kati w niedwuznacznej sytuacji. Zanim zdążył się oddalić, kobieta rzuciła do niego:
– Podejdź do mnie.
Sługa wykonał polecenie.
Masując się w intymnym miejscu, Kati wydawała kolejne polecenia. Nauczyła się już dyrygować służbą. Obecnie odnosiła wrażenie, że jeszcze wzmagało to jej podniecenie.
– Zdejmij mi buty – oznajmiła. Gdy trzewiki stanęły na podłodze, dodała władczo: – Całuj moje stopy.
Sługa zawahał się.
– Całuj albo szukaj sobie nowego domu! Och, tak… – Kobieta poczuła na palcach stóp wilgoć i rozkoszne mrowienie. Uśmiechnęła się z satysfakcją. Sari zawsze skrycie marzyła o tym, aby ktoś pocałował jej stopy. Zresztą Sari na jej miejscu zapewne oddałaby się służącemu, aby ten dokończył sprawę. Lecz Kati była damą, jej nie wypadało. Delikatnie muskała się pomiędzy udami, dopóki nie doznała pełni przyjemności. Nareszcie odprężona położyła się na wznak na łóżku. Popatrzyła na biały sufit i leniwym głosem zwróciła się do klęczącego sługi:
– Po co tu właściwie przyszedłeś, Alifie?
– Oznajmić…
– Tak…?
– …że wszystko jest już gotowe do drogi. Możemy wyruszyć do Larencji dosłownie w każdym momencie…
– Ach… Święto Promienistego Blasku. Cała rodzina de Szon w jednym miejscu… Alifie…?
– Tak, pani?
– Ty zostajesz.
– Ale…
– Milcz i słuchaj!
– Oczywiście.
– Widzisz…