Krzysztof Bonk

Świetlany mrok


Скачать книгу

jego samego niespecjalnie interesowały, mimo że nieraz łączyły się z jego późniejszymi zadaniami.

      – Przecież wiesz, że celem Elei są narodziny świetlistego dziecka i w konsekwencji ostateczne zniszczenie ciemności – tłumaczyła żywiołowo Magi. – Jego krew złożona w dziewiątym pierścieniu mroku ma rozpalić bliźniacze, czarne słońce po drugiej stronie globu. Jest to osobista, przez nią forsowana, inicjatywa tej… Elei.

      – Może nie byłoby to takie złe? Cóż dobrego może wynikać z istnienia mroku?

      – Równowaga, mój drogi Danenie, równowaga. Jeżeli zostanie zachwiana, nie wiesz, co się wydarzy i dokąd to ostatecznie doprowadzi. Jeżeli mrok odejdzie, nagle połowa tego świata stanie otworem przed ludźmi światła. Wszyscy władcy pogranicza rzucą się na nowe ziemie niczym chmara wygłodniałych sępów, jak i sobie nawzajem do gardeł. Będzie to zarzewiem kolejnych konfliktów, krwawych wojen. Kto zaś na tym najbardziej skorzysta i zabezpieczy artefakty w dziewiątym pierścieniu mroku?

      – Niech zgadnę… Zakon Światła? Elea?

      – Właśnie, przede wszystkim Elea. – Trzymając dłonie na wodzach, Magi zacisnęła je w pięści. – Nie dopuszczę do tego, aby wpływy tej kobiety jeszcze bardziej się umocniły. Jeżeli nic nie stanie jej na przeszkodzie i połączy pradawne moce światła i mroku… Nawet nie chcę snuć domysłów, czemu mogłoby jej to posłużyć. Zamiast tego wolę…

      – Działać.

      – Właśnie, działać. Otóż to.

      – Nie przesadzasz trochę z tym wszystkim…?

      – Nie sądzę. W każdym razie nie zamierzam być bierną obserwatorką wydarzeń. Pamiętaj, że wszystko, co czynię, czynię dla wyższego dobra.

      – Którym jest…?

      – Równowaga, jak wiesz, równowaga, drogi Danenie. – Kobieta pokiwała znacząco głową, jakby sama utwierdzała się w słuszności wypowiadanych słów.

      – Jakie więc kroki zamierzasz przedsięwziąć?

      – Na początek otrzymasz ważną misję. Wybacz, nie przypadnie ci do gustu.

      – Podróż w mrok…

      – Nie inaczej. Siły mroku także są podzielone. Podobnie jak ludzie światła nie stanowią monolitu. Wśród nich znajdują się różne frakcje i wchodząc z niektórymi w układy, możemy wiele zyskać.

      – Co zatem mam uczynić? – zapytał bez wiary Danen. Magi zaczęła wyliczać:

      – Po pierwsze udasz się w podróż do Artów. Przekażesz im informację o dokładnym miejscu i czasie zaćmienia. Niech uderzą na księstwo Aria, kiedy ponownie zaświeci nad nim słońce.

      – Czemu to robimy?

      – To rodzinne księstwo Elei. Sama postanowiła je podpalić. My zadbamy o to, aby został z niego już tylko popiół.

      – Wśród najwyższych kapłanek kwitnie siostrzana miłość, chwała niech będzie Świetlistej Bogini. – Ręce Danena uniosły się w szyderczym geście.

      – To polityka. Nie zna litości, sam wiesz. – Magi skarciła mężczyznę srogim wzrokiem. – Kiedy rozmówisz się z Artami, zapłacisz im, aby ich szamani wprowadzili cię w mrok, umawiając wcześniej na spotkanie z mrocznym lordem, Dagothem. Musisz się od niego dowiedzieć, gdzie, kiedy i z czyjego łona narodzi się w świetle mroczne dziecko. Z tą informacją powrócisz do mnie.

      – Chcesz zabić to dziecko? – Obojętność raptem opuściła głos Danena. Spojrzał na Magi z wyrzutem.

      – Nie myśl o tej istocie jako o dziecku – obruszyła się kobieta. – To broń. Niezwykle niszczycielska broń. To esencja mroku, destrukcji. Jeżeli jej krew skazi pierwotną komnatę w dziewiątym pierścieniu światła, pożegnasz się, jak i my wszyscy, z blaskiem słońca, i to na zawsze.

      – Nie brzmi to najlepiej…

      – Nic nie brzmi gorzej. Dlatego ta misja to absolutny priorytet i musisz wykonać ją osobiście, bezwzględnie. – Magi nie pozostawiła Danenowi złudzeń.

      – A co ze świetlistym dzieckiem… Je także będziesz chciała pozbawić życia?

      – Ta istota także musi zostać wyeliminowana.

      Jechali jakiś czas w milczeniu. Żeby poprawić nastrój, Magi w pewnym momencie przyjaźnie zagadnęła:

      – A co słychać u twojej wojowniczej żony? Wciąż walczy na skalnym froncie?

      Na wspomnienie swej nowej wybranki mężczyzna nagle się rozpromienił. Wyprostował się w siodle i dumnie, choć z pewną trwogą, powiedział:

      – Ta kobieta mnie po prostu przeraża. Wyobraź sobie, że spodziewa się naszego dziecka, a mimo to wciąż nie chce odłożyć włóczni i łuku, wciąż walczy. Doprawdy nie wiem, jak jej przemówić do rozumu.

      – Danenie… musisz… – Magi zająknęła się, zupełnie jakby zabrakło jej tchu w płucach. Po chwili dodała już zdecydowanym tonem: – Musisz zabrać swoją żonę z pierwszego pierścienia światła, natychmiast. Do zaćmienia słońca musi go opuścić, to absolutna konieczność. – Po tym oświadczeniu kobieta odwróciła wzrok od towarzysza podroży. Ten, widząc jej zachowanie, zrozumiał, że szykowało się coś naprawdę złego. Coś, czego Magi nie zdecydowała mu się do tej pory wyjawić. Milczał, czekając, aż powie cokolwiek więcej. W końcu odezwała się: – Zrozum… Cena narodzin świetlistego dziecka jest wysoka, niezwykle wysoka. To nie tylko życie ludzi z Altris, które zostanie im odebrane podczas zaćmienia…

      – Jak wysoka…? – wychrypiał ponuro Danen.

      – Powiem jedynie, że wszystkie ciężarne kobiety z pierwszego pierścienia światła powinny go do zaćmienia opuścić. Wyślij gońca z wiadomością do żony. Kiedy załatwisz sprawy, jakie ci zleciłam, pojedziesz do niej. – Poprawiając kaptur na głowie, Magi dodała: – Zbliżamy się do posterunku. Lepiej, aby strażniczki nie widziały, że ze sobą rozmawiamy. Pomówimy później.

      Danen skinął głową na zgodę. Zobaczył, jak u szczytu drogi pomiędzy rzędami pooplatanych lianami drzew wyłania się lśniący w słońcu stalowy most. Jedna z nielicznych zachowanych w tak dobrym stanie konstrukcji z czasów istnienia Imperium Agaszika. Coś nieosiągalnego dla współczesnych inżynierów.

      Na moście stały trzy zakonne strażniczki. Uzbrojone były we włócznie i krótkie miecze przy pasach. Odziane w lekkie stalowe napierśniki, białe spódnice do kolan i sandały. Danen mijał je nie tak dawno, przejeżdżając tędy w przeciwną stronę z siostrą Magi. Z jedną z nich wymienił nawet kilka uprzejmości, gdy sprawdzała jego dokument uprawniający do podróży po ziemiach Zakonu.

      Na widok dwójki jeźdźców najbliżej stojąca strażniczka wyszła podróżnikom naprzeciw.

      – Witaj ponownie, przybyszu – zwróciła się kokieteryjnie do Danena i szorstko oznajmiła jego towarzyszce: – Widzę, że ciągle podróżujesz z mężczyzną, siostro. Tym razem, zanim pojedziesz w dalszą drogę, poproszę o twoje upoważnienie.

      Magi niespiesznie wyjęła z kieszeni kartkę papieru i podała strażniczce.

      – W porządku… Misja dyplomatyczna do Cesarstwa w towarzystwie cesarskiego przedstawiciela. Podpisane przez najwyższą kapłankę. Droga otwarta, siostro…

      Jeźdźcy ruszyli. Raptem strażniczka złapała za uzdę konia Magi. Przyglądając się podejrzliwie kobiecie, zwróciła się do niej raz jeszcze:

      – Czy ja cię przypadkiem skądś nie znam, siostro…? Kogoś mi, zdaje się, przypominasz. Zdejmij łaskawie kaptur…

      Po chwili wahania Magi ujęła w dłonie rąbki materiału okrywającego jej głowę.