weganinem. To łatwiejsze niż się utuczyć i żyć w kształcie elipsy.
Langdon się roześmiał.
– Cieszę się, że cię widzę. Jak zawsze udało ci się wywołać u mnie przekonanie, że się przesadnie wystroiłem.
– Niby ja? – Kirsch spojrzał na swoje czarne obcisłe spodnie, świeżo wyprasowaną koszulkę bawełnianą w serek, na którą założył kurtkę ze skośnym suwakiem. – To haute couture, najwyższa elegancja.
– Czy japonki też się do niej zaliczają?
– Przecież to Guinea od Ferragamo!
– Zgaduję, że kosztują więcej, niż zapłaciłem za cały mój dzisiejszy strój.
Edmond krytycznym wzrokiem oszacował poły fraka.
– Zdaje się, że to całkiem przyzwoity garniak – ocenił z uśmiechem. – Nie jest od moich klapek aż tak wiele tańszy.
– Muszę ci powiedzieć, Edmondzie, że twój syntetyczny przyjaciel Winston jest bardzo intrygujący.
Kirsch uśmiechnął się promiennie.
– Niewiarygodne, prawda? Nie uwierzysz, jak daleko się posunąłem w pracy nad sztuczną inteligencją. Prawdziwy skok kwantowy! Tylko w tym roku opracowałem kilka nowych technologii, dzięki którym maszyny mogą rozwiązywać problemy i dokonywać samoregulacji w całkowicie nowy sposób. Winston nie jest jeszcze programem skończonym, ale z dnia na dzień działa coraz lepiej.
Langdon zauważył głębokie zmarszczki, które pojawiły się wokół chłopięcych oczu Edmonda przez ostatni rok. Jego były student musiał być bardzo zmęczony.
– Czy możesz mi wyjaśnić, po co mnie tutaj sprowadziłeś, Edmondzie?
– Do Bilbao czy do spirali Richarda Serry?
– Zacznijmy od spirali. Wiesz przecież, że mam klaustrofobię.
– Wiem. Ale dzisiejszy wieczór na tym właśnie polega, żeby wypychać ludzi z ich strefy komfortu – odparł z uśmiechem.
– Przecież to twoja specjalność od zawsze.
– Jest jeszcze jeden powód, a mianowicie taki, że muszę z tobą porozmawiać, a nie chcę być widziany przed rozpoczęciem pokazu.
– Bo gwiazdy rocka nie mieszają się z tłumem przed koncertem?
– Właśnie dlatego – przytaknął Kirsch żartobliwie. – Gwiazdy rocka pojawiają się na scenie znienacka, otoczone kłębami dymu.
Światła nad ich głowami nieco przygasły. Kirsch podciągnął rękaw kurtki, żeby zerknąć na zegarek. Potem znów spojrzał na Langdona i przybrał poważną minę.
– Nie mamy wiele czasu, Robercie. Dzisiejszy wieczór jest dla mnie wyjątkowy. Prawdę mówiąc, będzie wyjątkowy dla całej ludzkości.
Langdon poczuł przypływ ciekawości.
– Dociekania naukowe doprowadziły mnie ostatnio do wniosków, które będą miały bardzo daleko idące implikacje. Praktycznie nikt nie wie, co odkryłem, ale za chwilę zamierzam to ogłosić całemu światu.
– Nie mam pojęcia, co powiedzieć – stwierdził Langdon. – To wspaniała wiadomość!
Edmond ściszył głos, a w jego słowach zabrzmiało nietypowe dla niego napięcie.
– Zanim podam tę informację do publicznej wiadomości, Robercie, muszę cię poprosić o radę. – Zawahał się. – Od tego może zależeć moje życie.
Rozdział 9
W olbrzymiej metalowej spirali zapadła cisza.
„Muszę cię poprosić o radę… Od tego może zależeć moje życie”.
Słowa Edmonda wisiały w powietrzu. W oczach przyjaciela Langdon dostrzegł niepokój.
– Co się dzieje? Dobrze się czujesz?
Światła pod sufitem znów na chwilę przygasły, ale Edmond zignorował sygnał.
– To był dla mnie niezwykły rok – zaczął, zniżając głos do szeptu. – Samotnie prowadziłem badania, które przywiodły mnie do przełomowego odkrycia.
– Wspaniale!
Kirsch skinął głową.
– To prawda. Nie potrafię wyrazić słowami, jak bardzo się cieszę, że za chwilę ujawnię światu wyniki. Zapoczątkują one poważną zmianę w sposobie myślenia. Bez cienia przesady mogę powiedzieć, że moje odkrycie przyniesie skutki porównywalne do przewrotu kopernikańskiego.
Przez chwilę Langdon myślał, że jego gospodarz żartuje, ale Kirsch nadal miał śmiertelnie poważną minę.
„Przewrót kopernikański?” Skromność nigdy nie była mocną stroną Edmonda, ale ta zapowiedź ocierała się o śmieszność. Mikołaj Kopernik był ojcem modelu heliocentrycznego: to on ogłosił, że planety krążą wokół Słońca, co zapoczątkowało szesnastowieczną rewolucję naukową i obaliło wielusetletnie nauczanie Kościoła, zgodnie z którym ludzkość zajmowała centralne miejsce w stworzonym przez Boga wszechświecie. Odkrycie Kopernika zostało potępione i zakazane przez Kościół na trzysta lat, ale nadszarpnęło jego autorytet i świat nie był już potem taki sam.
– Widzę, że jesteś sceptyczny – powiedział Edmond. – Porównanie do Darwina zabrzmiałoby lepiej?
Langdon się uśmiechnął.
– Nie, ten sam kaliber.
– Dobrze, więc pozwól, że zacznę inaczej. Jakie dwa fundamentalne pytania zadawała sobie ludzkość od zarania dziejów?
Langdon przez chwilę się zastanawiał.
– No cóż, na pewno jedno z nich dotyczyło pochodzenia: Jak się to wszystko zaczęło? Skąd przyszliśmy?
– Otóż to! Drugie pytanie jest natomiast konsekwencją pierwszego. Nie „skąd przyszliśmy?”, lecz…
– Dokąd idziemy?
– Tak! Te dwie tajemnice leżą u podstaw ludzkiego doświadczenia. Skąd przyszliśmy? Dokąd idziemy? To uniwersalne pytania o stworzenie człowieka i jego przeznaczenie – oznajmił dobitnym głosem i spojrzał wyczekująco na Langdona. – Otóż moje badania przyniosły jasną odpowiedź i na jedno, i na drugie.
Langdon próbował zrozumieć znaczenie słów Edmonda i wyobrazić sobie możliwe konsekwencje takiego odkrycia.
– Nie wiem, co powiedzieć – wyznał w końcu.
– Nie musisz nic mówić. Mam nadzieję, że po moim dzisiejszym wystąpieniu obydwaj znajdziemy chwilę, żeby wszystko dokładnie przedyskutować, teraz jednak muszę zamienić z tobą kilka słów na temat mrocznej strony tej sytuacji.
– Obawiasz się, że nastąpią jakieś reperkusje?
– Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Odpowiadając na te dwa pytania, wypowiadam wojnę ustalonym przez stulecia przekonaniom religijnym. Kwestia stworzenia człowieka i odpowiedzi na pytanie o jego przeznaczenie tradycyjnie jest domeną religii. Jestem więc intruzem, a przywódcom religijnym tego świata na pewno się nie spodoba to, co zamierzam dzisiaj ogłosić.
– Więc to dlatego podczas lunchu w Bostonie przez bite dwie godziny wypytywałeś mnie o różne religie!
– Owszem. Być może pamiętasz, co ci wtedy obiecałem. Jeszcze za naszego życia religijne mity zostaną zmiażdżone przez odkrycia naukowe.
Langdon skinął głową. „Taką obietnicę trudno zapomnieć”. W jego ejdetycznej