Дэн Браун

Początek


Скачать книгу

że ilekroć odkryję naukową prawdę, która stoi w sprzeczności z zasadami religijnymi albo wręcz im przeczy, powinienem omówić swoje odkrycie z teologiem, bo dzięki temu być może się przekonam, że nauka i religia często próbują opowiedzieć tę samą historię różnymi językami.

      – Dziś powtórzyłbym tę radę. Ludzie nauki i spirytualiści często używają różnych określeń do opisania tych samych tajemnic wszechświata. Konflikty między nimi zazwyczaj sprowadzają się do semantyki, a nie do meritum.

      – No więc posłuchałem twojej rady – oznajmił Kirsch. – Poinformowałem przywódców duchowych o moim najnowszym odkryciu.

      – Naprawdę?

      – Słyszałeś o Parlamencie Religii Świata?

      – Oczywiście, że tak. – Langdon był wielkim zwolennikiem wszelkich wysiłków promujących dialog międzywyznaniowy.

      – Tak się złożyło, że w tym roku Parlament obradował pod Barceloną, godzinę jazdy od mojego domu, na terenie opactwa w Montserrat.

      „Spektakularna lokalizacja” – pomyślał Langdon, który wiele lat temu odwiedził górski klasztor.

      – Gdy się dowiedziałem, że Parlament Religii Świata obraduje w tym samym tygodniu, na który zaplanowałem ogłoszenie wyników moich badań, pomyślałem, że…

      – Że to palec boży? – dokończył za niego Langdon.

      Kirsch się roześmiał.

      – Mniej więcej. W każdym razie postanowiłem się skonsultować.

      Langdon był pod wrażeniem.

      – Przemówiłeś na forum Parlamentu Religii Świata?

      – Skądże znowu! To byłoby zbyt niebezpieczne. Nie chciałem, żeby wyniki wyciekły, zanim sam je ogłoszę, poprosiłem więc o spotkanie tylko z trzeba osobami, po jednym przedstawicielu chrześcijaństwa, islamu i judaizmu. Do rozmowy doszło w bibliotece klasztornej.

      – Zadziwiające, że cię tam wpuścili – stwierdził zaskoczony Langdon. – Słyszałem, że to miejsce uświęcone.

      – Zażądałem spotkania gdzieś, gdzie nie będzie kamer, telefonów ani żadnych intruzów. I zabrali mnie właśnie tam. Zanim cokolwiek im ujawniłem, poprosiłem, żeby złożyli przysięgę milczenia. Zgodzili się. Na razie są jedynymi ludźmi na ziemi, którzy wiedzą o moim odkryciu.

      – Niesamowite! Jak na nie zareagowali?

      Kirsch zrobił zakłopotaną minę.

      – Możliwe, że nie rozegrałem tego najlepiej. Znasz mnie, Robercie, i wiesz, że gdy owładną mną emocje, to dyplomacja nie jest moją mocną stroną.

      – Owszem, czytałem gdzieś, że przydałoby ci się kilka lekcji taktu – ze śmiechem odparł Langdon. „Podobnie jak Steve’owi Jobsowi i wielu innym genialnym wizjonerom”.

      – Tak czy owak, przeszedłem od razu do rzeczy i na samym początku powiedziałem prosto z mostu, że odkąd pamiętam, uznaję religię za formę zbiorowego urojenia, a jako naukowiec nie mogę zaakceptować faktu, że miliardy inteligentnych ludzi szukają w religii rady i pocieszenia. Gdy zapytali, dlaczego interesuje mnie zdanie tych, dla których najwyraźniej niewiele mam szacunku, odpowiedziałem, że poprosiłem o to spotkanie po to, żeby ocenić ich reakcję na wyniki moich badań, ponieważ chcę oszacować, jak zostaną przyjęte przez ludzi wierzących, gdy je upublicznię.

      – Kwintesencja dyplomacji! – mruknął Langdon z grymasem. – Wiesz, że uczciwość nie zawsze popłaca?

      Kirsch lekceważąco machnął ręką.

      – Moja opinia na temat religii jest powszechnie znana. Miałem nadzieję, że docenią szczerość. W każdym razie po tym wstępie przedstawiłem im wyniki, szczegółowo wyjaśniając, jak do nich doszedłem i jakie mają implikacje. Posłużyłem się nawet telefonem, żeby pokazać im prezentację, która, przyznaję, jest raczej alarmująca. No i odjęło im mowę.

      – Chyba jednak coś powiedzieli? – podsunął Langdon, coraz bardziej zaintrygowany odkryciem Kirscha.

      – Miałem nadzieję na rozmowę, ale chrześcijański duchowny uciszył pozostałych, zanim zdążyli pisnąć choć słowo. Nalegał, żebym ponownie rozważył upublicznienie wyników moich badań. Odparłem, że będę się nad tym zastanawiał przez najbliższy miesiąc.

      – Ale przecież upubliczniasz je dzisiaj.

      – Owszem. Skłamałem, żeby myśleli, że mają jeszcze czas, bo inaczej wpadliby w panikę, a wtedy mogliby próbować mi przeszkodzić.

      – Ale przecież się dowiedzą o dzisiejszym wieczorze – stwierdził Langdon.

      – No cóż, nie będą zachwyceni, szczególnie jeden z nich. – Kirsch spojrzał Langdonowi w oczy. – Duchowny, który na moją prośbę zorganizował to spotkanie, nazywa się Antonio Valdespino. Słyszałeś o nim?

      Langdon struchlał.

      – Arcybiskup Madrytu?

      Kirsch skinął głową.

      – We własnej osobie.

      „Zdaje się, że Valdespino nie jest idealną publicznością dla radykalnego ateizmu Edmonda” – pomyślał Langdon. Biskup z Madrytu to potężna postać w hiszpańskim Kościele, znana z konserwatywnych przekonań i wpływu, jaki miał na samego króla.

      – To on był gospodarzem obrad Parlamentu Religii Świata – kontynuował Kirsch. – Dlatego z prośbą o zorganizowanie spotkania zwróciłem się właśnie niego. Zaproponował, że będzie w nim uczestniczył osobiście, a ja poprosiłem, żeby przyprowadził przedstawicieli islamu i judaizmu.

      Światła pod sufitem przygasły po raz trzeci.

      Kirsch westchnął ciężko, jeszcze bardziej ściszając głos.

      – Robercie, poprosiłem cię o rozmowę przed rozpoczęciem uroczystości, ponieważ potrzebuję twojej rady. Muszę wiedzieć, czy twoim zdaniem biskup Valdespino jest niebezpieczny.

      – Niebezpieczny? – zapytał Langdon. – W jakim sensie?

      – To, co ode mnie usłyszał, zagraża światu, w którym ten człowiek żyje. Chcę wiedzieć, czy twoim zdaniem coś mi grozi z jego strony. Czy według ciebie on może mi coś zrobić?

      Langdon bez wahania pokręcił głową.

      – To niemożliwe! Nie wiem oczywiście, co mu powiedziałeś. Valdespino jest filarem hiszpańskiego katolicyzmu. Jego powiązania z rodziną królewską dają mu olbrzymie wpływy, ale to duchowny, a nie płatny zabójca. Ma koneksje z władzami, może wygłosić kazanie, w którym cię potępi, trudno mi jednak sobie wyobrazić, żeby mógł ci zagrażać w sensie fizycznym.

      Kirsch nie wydawał się przekonany.

      – Nie widziałeś, jak na mnie patrzył w Montserrat.

      – W bibliotece, którą chrześcijanie otaczają najwyższą czcią, oznajmiłeś biskupowi Kościoła katolickiego, że jego wierzenia są urojeniem! – wykrzyknął Langdon. – Spodziewałeś się, że potem zaprosi cię na kawę i ciasteczka?

      – Oczywiście, że nie – stwierdził Kirsch. – Ale też nie oczekiwałem, że po spotkaniu zostawi na mojej poczcie głosowej wiadomość z pogróżkami.

      – Arcybiskup Valdespino do ciebie dzwonił?!

      Kirsch sięgnął do kieszeni skórzanej kurtki po niezwykle duży smartfon. Aparat miał jasnoturkusowe etui ozdobione powtarzającym się motywem sześciokątów, w których Langdon rozpoznał słynny wzór modernistycznego architekta z Katalonii Antoniego Gaudíego.

      – Sam