wiedząc, jak ma się zachować, chłopak delikatnie trącił stopą ciało. Chociaż rozmiary wskazywały, że powinno być raczej pulchne, okazało się sztywne i twarde, odwodnione już przez wiatr i słońce.
Z całą pewnością martwe.
Chłopak pochylił się, chwycił za ramię i szarpnięciem przekręcił zwłoki na plecy. Pozbawione życia oczy gapiły się w niebo. Brodatą twarz pokrywał piasek, ale mimo to wydała się chłopakowi znajoma, jakby należała do któregoś z wujów albo do dziadka.
Zaryczały silniki kilku terenowych quadów. Koledzy chłopaka zawrócili, żeby sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. Po chwili ich pojazdy wynurzyły się zza wydmy i zjechały w dół.
Młodzi kierowcy wysiedli, zsunęli gogle, zdjęli kaski i stanęli nad makabrycznym znaleziskiem. Jeden z młodzieńców odezwał się poruszonym głosem, gdy rozpoznał ciało allamaha Syeda al-Fadla, myśliciela i przywódcy duchowego, który od czasu do czasu przemawiał na uniwersytecie.
– Matha Alayna ’an naf’al? – zapytał na koniec. „Co teraz zrobimy?”
Przez chwilę chłopcy stali w milczeniu nad zwłokami, by następnie zachować się tak, jak na ich miejscu postąpiłby przeciętny nastolatek na całym świecie: wyjęli telefony komórkowe i zaczęli robić zdjęcia, które natychmiast przesłali swoim przyjaciołom.
Rozdział 14
Stojąc ramię w ramię z gośćmi zbitymi w tłum wokół podestu, Robert Langdon ze zdumieniem obserwował, jak wskaźnik na wyświetlaczu ciekłokrystalicznym stopniowo rośnie.
Liczba widzów online: 2 527 664
W zatłoczonym pomieszczeniu towarzyskie rozmowy zlewały się w głuchy ryk, gdy setki zaproszonych gości niecierpliwie wyczekiwały na rozpoczęcie imprezy. Wielu z nich rozmawiało jeszcze przez telefon albo informowało o miejscu swojego pobytu na Twitterze.
Na podium wszedł pracownik obsługi i postukał w mikrofon.
– Panie i panowie, uprzejmie prosimy o wyłączenie telefonów komórkowych i urządzeń mobilnych. Od tej chwili do końca dzisiejszego wieczoru zostaną zablokowane wszystkie kanały komunikacji bezprzewodowej.
Goście, którzy jeszcze rozmawiali, raptownie stracili zasięg telefonów komórkowych. Wielu z nich miało głupie miny, jakby właśnie byli świadkami działania jakiejś cudownej Kirschowskiej technologii zdolnej w jednej chwili odciąć połączenie ze światem.
„Pięćset dolarów w pierwszym lepszym sklepie z elektroniką” – pomyślał Langdon, który jako jeden z kilku profesorów na Harvardzie używał podczas wykładów jammera, czyli urządzenia wytwarzającego martwą strefę, w której studenci nie mogli używać telefonów komórkowych.
Na stanowisku pojawił się operator z dużą kamerą na ramieniu skierowaną na podium. Światła w pomieszczeniu przygasły.
Napis na ekranie wyglądał teraz następująco:
Rozpoczęcie transmisji za 38 sekund
Liczba widzów online: 2 857 914
Langdon ze zdumieniem obserwował licznik wyświetlający wartość, która rosła szybciej niż dług publiczny. Z trudem mógł sobie wyobrazić, że prawie trzy miliony ludzi siedzi teraz przed monitorami i ogląda na żywo transmisję z tego pomieszczenia.
– Trzydzieści sekund – ogłosił technik przez mikrofon.
W ścianie za podium otworzyły się wąskie drzwi i tłum w jednej chwili ucichł, oczekując na przybycie wielkiego Edmonda Kirscha.
Ale on się nie pojawił.
Drzwi stały otworem przez prawie dziesięć sekund.
Nagle wkroczyła przez nie elegancka kobieta, która przeszła prosto do podium. Była uderzająco piękna – wysoka, smukła, z kruczoczarnymi włosami, ubrana w dopasowaną białą suknię z ukośną czarną szarfą. Zdawała się bezszelestnie sunąć nad podłogą. Zająwszy miejsce pośrodku, poprawiła mikrofon, wzięła głęboki oddech i posłała zebranym promienny uśmiech, jakby prosiła, żeby cierpliwie czekali, aż licznik dojdzie do zera.
Rozpoczęcie transmisji za 10 sekund
Kobieta na chwilę zamknęła oczy, jakby chciała się opanować, a po chwili znów je otworzyła – uosobienie spokoju.
Kamerzysta podniósł dłoń, odliczając na palcach.
„Cztery, trzy, dwa…”
W galerii zapanowała całkowita cisza, gdy kobieta podniosła wzrok do kamery. Komunikat na ekranie zamienił się w obraz jej twarzy. Zmierzyła publiczność ognistym spojrzeniem, naturalnym gestem odsuwając z oliwkowego policzka kosmyk włosów.
– Dobry wieczór państwu – zaczęła po angielsku uprzejmym głosem, w którym nieznacznie tylko pobrzmiewał hiszpański akcent. – Nazywam się Ambra Vidal.
Odpowiedziała jej niezwykle żywiołowa owacja. Niewątpliwie większość obecnych wiedziała, kto ich wita.
– ¡Felicidades! – ktoś krzyknął. – Gratulacje!
Na twarzy wystąpiły jej rumieńce i Langdon wyczuł, że czegoś na temat tej pięknej kobiety nie wie.
– Panie i panowie – kontynuowała. – Od pięciu lat jestem dyrektorem Muzeum Guggenheima w Bilbao, dlatego przypadł mi w udziale zaszczyt powitania państwa dzisiejszego wieczoru na spotkaniu z naprawdę wyjątkowym człowiekiem.
Tłum zaczął entuzjastycznie klaskać. Langdon dołączył do reszty.
– Edmond Kirsch jest nie tylko nadzwyczaj szczodrym patronem tego muzeum, ale też moim przyjacielem. To dla mnie wielki honor, że przez ostatnie miesiące mogłam razem z nim pracować nad organizacją dzisiejszego wieczoru. Przed chwilą sprawdzałam. W mediach społecznościowych na całym świecie aż huczy. Jak państwo zapewne słyszeli, Edmond Kirsch zamierza ogłosić wyniki swoich badań naukowych. Doprowadziły go one do odkrycia, które uznaje za swój największy wkład w losy świata.
Przez galerię przetoczył się pomruk uznania.
– Pan Kirsch będzie mówił w swoim ojczystym języku, po angielsku, ale nasi wirtualni widzowie mogą skorzystać z tłumaczenia, które zapewniamy symultanicznie w ponad dwudziestu językach.
Ekran za jej plecami się odświeżał, a ona ciągnęła:
– A jeśli ktoś krytycznie podchodził do pewności siebie Edmonda Kirscha, to niech spojrzy na komunikat, który piętnaście minut temu obiegł media społecznościowe na całym świecie.
Langdon popatrzył na wyświetlacz.
Dziś o 20:00 czasu środkowoeuropejskiego futurysta Edmond Kirsch ma ogłosić odkrycie, które na zawsze odmieni oblicze nauki.
Transmisja na żywo w internecie.
„Więc to tak się zdobywa trzy miliony widzów w kilkanaście minut!” – pomyślał Langdon.
Gdy ponownie przeniósł wzrok na podium, dostrzegł ludzi, których nie zauważył wcześniej: dwóch ochroniarzy z kamiennymi twarzami stało w pełnej gotowości pod boczną ścianą, uważnie obserwując tłum. Langdon był zaskoczony na widok monogramów na ich jednakowych marynarkach.
„Guardia Real? Co tu robią funkcjonariusze Gwardii Królewskiej?”
Wydało mu się nieprawdopodobne, żeby którykolwiek członek rodziny królewskiej znalazł się wśród dzisiejszej publiczności. Jako zagorzali katolicy, ci ludzie z całą pewnością nie chcą się pojawiać publicznie z takim znanym ateistą jak Edmond Kirsch.
Król