znajdowali się porucznik Miklos i kapitan Sloan. Uznałem, że jeden z nich powinien być moim zastępcą. Tylko który? Decyzja nie była łatwa. Sloan miał większe doświadczenie jako weteran wielu konfliktów, w tym kampanii przeciw Robalom na Heliosie. Miklos też nie należał do nowicjuszy i walczył u mojego boku w kilku bitwach w przestrzeni. Sloan był jednak marine, a Miklos należał do floty.
Gdy przybyli, nadal nie podjąłem decyzji. Zacząłem spotkanie od wyjaśnienia, gdzie byłem, i przekazania tego, czego dowiedziałem się o Skorupiakach, żyjących po drugiej stronie pierścienia. Oficerowie spojrzeli na mnie, zaniepokojeni.
– Sir, czy musiał pan robić to osobiście? – spytał Sloan.
– Nie, ale uznałem, że prawdopodobieństwo wykrycia będzie w ten sposób mniejsze. Poza tym nie byłem zupełnie sam, miałem ze sobą Marvina.
Spojrzeli na robota, a potem na mnie. Wyczułem, że coś ukrywają.
– Czy jest coś, o czym powinienem wiedzieć, panowie? – spytałem.
Unikali mojego wzroku. Zaś kamery Marvina spoczywały na obu oficerach. W końcu Miklos spojrzał na mnie.
– Obiecaliśmy tego nie poruszać, sir – powiedział. – Ale to Marvin powiadomił nas o pana nieobecności.
– A! – wreszcie zaczynałem rozumieć. – Stary, dobry Marvin. W którym momencie uznałeś, że możesz złamać naszą umowę?
– Nie złamałem umowy, pułkowniku Riggs.
– Oczywiście, że to zrobiłeś!
– Nie, jeśli przejrzy pan zapisy dźwiękowe, wspomniane zostało tam, że w wypadku pańskiej śmierci powinienem wrócić i poinformować o tym Siły Gwiezdne.
Zmarszczyłem brwi, ale nie przypominałem sobie nic takiego.
– Nie mam zapisów dźwiękowych, Marvin. Nie jestem pieprzonym robotem.
Głośniki Marvina zaskrzeczały. W tle słychać było odgłosy laserów. Mój głos dobiegał z oddali:
– Marvin, jeśli mi się nie uda, wracaj do pozostałych i powiedz im, co się zdarzyło. Muszą natychmiast zmienić dowódcę.
Walnąłem pięścią w stół.
– Skąd to, do cholery, pochodzi? Z czasu, kiedy walczyliśmy z makrosami okręt na okręt?
– Wydaje mi się, że z osiemnastego marca.
– Którego roku? – ryknąłem, a potem opuściłem ręce. – Nie, nawet mi nie mów. To nie ma znaczenia. Rozkazy takie jak ten odnoszą się do konkretnej sytuacji, Marvin. I przypuszczam, że wiesz o tym. Używasz tego tylko jako pretekstu, żeby robić to, na co masz ochotę. Zapisy dźwiękowe…
Mruknąłem kilka nieprzyjemnych rzeczy i odwróciłem się od robota. Sprowokował całe to zamieszanie. Marines mogli próbować mnie odbić i zniszczyć cały układ ze Skorupiakami. Okazało się, że dobrze się stało, iż nie wiedzieli, kto dowodzi, to dało mi czas na powrót.
– Dobra, zostawmy to – powiedziałem. – Oceńmy obecną sytuację. Po drugiej stronie pierścienia znajdują się duże siły. Na razie uznałbym je za neutralne, ale w przyszłości mogą okazać się sojusznikami. Skorupiaki liczyłbym na plus. Nawet jeśli nie pomogą nam w tym systemie, to mogą działać jako bufor między nami a siłami makrosów lecącymi z tego kierunku.
– Sir, jeśli mogę przerwać – powiedział kapitan Sloan.
– Oczywiście, kapitanie.
– Jeśli Skorupiaki stworzą tam strefę zaporową, może dobrym pomysłem byłoby zostawić jeden okręt rozpoznawczy po ich stronie.
Potwierdziłem.
– Poczyniłem ustalenia, by tak zrobić, obiecując pomoc, jeśli makrosy uderzą na nich dużymi siłami.
– Kolejny sojusz, sir? – spytał Miklos. – Sojusze zawsze wciągają ludzi w cudze wojny.
– Ich wojna jest naszą wojną, Miklos. Maszyny przeciw istotom żywym. Życie przeciw mechanicznej śmierci. Ale doceniam pańskie zdanie.
Miklos odchylił się na oparcie. Prawdę mówiąc, wcale mi się jego opinia nie podobała. Miał lepszy wgląd w sytuację niż inni w sztabie. Znał dobrze historię i miał ogólne wykształcenie bardziej gruntowne od Sloana, będącego frontowcem ze szczurzym instynktem przetrwania.
– Chciałbym jeszcze coś ustalić – powiedziałem. – Nie chcę kolejnego chaosu dowódczego. W sytuacji walki lądowej, kiedy ja jestem niedostępny, dowodzi kapitan Sloan. W sprawach dotyczących floty i ogólnych moim zastępcą jest porucznik Miklos. Ta jednostka powinna zostać uznana za oddzieloną od sił głównych. Jesteśmy grupą bojową na misji, mamy rozkazy od Sił Gwiezdnych i wykonujemy je na oddalonej placówce. Czy to jasne dla wszystkich?
Kapitan Sloan nie mrugnął nawet okiem. Moim zdaniem nie dbał o to, kto dowodził, dopóki wszystko działało. To u niego lubiłem. Nie był zbyt ambitny, chyba że chodziło o przetrwanie. Miklos zmarszczył brwi i wolno pokiwał głową. Był myślicielem. O ile się nie myliłem, nie bał się zostać moim zastępcą. Wiedział, co się z tym wiąże, ale bez sprzeciwu zaakceptował mój wybór.
Lubiłem oficerów, którzy nie narzekali. Uśmiechnąłem się, jakbym zrzucił z barków ogromny ciężar.
– No dobrze, kontynuujmy. Po pierwsze, musimy oczyścić ten system z makrosów. Centaury są zamknięte w swoich satelitach, bez dostępu do planet. Musimy im ten dostęp zapewnić. Zamiast używać floty Skorupiaków, by osłaniała nasz odwrót, wolę, by osłaniała atak. Mam zamiar przejąć powierzchnię każdej planety w tym systemie. W zamian za to otrzymamy od Centaurów bezcenny zestaw fabryk. Możemy użyć ich do przygotowania głębszej obrony i ufortyfikowania tego systemu na stałe.
Rozległy się pomruki aprobaty, ale nieśmiałe. W oczach zgromadzonych widziałem pytanie.
W końcu obawy wszystkich zdecydował się wyartykułować milczący dotąd Kwon.
– Nowa kampania lądowa, pułkowniku? Z taką ilością marines?
Odwróciłem się do niego i uśmiechnąłem.
– Wydaje mi się, że mamy wystarczającą liczbę żołnierzy. Większość naszych sił stanowić będą Centaury. Każdemu marine Sił Gwiezdnych przydzielę ich pełną kompanię.
Kwon spojrzał na mnie, komicznie wystraszony.
– Przepraszam, sir. Nie ufałbym tym stworzeniom za swoimi plecami.
Tym razem to ja się zdziwiłem.
– Nie ufasz im? Widziałeś ich w boju i słyszałeś, co mówią. To najbardziej honorowe stworzenia, jakie znam, Kwon.
– Oczywiście, sir! To nie ich honor kwestionuję, tylko umiejętności strzeleckie. Jestem pewien, że któryś z setki kozłów za moimi plecami odstrzeli mi tyłek.
Roześmiałem się.
– W takim razie, sierżancie, czynię pana odpowiedzialnym za właściwe szkolenie naszych nowych żołnierzy.
– Przepraszam, pułkowniku – wtrącił Miklos. – Ile mamy tych Centaurów?
Zwróciłem się do Marvina, który w moim imieniu komunikował się z tabunem.
– Ilu ochotników nam się zgłosiło, Marvin?
– Około trzynastu milionów, sir – odpowiedział.
Chrząknąłem.
– Wygląda na to, że damy radę. Problemy możemy mieć jedynie z transportem, zaopatrzeniem i bronią.
– Centaury zapewniają nas – powiedział