maskowaniu zakrzywiały czasoprzestrzeń wokół siebie w stopniu podobnym do średniej wielkości księżyca.
Herosy były natomiast jak wędrowne planety, przelatujące przez układ gwiezdny. Nawet ślepy by ich nie przegapił. Gdy spoczywały na orbicie planety, okręty klasy Heros musiały dokładnie maskować swoje pola grawitacyjne. Brak przezorności mógł w najlepszym razie wywołać ogromne fale oceaniczne, a w najgorszym wytrącić planetę z orbity.
Ostatnia możliwość była zapewne jedynie hipotetyczna, ale Herosy należało traktować jako latającą broń masowego rażenia, nawet gdy nie brało się pod uwagę samych systemów uzbrojenia.
Rozdział 5
Imperialny krążownik „Piar Cohn”
Kurs na układ gwiezdny
– Wykrywam ślady Drasinów, kapitanie.
Aymes uniósł głowę znad panelu.
– Jak świeże?
– Dwa obroty, kapitanie. Może dwa i pół, na pewno nie trzy.
Aymes powoli skinął głową.
– Jest to jakiś początek. Zmiana kursu: standardowy skan układu. Utrzymać płaszczyznę ekliptyki. Szukać śladów zakrzywienia czasoprzestrzeni.
– Tak, kapitanie. Wprowadzam korektę kursu.
„Piar Cohn” zmienił nachylenie, przyjmując orbitę wokół głównej studni grawitacyjnej układu, daleko poza orbitami planet. W miarę jak okręt się poruszał, Aymes z uwagą śledził odczyty skanerów dalekiego zasięgu. Emitujące osiem fraktali świetlnych czujniki szukały niewyjaśnionych zaburzeń lokalnych wymiarów.
W miarę jak okręt poruszał się wzdłuż krawędzi układu, na ekranie widać było standardowe zakrzywienia. Aymes miał wprawę w odczytywaniu wyników skanów. Bez problemu rozpoznał depresje grawitacyjne wokół każdej z planet oraz mniejsze w okolicach pasa asteroid, a także odkształcenia czasoprzestrzeni, spowodowane przez nakładanie się pól grawitacyjnych.
Nic nie wskazywało jednak na ślady okrętu z napędem zakrzywiającym czasoprzestrzeń.
– Minęło zbyt wiele czasu – mruknął. – Wszelkie konkretne ślady zdążyły zaniknąć.
Oficer obsługujący skaner skinął głową, ciesząc się, że kapitan pierwszy to powiedział.
– Tak, kapitanie.
– Jaki układ Drasinowie mieli zbadać jako następny zgodnie z planem? – spytał w końcu Aymes.
– Układ tysiąc trzysta czterdzieści dziewięć w tym sektorze.
– Dobrze. Wprowadzić nowy kurs, jak najkrótsza droga do tego układu.
– Tak jest, kurs wprowadzony, kapitanie. Czekam na rozkaz przelotu.
– Ruszajmy.
Okręt Sojuszu Ziemskiego „Odyseusz”
Eric zszedł z rampy, zanim dotknęła pokładu „Odyseusza”. Jego buty uderzyły w podłogę ułamek sekundy przed tym, jak zeskoczyli jego marines. Odsalutował dwóm wartownikom, którzy stanęli po obu stronach rampy, i przeszedł przez całą długość pokładu, kierując się do windy.
– Kapitanie.
– Komandorze – Eric przywitał Miriam, nie zwalniając i nie rozglądając się.
– Kurs, który pan przekazał, został wprowadzony. Zaczęliśmy zakrzywiać przestrzeń w momencie, gdy pański wahadłowiec wylądował – oznajmiła. – Czy mogę spytać, co się dzieje, sir?
– Musimy na jakiś czas opuścić Ranquil, pani komandor. Przechodzimy do drugiego etapu naszej misji nieco szybciej, niż pierwotnie planowaliśmy.
– Mogę spytać dlaczego?
– Zrobiło się nieco… duszno.
Miriam mrugnęła oczami.
– Na planecie, sir?
Eric zatrzymał się, spojrzał na nią, po czym znów ruszył przed siebie.
– Ostatnio chyba wolę głęboki kosmos.
Zanim zadała kolejne pytanie, dodał:
– Jest tu… ciszej.
***
„Odyseusz” zakrzywił przestrzeń, gdy tylko opuścił orbitę Ranquil, przyspieszając do prędkości, które w przypadku każdego tradycyjnego napędu byłyby relatywistyczne. Zanim Eric wkroczył na pokład dowodzenia, okręt zdążył przekroczyć już jedną trzecią prędkości światła. Weston stanął przy panelu dowodzenia.
– Czas do osiągnięcia heliopauzy układu?
– Jeszcze trzy godziny przy obecnym przyspieszeniu, sir.
– Dobrze – odparł Eric, wzdychając niemal niezauważalnie i odprężając się nieco. Stwierdził, że ostatnio nie czuł się zbyt komfortowo, jeśli nie znajdował się z dala od wszelkich planet.
Odkrycie Centrali na Ranquil to jedno. Ta istota nie zatrzęsła jeszcze aż tak jego światopoglądem. Ranquil było w końcu obcą planetą. Spodziewał się obcości.
Ale Gaja… Musiał przyznać, że nim porządnie wstrząsnęła. Nie zdawał sobie z tego sprawy do czasu, aż znowu spotkał Centralę. Gdy Centrala odizolowała go w wahadłowcu, bez problemu wdzierając się do jego umysłu…
Eric musiał odkryć, czym były te istoty. Niestety, na razie nie wiedział jak.
Spoglądając jednym okiem na telemetrię okrętu, Eric zaczął przeglądać bazę danych. Otworzył pliki skopiowane z komputerów Priminae i zaczął czytać o ich „bogach”.
Jeśli brać jej imię na poważnie, Gaja uważała się za boginię Ziemi. Centrala też powiedziała mu, że dawno temu była źródłem różnego rodzaju mitów. Weston znał się jako tako na ziemskiej mitologii, ale nie przypominał sobie z niej niczego, co pomogłoby mu zrozumieć Gaję. Miał nadzieję, że informacje od Priminae będą nieco bardziej pomocne.
„Na szczęście admirał skorzystała z okazji, by skopiować kulturową bazę danych w ramach umowy dotyczącej wymiany, którą z nimi zawarła”.
Kultura Priminae miała długą historię. To, co do tej pory o niej wiedział, było tylko wierzchołkiem góry lodowej. Konfederacja zatrudniała całe zespoły analityków, którzy zajmowali się badaniem dziejów cywilizacji sprzymierzeńców. Przynajmniej tak było przed inwazją na Ziemię – Eric nie był pewien, czy w tej chwili ktoś zaprzątał sobie głowę kulturowymi niuansami, zważywszy na priorytety. Dla niego jednak temat nagle zajął bardzo wysokie miejsce na liście.
Aby poznać bóstwa czczone dawniej przez Priminae, musiał cofnąć się do bardzo zamierzchłej historii. Zgodnie z ich standardami ziemska kultura, licząca ledwie jakieś cztery tysiące lat spisanej historii, była dopiero w powijakach. Pierwsza wzmianka o czymkolwiek przypominającym bogów pochodziła sprzed ponad pięćdziesięciu tysięcy lat – i to lat Priminae, czyli prawie siedemdziesięciu tysięcy ziemskich.
Priminae podróżowali w kosmosie już wtedy, gdy ludzie dopiero udomowili psy, i na długo, zanim ktokolwiek wymyślił podstawy rolnictwa.
Co niepokoiło Erica, to fakt, że nie mieli żadnych danych o prehistorii.
„Zgodnie z tymi dokumentami Priminae w zasadzie pojawili się z niczego w obecnej formie. Żadnych wczesnych dziejów, żadnego rozwoju naukowego przed ich obecnym poziomem… To wręcz nieprzyzwoite”.