Evan Currie

Odyssey One. Tom 5. Król wojowników


Скачать книгу

      Eric westchnął, po czym otworzył właz i wyszedł z wahadłowca. Skinął głową na czekającego obok wartownika.

      – Wezwać wszystkich z powrotem – rozkazał. – Wyruszamy wcześniej.

      – Tak jest, sir!

      Okręt Sojuszu Ziemskiego „Odyseusz”

      Kroki nie niosły się echem po „Odyseuszu” w takim stopniu, jak niegdyś po „Odysei”. Ceramiczne pokłady i ściany dużo lepiej tłumiły dźwięk. Nadal jednak dobrze je było słychać w długich korytarzach, przynajmniej do czasu, gdy pogłos trafił na zakręt.

      Steph przystanął, usłyszawszy, że dźwięk przyspiesza. Odwrócił się i ujrzał podbiegającą ku niemu Millę.

      – Dobry wieczór. – Uśmiechnął się. – Myślałem, że zejdziesz na ląd.

      – Ranquil to nie mój dom – przypomniała z nutą smutku w głosie, która ostrzegła go przed wygłaszaniem dalszych uwag.

      Milla nie lubiła rozmawiać o swoim pochodzeniu, a Steph domyślał się dlaczego. Zbyt wielu straciło więcej niż tylko ziemię, wodę i powietrze podczas inwazji Drasinów, ale w utracie domu było zawsze coś przejmującego.

      – Ach – powiedział po chwili. – W takim razie co pochłania dziś twoją uwagę?

      – Chciałabym uzyskać… – Milla zmarszczyła brwi, szukając słów. – Licencję pilota, tak?

      – Tak… Myślałem, że zajmujesz się promami Priminae.

      – Nie mamy ich wielu na pokładzie – przypomniała mu.

      – Racja. Szukasz trenera czy egzaminatora?

      Praktycznie rzecz biorąc, mógł służyć pomocą w każdym z przypadków, ale zgodnie z przepisami nie wolno mu było występować jednocześnie w obu rolach.

      – Egzaminatora – odparła. – Od jakiegoś czasu się szkolę.

      – Naprawdę? – Steph był zaskoczony. Powinien był usłyszeć jakieś plotki na ten temat. – Zakładam, że dobrze ci idzie?

      – Wasze wahadłowce mają dość prymitywne układy sterowania – stwierdziła. – Ale w lataniu nimi jest coś… ekscytującego.

      Steph skinął głową. Kilkakrotnie latał z Priminae na ich promach, więc rozumiał, co Milla ma na myśli. Ich jednostki polegały w dużym stopniu na układach sterowanych przez komputery, dużo bardziej niż nawet najbardziej zautomatyzowane ziemskie wahadłowce. Ich technologia pozwalała na bardzo precyzyjne loty, ale nie dawała tego dreszczyku emocji, który zapewniała ręka zaciśnięta na wolancie.

      Sterowanie komputerowe było bardziej niż imponujące w przypadku wielu rodzajów manewrów, ale nie równało się z intuicją najlepszych pilotów. Tego typu systemy były też dość przewidywalne dla przeciwnika, jeśli miał dość danych, aby rozpoznać wzorzec.

      – Kiedy będziesz gotowa na test? – spytał.

      – Już niedługo. Potrzebuję jeszcze kilku godzin w kokpicie.

      – Dobra, daj mi znać, a znajdę trochę czasu i dostaniesz swoją licencję.

      – Dziękuję, Stephane – odparła z wdzięcznością. – Nie mogę się doczekać.

      – Ja również.

      ***

      Miriam Heath przejrzała telemetrię orbitalną ze swojego stanowiska na pokładzie dowodzenia „Odyseusza” i pozwoliła sobie skinąć głową z zadowoleniem.

      Przed inwazją Drasinów jej specjalizacją była analiza astrometryczna, zwłaszcza anomalii w głębokiej przestrzeni kosmicznej. Po dekadzie badań nad największymi tajemnicami kosmosu, od czarnych dziur po wybuchy promieni gamma, nawigowanie okrętem kosmicznym było czymś niemal nudnym.

      Niemal.

      Jak większość ludzi zajmujących się nauką o kosmosie, dorastała, marząc o pozaziemskich przestworzach. W szkole desperacko pragnęła dostać się na misję marsjańską, ale zanim zdążyła ukończyć studia, wybuchła wojna. Gdy opadł kurz, uznawano ją już za zbyt cenną, aby gdzieś wysyłać.

      Kiedy ogłoszono wyprawę „Odysei”, złożyła podanie, ale to był projekt Departamentu Obrony, a ona wciąż służyła jako cywil. Poza krótkimi wypadami na stację kosmiczną Liberty prawie straciła nadzieję na lot w kosmiczną głębię.

      Drasinowie zmienili zasady.

      Nagle budżet na eksplorację kosmosu stał się niemal nieograniczony, a nowy sojusz Konfederacji i Bloku potrzebował mnóstwa ludzi do obsadzenia okrętów. Od razu się zgłosiła, została powołana do służby wojskowej i mogła wybrać sobie dowolną z nowych jednostek.

      Bez chwili wahania wskazała „Odyseusza”.

      Eric Weston stał się symbolem na Ziemi – a nawet wieloma symbolami. Jedni uważali go za bohatera wojennego, inni za zbrodniarza. Przede wszystkim jednak był człowiekiem, który przedstawił Ziemię gwiazdom, Priminae… i Drasinom.

      Był chyba najbardziej kontrowersyjnym człowiekiem na planecie, a może nawet i poza nią.

      Stanowiło to jeden z powodów, dla których Konfederacja wysłała go z powrotem w przestrzeń tak szybko, jak tylko mogła. Weston przebywał poza globem, na którym znajdowała się większość jego krytyków, a więc zniknął z oczu opinii publicznej. Mianowanie go dowódcą „Odyseusza”, duchowego następcy „Odysei”, zadowalało jego zwolenników. Był też bardzo popularną postacią wśród Priminae, co ułatwiało stosunki dyplomatyczne.

      Dla Miriam i jej kręgów towarzyskich Weston był człowiekiem, który dowiódł, że ludzkość nie jest sama we wszechświecie. Wyruszył do gwiazd, znalazł inteligentne życie i ryzykował okręt, załogę oraz własne życie, aby ocalić innych.

      Eric Weston był dla niej bohaterem rodem z filmów i seriali science fiction, które oglądała w dzieciństwie. Choć na zewnątrz zachowywała dyscyplinę i prezentowała pełen profesjonalizm, tak naprawdę bardzo ekscytowało ją to, że mogła służyć na jego okręcie.

      Nawet na początku dwudziestego drugiego wieku nauki ścisłe były niezwykle zdominowane przez mężczyzn. Nie aż tak, jak dawniej, zwłaszcza po wojnie z Blokiem, ale w dostatecznym stopniu, że kobieta zbudowała sobie zawodowy wizerunek, który eufemistycznie nazywano „chłodnym”.

      Teraz, gdy Miriam zajmowała jedno z czołowych stanowisk na jednostce będącej w zasadzie okrętem flagowym Konfederacji i najbardziej znanym okrętem na Ziemi i poza nią, ani myślała pozbyć się tej maski.

      „Może to i lepiej”.

      – Wykrywamy nadlatującą jednostkę. To jeden z Herosów.

      Miriam uniosła brew.

      – Nasz?

      – Nie. Zdecydowanie Priminae – odparł z pewnością w głosie chorąży Sams.

      Miriam skupiła uwagę na konsoli.

      – Skąd pewność?

      – Krzywa przyspieszenia odbiega od procedur Konfederacji. I nigdy nie użylibyśmy fioletu, zieleni ani ciemnego brązu jako kodu świetlnego.

      Miriam ledwie powstrzymała się przed skrzywieniem i skinęła głową.

      – Dobrze, to wystarczy. Szacowany czas przybycia?

      – Przy zachowaniu obecnej prędkości dwanaście godzin. Nie spieszą się.

      Miriam poklepała