na martwego kapitana Pruchę. Razem służyli przez wiele lat na „Chesapeake’u”. Prucha był jej przyjacielem, a jego opanowanie i spokój pozwoliły przetrwać Proctor najgorsze dni na pokładzie. Zmusiła się jednak, aby powstrzymać łzy. Przełknęła, gdy poczuła ucisk w gardle.
„Najpierw przetrwanie. Potem żałoba”.
W duchu nie mogła wyjść ze zdumienia, że tak szybko wróciły dawne odruchy i instynkt samozachowawczy, które nabyła podczas walk z Rojem. Po trzydziestu latach niczego nie zapomniała, zupełnie jakby to była jazda na rowerze.
Tylko że ten rower właśnie się palił, miał w bagażniku dynamit i zjeżdżał prosto w przepaść – na schemacie okrętu wyświetlanym na konsoli dowódcy wskaźniki statusu różnych sekcji migotały jaskrawą czerwienią.
– Czy ZSO mają jakieś wsparcie obronne na Ido?
Komandor Yarbrough pokręcił głową.
– Ledwie, ledwie. Tylko jedna platforma obronna na orbicie. Kilka dział magnetycznych. Załoga złożona najwyżej z dwudziestu ludzi.
– Ma’am, chyba powinna to pani zobaczyć. – Oficer łączności, porucznik Qwerty, przywołał Proctor ruchem ręki. Powaga sytuacji tylko pogłębiła jego akcent. – Przechwyciłem mnóstwo gadania na częstotliwościach floty.
– I co tam mówią?
– Zdaje się, że admirałowi Mullinsowi z głównego sztabu Bolivara udało się wreszcie zebrać do obrony swoją flotę planetarną. Była rozproszona po sektorze, żeby pomóc przy działaniach ratunkowych na Sangre de Cristo. Ale pojawił się mały problem…
„Czy obecną sytuację można jeszcze pogorszyć?”
– Na pewno sobie z tym poradzimy.
Qwerty skinął głową.
– Większość z floty Bolivara zgromadziła się przy Ido, aby stawić czoła okrętowi Golgotów, ale z tego, co usłyszałem, kilku kapitanów… zadeklarowało przynależność do GKL i zagroziło, że zaczną strzelać do każdej jednostki ZSO, która spróbuje się wtrącać.
ROZDZIAŁ 10
Sektor Irigoyen
układ gwiezdny Bolivar, Ido
Mostek OZF „Niepodległość”
– Odbiło im? – Proctor odwróciła się, aby popatrzeć na schematyczną mapę ustawień floty wokół Ido. Kilka niebieskich ikon zmieniło właśnie kolor na czerwony, oznaczenie wskazujące, że jednostki te zadeklarowały przynależność do GKL.
Komandor Yarbrough stanął za jej plecami.
– W zasadzie to całkiem możliwe, sądząc po… efektach wywoływanych przez obcy okręt. Przyznaję, że gdy znajdował się blisko nas, kusiło mnie, żeby przejąć mostek i uciekać, gdzie pieprz rośnie, ale miałem też ochotę chwycić za broń i odstrzelić sobie głowę. W życiu nie czułem takiego przerażenia.
Proctor obejrzała się na niego i skinęła głową.
– To prawda, było ciężko, ale tutaj dzieje się coś innego. Nie pisałam się na starcia z garstką malkontenckich separatystów. – Odwróciła się do ekranu. – Nie obchodzi mnie, że ten obcy miesza im w głowach. Lepiej, żeby trzymali się z daleka, albo będą mieli do czynienia z bardzo wściekłą byłą admirał floty.
– Mamy czas na zajmowanie się grupką przerażonych kapitanów? – zapytał Yarbrough z powątpiewaniem.
– A co? Lepiej się wmieszać w wojnę domową? Bo to, co się dzieje, wygląda właśnie na taką wojnę. Nie można bezkarnie przejąć okrętów floty, Zjednoczona Ziemia na pewno na to nie pozwoli. – Proctor podeszła do stanowiska chorąży Riisy. – Zabierz nas stąd. Wykonaj skok. Musimy znaleźć się w samym środku formacji okrętów, które nie zadeklarowały lojalności wobec GKL.
– Tak jest, pani admirał.
Niedługo potem Proctor poczuła znajome zawroty głowy po skoku transkwantowym, a na ekranie ukazała się flota obronna Bolivara na tle szarych regolitów powierzchni Ido.
Niemal od razu wcześniejsze uczucia przerażenia, czystego gniewu, żądzy i zgrozy powróciły. Okręt Golgotów znajdował się blisko.
– Nadawanie do całej floty – rozkazała Proctor.
Qwerty skinął głową.
– Gotowe, ma’am.
– Uwaga, wszystkie okręty Zjednoczonej Ziemi. Mówi admirał Shelby Proctor z bezpośredniego rozkazu naczelnego admirała Oppenheimera. Jak wiecie, zostaliśmy zaatakowani. – Zacisnęła zęby i ostrożnie zaczęła dobierać słowa. Było to dziesięć razy trudniejsze, gdy odczuwała wpływ Golgotów na emocje. – Odniosłam wrażenie, że kilku kapitanów postanowiło właśnie w bardzo niefortunnym momencie złożyć deklaracje… swoich sympatii politycznych. To niedopuszczalne, zwłaszcza w obliczu poważnego zagrożenia, jakie stanowi obcy okręt. Chociaż jeszcze nie rozumiemy jego zamiarów, myślę, że można założyć…
Z głośników łączności przerwał jej tubalny głos:
– Pani admirał, proszę nam oszczędzić tej przemowy. Zbyt długo znosiliśmy jarzmo opresyjnego reżimu Zjednoczonej Ziemi i nie obchodzą nas groźby fałszywej bohaterki, której wyprano mózg.
Proctor poczerwieniała z gniewu. Na części ekranu pojawiła się obca jednostka, która zbliżała się do księżyca i floty. Okrętom pozostało najwyżej kilka minut, żeby się przygotować. A tymczasem ona musiała prowadzić spór z politycznym aktywistą znajdującym się pod wpływem obcych. Proctor zerknęła na schemat floty, aby sprawdzić nazwisko kapitana i nazwę okrętu.
– Kapitan Shee, jak mniemam? Proszę posłuchać. Pańskie polityczne pretensje omówimy później. W tej chwili jednak liczy się tylko to, żeby przygotował pan „Davenport” do starcia z obcym okrętem. Od tego zależy nasze przetrwanie.
– Pani admirał, okręt „Davenport” uzbraja działa magnetyczne i lasery – odezwała się porucznik Whitehorse ze stanowiska taktycznego. – Mam odczyty, że zaczął nas namierzać.
– Och, na litość… Riisa, wycofajmy się. Lećmy na orbitę Ido, ale wybierz kurs jak najdalej od tych dupków. – Skinęła głową na Qwerty’ego, żeby włączył kanał ogólny. – Wszystkie okręty ZSO, które chcą i mogą przystąpić do walki, niech ruszają za „Niepodległością” na orbitę Ido. Zamierzamy przeciąć kurs obcej jednostki. Każdy okręt, który nie przystąpi do walki razem z nami, niech się przygotuje na surowe konsekwencje, gdy będzie po wszystkim. Proctor, bez odbioru.
Kiedy „Niepodległość” przyśpieszyła, widoczne na ekranie zbuntowane jednostki ZSO zmniejszyły się do białych punktów. Ponad połowa floty z Bolivara ruszyła za Proctor. Okręty zajęły pozycje wokół księżyca, a po przekroczeniu terminatora skryły się po jego ciemnej stronie. Niedługo potem poczucie gniewu i strachu wywołane przez Golgotów zelżało, stało się tylko ćmieniem w tle, jak stłumiony lęk w zakamarkach pamięci.
– Riisa, zwiększ prędkość do dziesięciu kilometrów na sekundę. Rozpędzimy się w studni grawitacyjnej księżyca i uderzymy w obcy okręt salwą z dział magnetycznych. – Proctor usiadła w fotelu kapitańskim i zapięła pasy. – To ulubiony manewr Grangera – mruknęła pod nosem.
– Sądziłem, że jego ulubionym posunięciem było posyłanie innych okrętów na pastwę krążowników Roju – zauważył Yarbrough.
Proctor wzruszyła ramionami.
–