wciągnął już tunel dokujący i odpalił własny napęd.
„Magdalena” przyśpieszała. Inercja omal nie wyrwała Danny’emu uchwytu z ręki.
Żołądek ścisnął mu się boleśnie, gdy uświadomił sobie, że musi dokonać wyboru. Żołnierze, kimkolwiek byli, ustawili frachtowiec na kursie kolizyjnym – miał spaść w atmosferę i rozbić się na Sangre de Cristo. Danny mógł się odepchnąć od kadłuba, mógł też wrócić na pokład, przejąć stery i skorygować kurs. A przynajmniej spróbować.
Na dodatek był jeszcze ten pocisk. Danny nie miał wątpliwości, co nieznani żołnierze chcieli zrobić.
Podjął decyzję, przyciągnął się z powrotem do śluzy pomocniczej. Wciąż miał czas. Dotknął zewnętrznego panelu kontrolnego. Nie działał. Sięgnął do sterowania ręcznego, ale także bez skutku.
Frachtowiec został zablokowany. Żołnierze dysponowali technologią, która pozwoliła im odłączyć nawet awaryjne ręczne sterowanie. Danny sądził, że to niemożliwe.
Pozostało mu zatem tylko jedno. Przykucnął na burcie statku i z wysiłkiem odbił się tak, aby odskoczyć jak najdalej od kadłuba. Statek oddalił się i pomknął naprzeciw zagładzie. Danny, wolny od przyśpieszenia frachtowca, zawisł nad planetą. Zastanawiał się, czy oderwał się w porę, aby utrzymać się na orbicie, czy też spadnie na powierzchnię jak jego statek. Czy spłonie w atmosferze, czy choć przez kilka minut zazna uczucia swobodnego spadku? Czemu w ogóle o tym myślał? Niedawno na jego oczach zamordowano przyjaciela, a potem słyszał, jak zginęła przyjaciółka.
Miał przejebane.
„Danny! Licz się ze słowami!” – ze wspomnień powrócił ostry głos. W innych okolicznościach parsknąłby śmiechem, bo uznałby za absurdalne, że w obliczu śmierci przywołuje napomnienia ciotki.
Czas zdawał się zwalniać, rozciągać tak, że sekundy wydłużały się w minuty. Danny mógłby przysiąc, że przez chwilę spał. A może miał halucynacje? Tak czy inaczej, niewielka płonąca plamka „Magdaleny” zbliżała się coraz szybciej do powierzchni planety. Danny widział, jak odcina się na tle jednej z kopuł habitatów.
– Żegnaj, „Magdo” – szepnął.
I wtedy nastąpiła detonacja głowicy.
Danny odruchowo zamknął oczy i uniósł ręce, aby zasłonić twarz. Jednak mimo zaciśniętych powiek, zbryzganej wymiocinami szyby hełmu i dłoni radioaktywny błysk oślepił go boleśnie.
Niedługo potem nad powierzchnię planety uniósł się grzyb atomowy, a Danny poczuł nacisk na skafander. Wszedł w atmosferę.
Co jednak dziwne, zamiast skupić się na nadchodzącej śmierci, pilot wracał obsesyjnie do ładunku, tajemniczego klienta oraz równie tajemniczych żołnierzy, którzy dokonali abordażu i zabili załogę frachtowca. Zabili też Danny’ego. Jego przyszłość. Gdy nacisk zmienił się w ryk powietrza, a grzyb atomowy urósł w oczach, pilota uderzyła ostatnia myśl.
Kimkolwiek byli ci ludzie, próbowali wywołać wojnę.
ROZDZIAŁ 1
Brytania, Whitehaven
Uniwersytet Oxford Novum
Budynek im. Curie, audytorium numer 201
Profesor Shelby Proctor przerwała wykład, gdy ekran na katedrze błysnął. Pojawił się blok tekstowy, podświetlony na czerwono.
Najwyższy priorytet – Zjednoczone Siły Obronne, CENTCOM.
Najwyższy priorytet? Niech się walą. ZSO mogą chyba poczekać.
„Przeszłam w stan spoczynku dziesięć lat temu. Już nie jestem ich dziewczynką na posyłki”.
Machnięciem dłoni zamknęła wiadomość, a potem odwróciła się do tablicy. Zdaje się, że była jedynym wykładowcą, który używał tablicy – i to jedynym nie tylko na Uniwersytecie Oxford Novum, ale w ogóle na Brytanii. Jednak Shelby Proctor miała sześćdziesiąt osiem lat, była admirał z odznaczeniami, pieprzoną „bohaterką wojenną” i, co najważniejsze, ekspertem od ksenobiologii. Mogła robić, co jej się żywnie podobało.
– Czyli, jak widać, sama obecność struktur mitochondrialnego DNA w ścianach komórek Skiohra wskazuje nie tylko na wzorzec ewolucyjny podobny do gatunków ziemskich, lecz także pozwala przypuszczać, że pierwotne łączenie się komórek prokariotycznych w struktury eukariotyczne jest jedną z podstawowych możliwości rozwijania się form żywych w organizmy wyższe, a może nawet jedyną. Zwłaszcza gdy się weźmie pod uwagę, że podobne struktury pojawiają się w komórkach Dolmasi i we wszystkich pozostałościach wymarłych cywilizacji, na które natykamy się w przestrzeni opuszczonej przez Rój…
– Profesor Proctor, czy to prawda, że walczyła pani z ostatnim krążownikiem Roju dwanaście lat temu? To pani go zniszczyła? Czy to była ostatnia żywa materia Roju w naszej Galaktyce? – przerwał jej jeden ze słuchaczy. Przeklęte dzieciaki.
Proctor odwróciła się od tablicy i spojrzała na licznie zgromadzonych studentów. Z roku na rok wydawali się młodsi. I, jak sądziła, głupsi. A może po prostu odezwała się w niej stara gderliwa admirał floty? Głupsi? Shelby Proctor niemal usłyszała napomnienia swojej matki, która nigdy nie pozwoliła sobie na uchybienie dobrym manierom.
– To nie tylko całkowicie nie na temat, młody człowieku, lecz także ściśle tajne. Mogłabym odpowiedzieć, ale potem od razu musiałabym cię zabić. – Posłała chłopakowi spojrzenie przenikliwe jak promienie gamma. Mina studenta zdradzała, że nie wiedział, czy wykładowczyni mówi poważnie. – I niech ci się nie wydaje, że żartuję.
Chłopak się zarumienił. Dobrze. Proctor z trudem opanowała złośliwy uśmiech.
– Och, no… To znaczy wszyscy o tym mówią, więc zakładałem… Znaczy pomyślałem, że skoro pani tam była, walczyła z Rojem nad Ziemią, nad Brytanią i w ogóle, to chyba mogłaby pani trochę nam opowiedzieć o… – Głos młodzieńca cichł z każdym słowem.
Proctor wbiła w niego świdrujący wzrok, aż zaczął się wiercić.
– Wiesz, co się dzieje, gdy przyjmuje się założenia? Wychodzi się na głupca. – Pokręciła głową. – Marny ze mnie nauczyciel, skoro jeszcze tego nie zrozumiałeś.
Większość widowni wybuchła śmiechem. Na użytek reszty Proctor dodała:
– Zwykle robienie założeń odbija się na obu stronach, ale dzisiaj uderza to wyłącznie w tego chłopca z ostatniego rzędu.
Studenci znów parsknęli śmiechem, a wskazany chłopak zarumienił się jeszcze bardziej.
– Ale… uch, znaczy… Myślałem tylko, że dobrze będzie porozmawiać o zagładzie Roju i…
– „Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie czują potrzeby ubrania tego w słowa”. To, że potrafisz otworzyć usta i wypluć jakieś wyrazy, które ledwie składasz w zrozumiałe zdania, nie sprawi, że wrażliwe i tajne informacje, o których tak lekkomyślnie wspomniałeś, staną się przez to jawne. Wróg nie powinien takich wiadomości usłyszeć, bo łatwo wykorzysta je przeciwko nam. Może nie jesteśmy na akademii wojskowej, młody człowieku, ale to nie znaczy, że można tu lekceważyć procedury bezpieczeństwa, zwłaszcza na moich wykładach.
Młodzieniec wyraźnie się zawstydził – twarz mu poczerwieniała, zaczął nerwowo bawić się kilkunastoma chyba kolczykami w uchu. Był jak inne dzieciaki z tego pokolenia, nie miał pojęcia o ofiarach poniesionych, zanim się urodził, ani o poświęceniu, w