Karol May

Old Surehand t.1


Скачать книгу

był dlań pełen uznania. Helmers był z pochodzenia Niemcem, a rodzice chłopca musieli być także Niemcami, gdyż, chociaż cała przeszłość wypadła z pamięci Bloody Foksa, nauczył się po niemiecku z taką łatwością, że należało przypuszczać, iż mówił tym językiem w dzieciństwie.

      Gdyby się ktoś zapytał, kim są stakemani lub „sępy Llano Estacado”, to odpowiedź będzie następująca. Drogi przez pustynię, tam, gdzie już teren nie dostarczał znaków naturalnych, oznaczano palikami. Obok ludzi uczciwych korzystali z tych dróg inni, bankruci moralni, nienawidzący pracy, indywidua zmuszone uciekać z gęsto zaludnionego Wschodu w obawie przed stryczkiem, łotrzykowie niemający nic do stracenia i nieoszczędzający cudzego życia, ponieważ ich własne nie miało dla nich żadnej wartości. Żyli oni wyłącznie z grabieży, a Llano Estacado było dla nich jeśli nie najbogatszym, to przynajmniej najpewniejszym terenem łowów. Mieli swoje kryjówki na krańcu pustyni i czyhali w pobliżu dróg na wędrowców przemierzających Llano. Przyłączali się do nich jako towarzysze podróży albo przewodnicy, a potem wysyłali naprzód kilku członków bandy, którzy usuwali paliki z właściwych miejsc i wbijali je gdzie indziej, tworząc fałszywe szlaki. Stąd nazwa stakeman. Kto się potem kierował tymi palikami, schodził z drogi na własną zgubę i ginął nędznie z głodu i pragnienia, jeśli go przedtem nie zamordowano.

      Mienie jego przypadało w udziale ludzkim albo raczej nieludzkim „sępom Llano”. Dlatego właśnie szkielety setek i tysięcy ludzi bielały tam w żarze słonecznym i nikt z bliskich nie wiedział, co się z tymi nieszczęśliwcami stało.

      Bloody Fox z czasem przemierzył Llano wzdłuż i wszerz, poznał każdą piędź piachów i skał, zaznajomił się ze wszystkimi grożącymi tu niebezpieczeństwami i wreszcie, co nadzwyczajnie ułatwiło mu zadanie, znalazł w samym środku pustyni oazę z wodą. Było to warte więcej niż stu sprzymierzeńców.

      Odkrycie swoje Bloody Fox zachował w tajemnicy. Nikt, nawet Helmers, któremu zawdzięczał życie, nie dowiedział się o tym. Z czasem zbudował sobie domek nad wodą i obsadził jego ściany pnącymi roślinami. Chwytał mustangi i sprowadzał je tam po kryjomu, aby mieć wypoczętego konia, gdy jeden wierzchowiec znudzi się jazdą. Dzięki temu mógł się zawsze szybko poruszać i błyskawicznie przenosić z jednego krańca Llano na drugi. Sprowadził do domku żywność i amunicję. Potrzebował jednak kogoś pewnego do opieki nad oazą i znajdującymi się tam końmi, kogoś, kto nie zdradziłby jego tajemnicy. Wreszcie pewna stara Murzynka Sanna, która go bardzo kochała, zgodziła się na jego propozycję. Mieszkała przez szereg lat w zupełnej samotności, nie pragnąc opuścić domku. Za tę wierność spotkała ją nagroda, która jej starość oblała jakby blaskiem słońca. Sanna była mianowicie niewolnicą pewnego plantatora z Tennessee, który porwał jedynego jej syna i sprzedał go. Potem przehandlowano i ją także, a rozmaite koleje losu zapędziły ją aż na Staked Plain. Nie mogła nigdy zapomnieć swojego syna Boba – myślała o nim dzień i noc i przysięgała sobie, że nie umrze, dopóki go nie zobaczy.

      Wówczas to przybyliśmy na Llano i poznaliśmy Bloody Foksa. Przyjechał także z nami pewien westman, którego nieodłącznym towarzyszem był Murzyn, jego dawny służący, imieniem Bob. Ku naszemu radosnemu zdziwieniu i szczęściu Sanny okazało się, że był on właśnie owym sprzedanym chłopcem z Tennessee. Odtąd matka i syn pozostali razem, nie rozłączając się aż do śmierci.

      Od chwili sprowadzenia się Sanny do domku Bloody Fox mógł przystąpić do urzeczywistnienia swoich planów. Pokazywał się coraz rzadziej u swego dawnego opiekuna, a ilekroć doń przyszedł, stary miał zawsze dla niego jakąś nowinę o śmierci tego lub owego stakemana. To tu, to tam znajdowano zwłoki człowieka z dziurą od kuli w samym środku czoła, a po zbadaniu zawartości jego kieszeni znajdowano zawsze przedmioty pochodzące z grabieży i dowodzące, że zabity należał do palikowców. Wypadki takie powtarzały się coraz częściej, a dziura w czole uchodziła za niezbity dowód, że zastrzelony jest ukaranym „sępem”. Ale kto był tym tajemniczym mścicielem? O tym nie wiedział nikt; nawet Helmers nie domyślał się tego.

      Nic dziwnego, że niebawem powstały na ten temat legendy. Byli ludzie, którzy widzieli jeźdźca pędzącego w oddali z szybkością strzały, tak że nie można go było dokładnie rozpoznać. Pewnego dnia zauważył go jakiś handlarz na południowym krańcu Llano, a w godzinę potem znalazł człowieka z przestrzelonym czołem. Nazajutrz karawana podróżnych słyszała huk wystrzału na wschodnim krańcu pustyni, a tajemniczy jeździec zniknął szybko na widnokręgu. Kiedy przybyli na to miejsce, leżał tam człowiek z dziurą w czole. Następnego dnia powrócili ludzie Helmersa, którzy obozowali na Llano, i widzieli w świetle księżyca tego samego jeźdźca, który wynurzył się z ciemności, przecwałował obok nich i zaraz zniknął. Wreszcie zaczęto mówić z zabobonną trwogą o tej tajemniczej postaci. Ten jeździec to nie człowiek, lecz jakaś nadziemska istota, mknąca z szybkością błyskawicy z jednego krańca Llano na drugi. Jak zwykły człowiek mógłby posiadać taką szybkość i z taką pewnością odróżniać zbója od uczciwego człowieka? „Przez Llano Estacado przelatuje duch – opowiadano sobie. – Avenging ghost [Avenging ghost (ang.) – duch zemsty.] zabrał znów jednego stakemana”.

      W owym to czasie, jak już wyżej wspomniałem, przybyłem z kilku westmanami do Helmersa, aby przejechać przez Estacado i po drugiej stronie spotkać się z Winnetou. Dowiedzieliśmy się na farmie, że niedawno wyruszyła stąd karawana, która także chciała przebyć pustynię. Kilku ludzi, których zastałem u Helmersa, obudziło moją nieufność. Gdy wyszli, ruszyłem ich śladem i nabrałem przekonania, że wędrowcy mają być wyprowadzeni w pole. Przewodnik, któremu zawierzyli, był palikowcem, a towarzysze jego czekali na swoje ofiary. Wyruszyliśmy oczywiście czym prędzej w drogę, aby zagrożonym przyjść z pomocą.

      W tym samym czasie czekający na mnie Winnetou natknął się na oddział Komanczów. Nie musiał ich wtedy unikać, gdyż między tym plemieniem a Apaczami panował pokój. Dowiedział się od wojowników, że wyjechali na spotkanie swojego wodza, który miał przebyć pustynię, ale znalazł się w wielkim niebezpieczeństwie: na Llano zebrała się znaczna liczba stakemanów mających zamiar dokonać jakiegoś napadu. Byli to ci sami bandyci, których i ja odkryłem. Ponieważ Winnetou wiedział, że stosownie do umowy znajduję się w pobliżu, postanowił nie czekać na mnie, lecz wyjechać naprzeciw. Zaproponował więc Komanczom swoje towarzystwo, oni zaś przystali na to bardzo chętnie – taki człowiek jak Winnetou mógł się przydać nie tylko im, ale i będącemu w niebezpieczeństwie wodzowi.

      Z tego powodu puste zazwyczaj Estacado ożywiły teraz cztery oddziały, z których trzy posuwały się w tym samym kierunku. Wędrowców prowadził zdradziecki przewodnik na południe, w paszczę nieuniknionej śmierci, za nim zdążali na południe stakemani, a na końcu ja z towarzyszami, aby udaremnić napad. Od zachodu zbliżał się Winnetou z Komanczami, którzy, niestety, przybyli za późno – okazało się, że „sępy” zamordowały już ich wodza.

      Ponieważ jechaliśmy na południe, a Komancze na wschód, musieliśmy się spotkać, i to niedaleko oazy, o której nie mieliśmy, oczywiście, pojęcia. Bloody Fox wiedział tak samo jak my o zamiarach stakemanów. Pragnął ocalić nieznanych mu podróżnych i jechał naprzeciw nich od strony swojej pustynnej siedziby. Na nieszczęście natknął się na „sępy”, które natychmiast puściły się za nim w pogoń. Dzięki rączemu koniowi umknął im na północ, spotkał nasz oddziałek i przyłączył się do niego. Cwałowaliśmy przez trzy godziny, ale doścignęliśmy wychodźców dopiero wtedy, kiedy zrobiło się ciemno. Wędrowcy utworzyli z wozów czworobok i rozłożyli się w nim obozem. Woły nie mogły już iść dalej, padając z pragnienia, a ludzie byli także ledwie żywi. Przewodnik przedziurawił ich beczki z wodą i uciekł po naszym przybyciu.

      Tymczasem Winnetou dotarł niepostrzeżenie