Отсутствует

Zagłada Żydów. Studia i Materiały nr 10 R. 2014 t. I-II


Скачать книгу

skrupułów mimo wiedzy o ich pochodzeniu lub z jej świadomym pominięciem.

      Próba naszkicowania wstępnej odpowiedzi na te pytania musi mieć charakter hipotetyczny. Formułuję ją na podstawie nielicznych, niestety, dokumentów archiwalnych i wycinkowych wspomnień, korzystając również – w stopniu uprawniającym porównanie – ze znanych mi materiałów źródłowych z terenu okupowanego Krakowa i Lwowa oraz ostrożnie posługując się analogią z mechanizmami rynku sztuki w innych krajach okupowanej Europy569.

      Enigmatyczność źródłowa bierze się nie tylko ze stopnia zniszczenia dokumentów archiwalnych lub ich niekiedy ograniczonej dostępności, lecz także z zasygnalizowanej już wcześniej dyskrecjonalnej materii handlu sztuką570. Uległa ona w okresie okupacji radykalnemu wzmożeniu. Wynikało ono z potrzeby zatuszowania nielegalnego w ujęciu niemieckich przepisów handlu przedmiotami żydowskiej proweniencji i ścisłej konspiracji, gdy w grę wchodziły ratunek lub pomoc ich właścicielom. W stopniu jednak nie mniejszym przemilczanie i zacieranie prawdziwego pochodzenia oferowanych przedmiotów służyło ukryciu nieuczciwego sposobu wejścia w ich posiadanie i/lub nieprawego dysponowania nimi. Granica między tak odmiennymi przyczynami owej wzmożonej dyskrecji bywała całkiem rozmyta.

      Bombardowania Warszawy we wrześniu 1939 r., w szczególności najgroźniejsze 25 tego miesiąca, kilka dni przed kapitulacją stolicy, doprowadziły do najpoważniejszych strat właśnie w tej części miasta, gdzie mieściły się antykwariaty. Zburzony został niemal doszczętnie odcinek Świętokrzyskiej od Nowego Światu po Mazowiecką, której bomby też nie oszczędziły. Zrujnowaniu uległy m.in. kamienice nr 3 z antykwariatem Jakuba Klejmana i nr 16 z Salonem i mieszkaniem Abego Gutnajera. Hotel Angielski na Wierzbowej, gdzie mieścił się antykwariat starszego Gutnajera, spotkał ten sam los; szczęśliwie ominął on kamienicę, w której znajdowało się mieszkanie Bernarda571. Wiadomo też, że zarówno Abe, jak i Klejman, zdołali na przełomie sierpnia i września przenieść przynajmniej część swoich zbiorów w bezpieczne miejsce, a potem ukryć je skutecznie przed Niemcami, podobnie jak zrobiła to wtedy grupa kolekcjonerów, wśród nich także żydowskich, którzy zdeponowali swoje zbiory w Muzeum Narodowym572.

      Bezspornie jednak wybuch wojny i jej błyskawiczny wynik był powszechnym zaskoczeniem. Bo przecież tak znani marszandzi jak Gutnajerowie, utrzymujący profesjonalne kontakty międzynarodowe i bywający za granicą, musieli wiedzieć, co się dzieje z majątkiem „niearyjskim” w Rzeszy i w Wiedniu po anszlusie; słowem, nie mogli mieć złudzeń, co groziłoby ich zbiorom w przypadku pokonania Polski przez hitlerowców. A mimo to nie ma śladów, aby starali się je wywieźć z kraju czy choćby z miasta, ubezpieczyć lub przynajmniej starannie ukryć ich dokumentację573.

      Rzeczywistość pierwszych okupacyjnych miesięcy, jeszcze przed zapowiedzią utworzenia getta, przekroczyła wobec ludności żydowskiej wszelkie żywione wcześniej przez kogokolwiek obawy. Oprócz obowiązku pracy przymusowej, piętnującego oznakowania i zakazu zmiany miejsca zamieszkania antyżydowskie rozporządzenia i zmasowane działania niemieckich władz cywilnych oraz formacji wojskowych i policyjnych nakierowane były na zagrabienie majątku Żydów, poczynając od mienia „opuszczonego” i należącego do ludzi zamożnych. Zakaz posiadania gotówki, blokada kont i depozytów bankowych, rozwiązanie albo zarząd komisaryczny żydowskich przedsiębiorstw, aż po rozporządzenie z 24 stycznia 1940 r. o obowiązku zgłoszenia przez Żydów całego posiadanego mienia, pozbawiały ich faktycznie prawa własności. 16 grudnia 1939 r. wyszło rozporządzenie generalnego gubernatora Hansa Franka o zajęciu dzieł sztuki w GG, które wraz z przepisami wykonawczymi stwarzało formalną podstawę do konfiskaty prywatnych zbiorów574. Ich właściciele mieli obowiązek rejestrowania swoich kolekcji, a nawet pojedynczych obiektów u wyznaczonych pełnomocników. „Wywołało to popłoch wśród zbieraczy, którzy decydowali się raczej na ukrycie dzieł sztuki niż rejestrację – wspominał Bohdan Marconi, główny konserwator warszawskiego Muzeum Narodowego. – Konfiskowano rzeczywiście przede wszystkim zbiory będące w posiadaniu osób niearyjskiego pochodzenia. Wiele obrazów ze znanych mi tego rodzaju kolekcji widziałem później w Zarządzie Distriktu, Abteilung Kultur, w pałacu Brühlowskim lub przechodziły one przez pracownię konserwatorską Muzeum ze zleceniem ich konserwacji”575.

      Ubocznym skutkiem tego rozporządzenia Franka był wzrost kradzieży „uprawianych tym razem «prywatnie» przez wszystkie organy wojskowe, policyjne i cywilne władz okupacyjnych. Urzędy i urzędnicy niemieccy poczęli masowo «konfiskować» dzieła sztuki i sprzedawać je na różnych rynkach antykwarskich”576.

      Należał do nich także odradzający się rynek warszawski, który w szczególności na obrazy polskich malarzy oferował najlepsze ceny. Te transakcje to jeden z trudnych, przemilczanych dylematów tutejszego handlu sztuką w latach okupacji.

      Stopniowo w 1940 r. zaczęły się otwierać w mieście salony i antykwariaty artystyczne; najlepsze – odwołując się do tradycji miejsca – na Mazowieckiej i w jej okolicach. Wśród nich było kilka przedwojennych, którym Izba Przemysłowo-Handlowa pozwoliła wznowić działalność po sprawdzeniu aryjskiego pochodzenia ich właścicieli: wspominany wcześniej Garliński na Mazowieckiej, Kulikowski na Marszałkowskiej, Kaniewski, Maj i Dom Sztuki na Nowym Świecie, Prus na Jasnej róg Świętokrzyskiej, Pałac Sztuki Smokalskich na rogu Trębackiej i Krakowskiego Przedmieścia, Sztuka i Okazja Tarkowskiego, przeniesiona z Hotelu Europejskiego na Marszałkowską. Ton jednak nadawały nowe firmy wypełniając nolens volens miejsce opustoszałe po ich niearyjskich poprzednikach. Te najbardziej znane i cenione prowadzili zubożali arystokraci i inteligencja. Były to na Mazowieckiej (przemianowanej na Blumenstrasse i wkrótce znów en vogue): pod nr. 2 Krynolina Zofii Chomentowskiej (z domu Druckiej-Lubeckiej), pod nr. 4 antykwariat sztuki użytkowej Jakuba Chomentowskiego, pod nr. 7 Salon Sztuki generałowej Zofii Leśniewskiej, pod nr. 12 antykwariat Stanisława hrabiego Mycielskiego, pod nr. 13 arystokratyczna Miniatura Zofii Potockiej i dwóch Tyszkiewiczów: Benedykta i Krzysztofa, oraz antykwariat Pod Arkadami architekta Stanisława Kolendy; tuż obok na Kredytowej pod nr. 9 Skarbiec Wandy Czernic-Żalińskiej577. Otworzyło się też sporo pośledniejszych firm handlujących antykami. Przykładowo: Arensa na Świętokrzyskiej, Greulicha na Krakowskim Przedmieściu, Bazar Sztuki na Wierzbowej, Rzeźnickiego na Chmielnej, Pękalskiego na Kruczej, Marywil na Ossolińskich, na Moniuszki dwa: Grzybowskiego i Kisielnickiego, w Al. Jerozolimskich też dwa: Radwana i Styl, na Marszałkowskiej trzy: Kamonta i Racięckiego, Martyny i Miączyńskiego oraz Rakowieckiego, a także salon wschodnich dywanów Ormianiana Danduriana na Jasnej578. Działali też prywatni pośrednicy antykwarscy, rekrutujący się spośród historyków sztuki, konserwatorów i malarzy, o których pisał Stefan Kozakiewicz, sam do nich należący, nie mówiąc o efemerydach, mnożących się głównie w okresie rynkowego boomu lat 1942 i 1943579.

      Bez wątpienia do niemałej grupy tych nowych kunsthendlerów można odnieść ocenę wystawioną wojennym bukinistom przez bibliofila Jana Michalskiego: „z nielicznymi wyjątkami nowi antykwariusze mało się znali na książkach, umieli tylko po bajecznie nieraz niskich cenach nabywać książki i drogo je sprzedawać”580. Skalę patologii tego rosnącego żywiołowo rynku sztuki (według opinii Andrzeja Ryszkiewicza, jego świadka i historyka) ograniczał rodzaj środowiskowej kontroli połączonej z fachowym doradztwem, oferowanym liczącym się salonom przez krąg muzealnych specjalistów skupionych wokół prof. Stanisława Lorentza, dyrektora Muzeum Narodowego (wówczas Stadtmuseum) i jednocześnie z ramienia władz cywilnych państwa podziemnego koordynatora polityki w obszarze sztuki i zabytków