być gorzej.
– Nawet nie wiesz jak – odparła półgębkiem. – Klient nasz pan, ale także nasz najgorszy oprawca. Przygotuj się na wieczną kanonadę pretensji. Zbyt długi termin oczekiwania na rozprawę? Twoja wina. Klient podpisał umowę, w myśl której traci dorobek całego życia? Twoja wina, bo przecież dał ci ją do przejrzenia – nieważne, że po fakcie. Nie miał ubezpieczonego domu? Twoja wina, mimo że uprzedzałeś o podmokłym terenie.
Oryński się skrzywił.
– Naprawdę musimy to przerabiać? – spytał.
– Tak. Z punktu widzenia klientów jesteś odpowiedzialny za wszystko, bo nikt inny ich nie wysłucha. A jak jeszcze cieszysz się jakąś renomą, będą oczekiwać, że zdziałasz dla nich prawdziwe cuda. Jeśli bronisz ich przed zarzutem o zabójstwo, a oni przed zapadnięciem wyroku sprzedadzą samochód po mocno zaniżonej cenie, bo w pierdlu im niepotrzebny, będzie to twoja wina. Mówię poważnie. Kiedyś klient obrzucił mnie błotem i mało nie pobił, bo rzekomo powinnam mu powiedzieć, że wygramy sprawę i nie pójdzie do więzienia.
– Niesamowite – odparł, zasłaniając usta dłonią.
– Myśl, co chcesz, ale taka jest prawda. Od momentu, kiedy wystawisz pierwszy rachunek, jesteś chłopcem do bicia. Jeśli nikt ci jeszcze tego nie powiedział, będą męczyć cię nieustannie o to, czy wygrasz tę sprawę, czy nie. Pod żadnym pozorem, nigdy, przenigdy nie możesz powiedzieć, że wygrasz. Nawet jeśli jesteś stuprocentowo pewny, że faktycznie tak będzie. Jasne?
– Mhm.
– Lekarz nie może powiedzieć ciężko choremu pacjentowi, że na pewno z tego wyjdzie, choćby intuicja i doświadczenie podpowiadały mu, że faktycznie tak będzie. Tak samo ty nigdy nie możesz złożyć podobnej obietnicy. Ci, którzy tak robią, zostają potem prokuratorami, bo w środowisku adwokackim nie mają czego szukać. No, chyba że otworzą jakąś małą kancelaryjkę na rubieżach znanego świata. A nie wiem jak ty, ale ja nie po to zapieprzałam tyle lat w pocie czoła, żeby zadowalać się byle czym.
Kiedy Joanna urwała, by nabrać powietrza, Oryński uznał, że powinien czym prędzej przerwać to kazanie.
– Langer też jest z tych? – zapytał.
– Nie, Langer to inna sprawa. Osobliwa. Zresztą sam zobaczysz.
– To znaczy? – chciał się dowiedzieć aplikant. Dostrzegł radiowóz stojący przed ślimakiem prowadzącym na most Grota, ale policjanci zajęci byli już jakimś innym nieszczęśnikiem.
– Znaczy, że ten klient najchętniej pożegnałby się z jakimkolwiek obrońcą.
– Więc czemu tego nie zrobi?
– Nie wiem – odparła, ignorując patrol drogówki. – Sprawia wrażenie, jakby nie chciało mu się kiwnąć palcem. Rachunki płaci stary Langer, więc to on musiałby formalnie rozwiązać łączący nas stosunek prawny, ale jestem pewna, że gdyby synulek się postarał, szybko by do tego doprowadził.
– Więc o co chodzi z tym gościem?
– Nie wiem. Zazwyczaj po pierwszej rozmowie potrafię ustalić, czego oczekuje klient i co zrobić, żeby po zakończeniu sprawy polecił naszą kancę kolegom po fachu. W tym przypadku jest jednak inaczej.
Nie brzmiało to najlepiej.
– Rozpracuję go – zapewniła. – Muszę tylko ustalić, czego chce.
– Jest winny?
– Z całą pewnością sprawia takie wrażenie.
– Więc niewinny.
– Ależ ty jesteś niebywale łebski, Zordon.
– I nie przyznaje się do niczego?
Chyłka westchnęła, a potem wyjaśniła, że Langer zasadniczo robi wszystko, by sprawiać wrażenie winnego zarzucanych mu czynów – z tym wyjątkiem, że do tej pory nie zająknął się słowem na temat samego zabójstwa.
Nie przyznał się do winy, i dlatego teraz siedział w areszcie wydobywczym. W dodatku, mimo usilnych prób Joanny, nie zanosiło się na to, by miał go szybko opuścić. Państwo naciskało na niego wszelkimi dostępnymi sposobami, starając się wymusić złożenie stosownego oświadczenia. Chyłka nie miała pojęcia, w jakim celu. Na miejscu prokuratora nie bawiłaby się w takie podchody, bo materiał dowodowy był solidny, a wyrok skazujący dość pewny. Kwestią otwartą pozostawał jedynie wymiar kary – i z pewnością byłby niższy, gdyby Langer się przyznał.
Kiedy skończyła, Kordian przez moment milczał.
– Nieźle mi się trafiło na sam początek – powiedział w końcu.
– Sam chciałeś jechać, prawda?
– Mhm – mruknął.
Wcześniej sądził, że to na tym polu sprawdzi się najlepiej. Miał już doświadczenie w pracy z klientami – cztery semestry w studenckiej poradni prawnej, kilka miesięcy praktyki w kilku mniejszych kancelariach. Teraz obawiał się jednak, że nic nie mogło przygotować go na to, co nadchodzi.
5
Posiwiały mężczyzna z równo przyciętą brodą odstawił sojowy deser, żałując, że przyjemność trwała tak krótko. Jakiś czas temu lekarz polecił mu pilnować poziomu cukru, więc przerzucił się na soję. Pierwsze eksperymenty wyszły zaskakująco dobrze, więc jego nawyki żywieniowe zmieniły się w okamgnieniu. On sam zaś dopiero po fakcie uświadomił sobie, że nawet w sojowych produktach bogato występuje biała śmierć. Desery były jego jedynym nałogiem i największą słabością – ale wiedzieli o tym tylko nieliczni.
Jednym z nich był łysy mężczyzna w garniturze, który teraz siedział po drugiej stronie biurka Siwowłosego.
– Dowiedziałeś się wszystkiego? – zapytał gospodarz, odsuwając puste opakowanie po deserze.
– Tak.
– Więc słucham.
Łysy odchrząknął, po czym wyprostował się na krześle i poprawił poły marynarki.
– Stary Langer wynajął kancelarię Żelazny & McVay do obrony syna.
– Spodziewałem się tego – odparł brodacz i utkwił wzrok gdzieś w oddali. – Ci ludzie, na czele z samymi właścicielami, zrobili dla niego znacznie więcej, niż mógłbyś przypuszczać. Kto prowadzi sprawę?
– Joanna Chyłka.
– Solo?
– Nie, dostała w przydziale aplikanta. Absolwent UW, średnia z toku studiów cztery dwadzieścia pięć. Przez dwa lata pracował w studenckiej poradni prawnej i otrzymywał stypendium, poza tym wyniki raczej nierówne. Oprócz tego brak specjalnych osiągnięć. Nie publikował w czasopismach, nie brał udziału w żadnych turniejach sądowych ani debatach. Wykładowcy ledwo go pamiętają. Nie powiedziałbym, żeby był żelaznym kandydatem do jakiejkolwiek szanującej się firmy. Raczej przeciętniak.
– Więc dlaczego go przyjęli?
– Nie udało mi się tego ustalić.
– Dowiedz się – odparł Siwowłosy, obracając się w kierunku okna.
Cenił sobie widok ze swojego gabinetu. Stanowił jeden z wielu plusów jego pracy, choć prócz blasków miała ona i cienie. Jak ta sprawa z młodym Langerem.
– Oczywiście – odparł łysol w garniturze, po czym znów odchrząknął. – Chyłka niedawno widziała się z klientem i wedle moich informacji było to zupełnie bezowocne spotkanie.
– Langer wciąż milczy?
– Oczywiście.
Zapadło