Aleksander Sowa

Koma


Скачать книгу

jest napisany w narracji pierwszoosobowej, to istnieje związek między autorem powieści a jej bohaterem. Że prowadzę z nimi grę. Co za prostactwo! Humbert Humbert w Lolicie też łapał motyle, a jakoś Nabokov nie poszedł siedzieć za związek z nimfetką.

      – Ale był o pedofilię oskarżany.

      – Literacko, owszem, ale nie w życiu. Bo nie było dowodów. Tak samo jak nie ma żadnych dowodów, że zabiłem Jankowskiego.

      – Biegli orzekli, że istnieje związek pana osobowości z charakterystyką postaci Dereka.

      – A czy to coś złego, że autor portretuje w swojej powieści część siebie? Dlaczego nie powołano biegłych, historyków literatury chociażby, którzy wypowiedzieliby się, w ilu utworach literackich pojawia się alter ego autorów.

      – Dlaczego więc?

      – Nikt tego nie zrobił, bo to nie pasowało do układanki. Łatwiej było uznać sądowi, że pisarz opisał zbrodnię, a policji, że sprawcą będzie właśnie ten pisarz, skoro nic nie wskazuje na kogoś innego. Mało twórców pisze o zbrodniach? Dlaczego nie idą za to siedzieć? Taka jest prawda o mojej książce w tej sprawie. Wsadzili mnie, bo tego chcieli, bo mieli w tym interes. A ja im pasowałem.

      12.

      – Z tego, co wiem, aresztowaliście Labę dwukrotnie?

      – Tak było – odpowiada policjant. – Pierwszy raz chwilę po tym, jak odkryliśmy, że sprzedał telefon ofiary. Dokładnie we wrześniu dwa tysiące piątego roku.

      – To prawda, że złożył doniesienie do prokuratury, kiedy go wypuściliście?

      – Owszem, ale prokurator nie dopatrzył się uchybień w naszej pracy. Niestety sąd odmówił tymczasowego aresztowania Laby.

      – Dlaczego?

      – Laba nie przyznał się do zamordowania Jankowskiego. Twierdził nawet, że nie zna tego człowieka.

      – Przecież ustaliliście, że miał telefon należący do ofiary zabójstwa?

      – Dla sądu to było za mało. Co najwyżej można go było oskarżyć o kradzież, ewentualnie paserstwo.

      – To rzeczywiście chyba za mało.

      – Nie do końca. Panie redaktorze, każdy morderca, który zabija z premedytacją, zostawia ślady. Musi je zostawić, choćby nie wiadomo jak je zacierał. Wiedziałem, że będziemy mieć więcej. Wkrótce okazało się, że mam rację.

      – To znaczy?

      – W trakcie przeszukania mieszkania jego rodziców znaleźliśmy długopis reklamowy z logo firmy Jankowskiego. Informatycy przeszukali komputer i znaleźliśmy informacje, że interesował się tym człowiekiem, a może nawet go znał.

      – Jakie to były informacje?

      – Fotografie tego człowieka. I jakieś zapiski, podobne do tego gówna z pierwszej książki.

      – Rozumiem. Może pisał następną?

      – Bardzo możliwe.

      – Czyli następna książka?

      – Nie wiem. – Policjant, zaciągnąwszy się dymem, chwilę mierzy wzrokiem chłopaka. – Ważniejsze, że świadczyło to o planowaniu mordu na Jankowskim i że kłamał na przesłuchaniach. Prawdopodobne było, że wyjaśnienia, skąd wziął telefon ofiary, mogą być nieprawdziwe. W końcu nikt ich nie potwierdził. Tym bardziej że ostatecznie Laba je zmienił. Nie mieliśmy tylko dotąd motywu, związku mordercy z osobą Jankowskiego. Po wywiadzie środowiskowym sąd wydał nakaz aresztowania.

      – Kiedy dokładnie?

      – W styczniu dwa tysiące szóstego. Szesnastego stycznia. Odetchnęliśmy z ulgą. Odtąd mogliśmy działać spokojniej. Zresztą od początku byłem pewny, że to on zabił tego człowieka.

      – Skąd taka pewność?

      – Jak tylko go namierzyliśmy, sprawdziłem, czy jest w kartotece. Okazało się, że owszem. Ukradł kiedyś figurkę św. Antoniego z kościele św. Bartłomieja.

      – Figurkę?

      – Tak. Poszedłem potem przespacerować się na Ostrów Tumski. Posiedziałem na ławce, wpatrując się w Odrę. Pomodliłem się też w kościele do św. Antoniego.

      – Jest patronem policji?

      – Widzę, że nie jest pan religijny. To niedobrze, wiara pomaga człowiekowi w życiu. Św. Antoni jest patronem ludzkich spraw. Głównie zagubionych rzeczy. Prosiłem go, aby dopomógł mi przyskrzynić Labę.

      – Interesujące.

      – Żartuję oczywiście. – Uśmiecha się glina, jakby trochę zawstydzony. – Ale faktycznie modliłem się i wymodliłem – dodaje szybko.

      Dziennikarz nie może oprzeć się wrażeniu, że glina powie-dział o jedno zdanie za dużo. Nerwowy śmiech Jagodnikowa wcale mu się nie podoba. Choć facet przy pierwszym spotkaniu zrobił wrażenie nieudacznika i co najwyżej dobrodusznego pantofla, to z każdym kolejnym zdaniem okazuje się, że ma w sobie więcej z gnidy, niż na początku sądził. Jego uśmiech wygląda jak przyklejony, a w niespokojnie rozbieganych oczkach nie ma ani krzty szczerości.

      – Jakie zarzuty postawiono Labie?

      – Artykuł sto czterdziesty ósmy, paragraf drugi.

      – Nie znam Kodeksu karnego, panie komisarzu. To zabójstwo?

      – Tak, ale ze szczególnym okrucieństwem – szybko dodaje z niemałą satysfakcją – i w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie. Do tego jeszcze w związku z wzięciem zakładnika.

      – Jakie widełki?

      – Wtedy było od dwudziestu pięciu lat do dożywocia.

      – Powiedział pan „w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie”?

      – Tak.

      – Chodzi o zazdrość?

      – Tak. To przez nią wpadł. Ona doprowadziła do drugiego przełomu.

      – To znaczy?

      – Nasz Hemingway w marcu dwa tysiące szóstego jednak się przyznał.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4AAQSkZJRgABAAAAAQABAAD//gBBSlBFRyBFbmNvZGVyIENvcHlyaWdodCAxOTk4LCBKYW1l cyBSLiBXZWVrcyBhbmQgQmlvRWxlY3Ryb01lY2gu/9sAhAACAQEBAQECAQEBAgICAgIEAwICAgIF BAQDBAYFBgYGBQYGBgcJCAYHCQcGBggLCAkKCgoKCgYICwwLCgwJCgoKAQICAgICAgUDAwUKBwYH CgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgr/wAARCALr Ag0DASIAAhEBAxEB/8QBogAAAQUBAQEBAQEAAAAAAAAAAAECAwQFBgcICQoLEAACAQMDAgQDBQUE BAAAAX0BAgMABBEF