Aleksander Sowa

Era Wodnika


Скачать книгу

to dziwnie – usłyszała nagle barmankę – ale muszę panią o coś zapytać.

      Wybałuszyła oczy na dziewczynę. Kelnerki zwykle przecież nie tak zaczynają.

      – Proszę pytać – odpadła zaskoczona.

      – Czy pani nazywa się Małgorzata Krawiec?

      – Tak.

      – Tak myślałam. Poznałam po głosie – zaczęła – bardzo lubię pani audycje. W domu to właśnie radia O’Key słucham.

      – Miło to słyszeć. Dziękuję.

      – Ale tu, w pracy, wie pani – mrugnęła porozumiewawczo – muszę robić to, co szefostwo każe. Radio jest zabronione. Ma być tylko muzyka.

      – No tak, każdy ma jakiegoś szefa – zażartowała. – Nawet papież.

      Kelnerka odpowiedziała szerokim uśmiechem.

      – Mam przesyłkę dla pani. Przyszła wczoraj – ciągnęła konfidencjonalnym tonem, choć były same w lokalu. – Był też list, w którym ktoś wyjaśniał, żeby przekazać przesyłkę pani.

      – A jak mnie pani rozpoznała?

      – Wiedziałam, że o tej porze ma przyjść kobieta odpowiadająca opisowi z listu.

      – Rozumiem. To dlatego tak się pani przyglądała?

      – Tak. Proszę wybaczyć niezręczność, ale chciałam się upewnić.

      – Rozumiem. A kto ją tu przyniósł?

      – Kurier.

      – A kto nadał?

      Kelnerka uniosła ze zdziwieniem brwi. Była pewna, że dziennikarka będzie wiedziała, kto nadał kopertę. Podejrzewała jakiegoś mężczyznę, z którym ma romans.

      – Nie oczekiwała pani na nią?

      – Nie – Gosia nie kryła zaskoczenia. – Jestem tu zupełnie przypadkiem.

      – W liście napisano, że pani tu przyjdzie, i nie spóźniła się pani.

      – Zatem nawet godzina się zgadzała?

      – Tak.

      – Dziwne.

      – Owszem – przytaknęła uprzejmie, po czym dodała: – Ale nie wiem, kto ją nadał.

      – A nie został list kurierski?

      – Nie. Wyrzuciliśmy wczorajsze śmieci. Kopertę i list.

      O pięćdziesięciozłotowym banknocie nie wspomniała.

      – Przyszła wczoraj?

      – Wczoraj wieczorem.

      – Pamięta pani godzinę?

      – Myślę, że około dziewiętnastej. Tak. Pamiętam dobrze, bo o dwudziestej pierwszej zamykamy. To był już koniec zmiany.

      – A kurier. Pamięta pani nazwę firmy?

      – Tak. Na kopercie było logo.

      Wymieniła firmę. Gosia podziękowała, zapłaciła, dając suty napiwek, i wyszła. Wiedziała, że dalsze oczekiwanie nie ma sensu.

      Informatorka zadzwoniła wczoraj po południu. Umówiły się na następny dzień. Miała więc jeszcze czas, aby kurier dostarczył przesyłkę. Śmieci wyrzucono wczoraj, a rano zostały wywiezione. Ślady zatem zostały zatarte. Zresztą nazwisko na kopercie prawdopodobnie i tak było fałszywe. Cała ta szopka ze spotkaniem była zaaranżowana. Gosia nie rozumiała po co.

      14.

      Wróciła do radia. Odsłoniła taśmy żaluzji w oknie i patrzyła na białą, grubą kopertę. Wtedy ktoś zapukał.

      – Proszę.

      – Antoni powiedział, że jesteś – naczelny zaczął w drzwiach. – Szybko się uwinęłaś. Masz coś?

      – Tylko mniej czasu.

      – Co chcesz przez to powiedzieć?

      – Nic. Chyba niepotrzebnie tam poszłam – odparła.

      – Wystawiła cię?

      – Chyba tak.

      – Jak to „chyba”?

      – Nie przyszła, ale zostawiła to – odparła i wskazała na kopertę.

      Naczelny przyjrzał się jej uważnie. Ustawił pod światło. Naciskając delikatnie palcami, starał się wymacać zawartość. Pod palcami wyczuwał płaski i twardy przedmiot.

      – Zostawiła dla ciebie?

      – Przysłała kelnerce.

      – O ona ci ją przekazała, tak?

      – Mniej więcej.

      – Czyli co? Polski Unabomber?

      – Niby czemu?

      – Nie wiem. Skąd mogę wiedzieć? To wiedzą tylko wariaci. Przyznaj jednak, że trochę to dziwne, co?

      Wzruszyła ramionami, popijając zbyt jeszcze gorącą kawę.

      – Dlaczego nie przesłała jej pocztą? – kontynuował.

      – Może nie ufa jakości jej usług?

      – Myślisz?

      – Myślę, że o to nie chodziło.

      – A o co?

      – Istotny był czas.

      – Mogła wysłać kurierem.

      – No i wysłała.

      – Aha. Ale czemu na adres kawiarni, a nie radia? – zastanawiał się głośno. – I po co to jakieś umawianie się?

      – Myślisz, że to bomba albo wąglik, albo coś w tym rodzaju?

      – Myślę, że nie – odparł bez namysłu, po czym spojrzał na nią.

      Przyłożył kopertę nad parę z czajnika. Papier oddzielił się od kleju.

      – I co teraz? – zapytał wyczekująco.

      – Zaraz zobaczymy. Otwieraj.

      Zajrzał do środka.

      – Nie zgadniesz.

      – Co?

      – To! – rzekł, wyjmując opakowanie z płytą CD.

      Natychmiast zdecydowali, że sprawdzą ją. Włączyła magnetofon i popijając kawę zaczęli słuchać.

      Zakładam białą sukienkę i czuję, jak boli. Byliśmy dwoje, a teraz drapię drzwi w oczekiwaniu na coś, co nie nastąpi. Zostawiłeś mnie samą. W twoich oczach błyszczy kolor uśmiechu. Mnie dopada echo słów. Widzę je w potoku pocałunków, w rzece ust.

      Siedzę sama owinięta w mrok. Czuję przenikający, kusząco słodki zapach, który paraliżował zmysły, doprowadzał do szybszego bicia serca i zwilgotnienia dłoni. W pamięci mam gorące noce i zimne pożegnania. One gryzą boleśniej niż rozwścieczony pies.

      Dziś, w przededniu pogrzebu naszej miłości, nie wiem nic. Nie rozumiem nic. Wpadłam w pułapkę niczym egzotyczny motyl, trzepocąc skrzydłami, trawię własne „ja”. Szarpię się na pajęczynie konwenansów i przyzwyczajeń utkanych z obietnic i złudzeń, że będę umiała, potrafiła, trwała. Choć wiem przecież, że nie umiem, nie potrafię i nie wytrwam. Bo ciebie już nie ma.

      Jesteś lżejszy od fotografii, z której wycinam cię łzami. Nie umiałam cię ocalić. Ochronić czegoś najbliższego i tak potwornie z każdym dniem mi tego brak. Usiłuję uciec,