Agnieszka Lingas-Łoniewska

Klub niewiernych


Скачать книгу

nieszczególnie gotuje – mruknęła Beata, szykując się do wyjścia. Jego siostra była kulinarną mistrzynią, musiał to przyznać, ale nie miała prawa krytykować Justyny.

      – Ma swoje dania, które mi smakują. – Piotr poczuł się w obowiązku bronić honoru Justyny.

      – Yhym, KFC na przykład.

      – Beata, daj spokój. Proszę…

      – Żartuję przecież. – Siostra wzruszyła ramionami.

      Gdy dotarli do mieszkania, Piotr czym prędzej pożegnał się z matką i siostrą, i ruszył do przychodni. Obiecał, że po pracy nie będzie nigdzie chodził, tylko przyjedzie prosto do domu, na obiad.

      – Pyszny, zdrowy, polski obiad – nie omieszkała dodać Beata.

      Gdy dotarł do pracy, zadzwoniła Justyna.

      – I co, przywiozłeś już swoje panie? – Nie sposób było nie słyszeć w jej głosie sarkazmu.

      – Ale naprawdę musisz?

      – A jak ty to sobie wyobrażasz?

      – Nie wiem, o co ci chodzi.

      – Zostały w naszym domu. Pewnie sobie przetrząsną wszystkie kąty.

      – Wiesz co? Jesteś trochę niesprawiedliwa. I wredna. W końcu matka…

      – Tak, tak, wiem. Pomogła kupić to mieszkanie. Dlatego uważa, że ma prawo do wścibiania nosa we wszystko.

      – Wcale nie… – westchnął. Naprawdę był zmęczony i nie miał ochoty się wykłócać.

      – Dobra, muszę kończyć. Będę bardzo późno –zapowiedziała.

      – Okej. – Wyłączył się bez pożegnania.

      Wcześniej, gdy jechał z matką i siostrą do siebie, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to będą cholernie trudne dwa dni. Żałował, że nie ma żadnego wyjazdu, delegacji, nadgodzin. Czegokolwiek. Z drugiej strony nie mógłby przecież zostawić Justyny samej. A w sumie ona na pewno wróci mocno po dziewiętnastej, zje coś na szybko i pójdzie do sypialni. Te wszystkie myśli przegalopowały przez jego głowę, podczas gdy matka komentowała drogę, korki, poczynania innych kierowców, bałagan w samochodzie, pogniecioną koszulę – „no przecież to wstyd, żeby mężczyzna, który ma żonę, chodził w czymś takim” – i oczywiście sposób prowadzenia przez niego samochodu.

      – Mamo, przecież ty nawet nie masz prawa jazdy! – Nie wytrzymał, gdy już podjeżdżał pod dom.

      – I co z tego? Twój ojciec był wyśmienitym kierowcą, więc wiem, co to jest dobra jazda.

      – Dobrze, dobrze – wymamrotał ugodowo. – Już jesteśmy.

      Wkrótce potem usłyszał pełne krytyki uwagi matki, która pełnym niezadowolenia tonem wyrażała swoje zdanie dotyczące bałaganu w ich mieszkaniu.

      Po pracy, jak na złość, ani Paweł, ani Andrzej nie chcieli iść z nim na piwo, chociaż zaoferował, że postawi kilka kolejek. Stwierdził, że nie będzie sam włóczył się po mieście, poza tym jednak siostra pewnie napracowała się przy gotowaniu, a pomimo że go bardzo czasami irytowała, wiedział, że go kocha, a on tę miłość odwzajemniał. Czasem było mu jej bardzo żal i domyślał się, że jej złośliwa i pełna pretensji do świata poza to duża zasługa matki.

      Gdy dotarł do domu, już na korytarzu dobiegł go zapach pieczonego mięsa i dopiero wówczas poczuł, jak bardzo zgłodniał.

      – No jesteś, w samą porę – przywitała go siostra i pobiegła do kuchni. – Zrobiłam kaczkę z jabłkiem, do tego pieczone ziemniaczki i sałatka.

      – Super! – odkrzyknął z łazienki, gdzie mył ręce, a potem przebrał się w domowe ciuchy.

      Zjedli w spokoju. Matka pytała o pracę, Beata ze skromną, ale zadowoloną miną przyjmowała komplementy dotyczące jej kulinarnych umiejętności, bo obiad był naprawdę wyśmienity i Piotr zorientował się, że dawno nie jadł tak pysznego domowego posiłku. Justyna nie przywiązywała wagi do gotowania, nie miała ochoty, nie lubiła, twierdziła, że szkoda jej czasu na sterczenie w kuchni, skoro jest tyle niedrogich knajp i barów na mieście. Gdy skończyli jeść, Piotr zorientował się, że nic nie zostało dla żony.

      – Nie zostawiliśmy porcji dla Justyny – zauważył głośno.

      – Twoja żona zapewne zje gdzieś w restauracji. – Matka już zbierała talerze. – Albo ze znajomymi

      – Jak zawsze – dodała Beata.

      – No pewnie tak – odburknął, nie mając siły i ochoty na konfrontację.

      Poszedł do salonu, włączył telewizor i usiadł w fotelu. Siostra zajęła miejsce na kanapie gapiąc się w jakiś turecki serial, który ubóstwiała.

      – Oglądasz to? – spytała brata.

      – Nie. Raczej nie oglądam seriali, nie mam czasu.

      – Ja mam kilka ulubionych. Ale ten jest najciekawszy.

      Patrzył, jak z uwagą śledzi losy jakiegoś tureckiego władcy, którego wszyscy się boją.

      – To fajnie – odparł bez zainteresowania.

      Gdy matka skończyła sprzątać w kuchni, weszła do salonu i usiadła w drugim fotelu. Popatrzyła przez chwilę na ekran, a potem utkwiła wzrok w synu.

      – Piotrusiu, zmieniłam wam kapę w sypialni, to zielone paskudztwo zabiorę do prania, bo trzeba porządnie wyprać, a nie…

      – Mamo! – Piotr przerwał matce, kręcąc z niezadowoleniem głową. – Czy ktoś cię o to prosił?

      – Nie, ale chyba mogę pomóc mojemu synowi.

      – A w czym niby mi pomagasz, wchodząc do mojej sypialni i zmieniając jej wystrój? Akurat zielony to ulubiony kolor Justyny i specjalnie urządziliśmy w tym kolorze pokój, w którym śpimy. My – dodał.

      – Och, daj spokój. Nie musisz być taki niewdzięczny i opryskliwy jak twoja żona. Ja w ogóle bym tu przyjechała na kilka dni, okna trzeba pomyć, za telewizorem taka warstwa kurzu… – Rozszerzyła palce na pięć centymetrów. – Że nie wspomnę o łazience. Przecież kafelki też się szoruje, a mówiłam, aby nie kłaść ich aż po sufit.

      – Mamo! – Beata spojrzała na rodzicielkę z wyrzutem, ponieważ skutecznie zagłuszała serial.

      – Już, już. – Pani Urszula ściszyła głos. – A poza tym uważam, że taka praca do późna, nie wiadomo z kim, jest co najmniej podejrzana.

      – Jezu, mamo – jęknął Piotr, bo akurat ostatnie, na co miał ochotę, to rozmowa na temat wierności małżeńskiej.

      – A potem obudzisz się z ręką w nocniku. Gdybyście mieli dziecko…

      – Ale nie mamy!

      – No właśnie, to też jest dziwne. Ona chyba powinna się zbadać.

      – Może nie chcemy… – odpowiedział opryskliwie.

      – A pamiętasz swoją pierwszą dziewczynę? Basię? Ona ma dwóch pięknych synów. Gdybyś wtedy z nią nie zerwał, bo ta Justyna…

      – Mamo, TA Justyna jest moją żoną, nie zapominaj o tym.

      – Nawet gdybym chciała, to nie mogę – parsknęła pogardliwie matka. – Chciałabym doczekać się wreszcie wnuków, ale na to nie liczę. Zawsze chciałam, abyś miał dobry, porządny dom. Nie wiem, dlaczego godzisz się na takie coś. Zawsze wszystko miałeś podane na czas, wyprasowane, obiad świeży, gorący, ciasta w sobotę – perorowała kobieta i kręciła z niesmakiem głową. – Myślałam,