Agnieszka Lingas-Łoniewska

Klub niewiernych


Скачать книгу

a raczej gdy ona skończyła, wylogowałem się z zaszyfrowanych połączeń, z których korzystałem, aby nikt nie mógł mnie namierzyć, wyłączyłem laptopa i położyłem się na łóżku. I dopiero tam… Gdy przywołałem jej twarz, JEJ twarz w mojej głowie, byłem w stanie osiągnąć spełnienie. Potem wtuliłem głowę w poduszkę i zasnąłem, mając nadzieję, że nie będzie mi się śnił ten sen, co zawsze.

      Ten pierdolony sen…

      Piotr wyszedł z budynku placówki medycznej, w której miał dyżury dwa razy w tygodniu – we wtorki i czwartki.

      Spieszył się, bo dzisiaj po pracy miał podjechać jeszcze do ZUS-u, żeby wyjaśnić jakieś wątpliwości dotyczące składek. Ale kiedy dochodził do samochodu, usłyszał za sobą kroki, a potem znajomy głos.

      – Piotrek, poczekaj!

      Odwrócił się pełen złych przeczuć. Nie mógł się mylić – za nim stała Dominika.

      – Co tu robisz? – spytał oschle.

      – Szłam do lekarza. Zobaczyłam, jak wybiegasz. Prawie minęliśmy się w drzwiach…

      – Dominika, innym razem. Spieszę się… – oznajmił zniecierpliwionym tonem.

      – Ostatnio nigdy nie masz dla mnie czasu. Nie odbierasz telefonu, nie odpowiadasz na SMS-y, maile, unikasz mnie na czacie – powiedziała z wyrzutem.

      – Może próbuję ci coś w ten sposób powiedzieć – odburknął.

      – Ale ja nie wiem, co mam myśleć… Piotr, proszę cię tylko, żebyśmy spokojnie porozmawiali.

      – Innym razem.

      – Odtrącasz mnie! – wyrzuciła z siebie.

      – A ty mnie osaczasz. Na tym polega problem – odpowiedział poirytowanym tonem. A potem rozejrzał się i stwierdziwszy, że nikt go nie słyszy, dodał: – Mam żonę, swoje życie. Potrafisz to zrozumieć?

      – Wykorzystałeś mnie! Od początku tylko o to ci chodziło!

      – Boże, nie wrzeszcz tak. Ja cię wykorzystałem? – prychnął. – Oboje zgodziliśmy się na pewien układ. Problem w tym, że tobie to nie wystarczy.

      – Po prostu zależy mi na tobie – odpowiedziała histerycznie, a jej oczy szybko wypełniły się łzami. – A ty mnie za to karzesz…

      Machnął ręką. Wsiadł szybko do samochodu, przekręcił kluczyk w stacyjce i ruszył. Widział, że Dominika stoi bezradnie i obserwuje, jak odjeżdża.

      Płakała.

      Cholerna idiotka, pomyślał ze złością.

      Włączył radio, żeby zagłuszyć myśli, ale sieczka, która z niego dobiegała, tylko zwiększyła jego irytację.

      Był roztrzęsiony. O mało nie wjechał w tył wypasionego mercedesa, który zatrzymał się przed przejściem dla pieszych, żeby przepuścić kobietę z wózkiem. Zabrakło sekundy i centymetrów.

      – Kurwa! – zaklął pod nosem.

      I teraz jeszcze rozmowa w ZUS-ie z urzędniczkami, która na pewno nie będzie ani łatwa, ani przepełniona wzajemną życzliwością…

      Pomyślał, że może powinien jednak zmienić plany, tym bardziej, że pozostała niecała godzina urzędowania, ale on nie lubił poczucia niezałatwionych spraw, zwłaszcza kiedy założył sobie, że coś w danym dniu zrobi.

      Kiedy wreszcie znalazł się na miejscu i zaparkował samochód, usłyszał dźwięk przychodzącego SMS-a. Miał go zignorować, żeby nie rozpraszać uwagi, ale z ciekawości spojrzał na telefon.

      Dominika. Z drugiego numeru – tego, którego jeszcze nie zablokował.

      Przepraszam. Poniosło mnie. Wróćmy do starego układu. Tylko seks. D.

      – Ja pierdolę! – zaklął odruchowo, gorsząc jakąś nobliwą kobietę, która przechodziła obok.

      Co ona sobie myśli? Takie nieostrożne, lekkomyślne postępowanie! Co, gdyby zapomniał tę wiadomość skasować, a potem Justyna buszowałaby w skrzynce odbiorczej jego telefonu, podejrzewając go o coś? Wpadłby przez taką głupotę…

      Poza tym nie wierzył Dominice. Jeszcze chwilę temu histeryzowała, a teraz nagle nabrała do wszystkiego dystansu. To nie trzymało się kupy, a było jedynie sprytną zagrywką wynikającą z desperacji.

      Jednego był pewien. Miał już Dominiki serdecznie dość i nie chciał o niej więcej słyszeć. Mógł mieć tylko nadzieję, że znudzi się jej to napraszanie się albo że pogodzi się z prawdą i jej przykrymi dla siebie konsekwencjami, po czym ostatecznie da mu spokój. A może w końcu znajdzie sobie inny obiekt westchnień, który skutecznie odciągnie jej uwagę od niego?

      Zastanawiał się jednak, czy może nie powinien z nią na spokojnie porozmawiać? Spróbować jej wytłumaczyć?

      Ale szybko doszedł do przekonania, że niczego by w ten sposób nie wskórał, a jeszcze mógłby pogorszyć sytuację. Mniejsza o kolejną dramatyczną scenę, którą by mu zgotowała, żeby podkreślić swoje przywiązanie. Może odebrałaby to jako ustępstwo, dochodząc do przekonania, że presja z jej strony jest w stanie przynieść wymierne skutki, że kropla drąży skałę.

      Postanowił zablokować i ten numer. I tak będzie blokował kolejne próby kontaktu, unikał jej, a jeśli jeszcze kiedyś ją zobaczy – użyje w końcu ostrzejszych słów, które pozbawią ją resztek szkodliwych złudzeń.

      ***

      Wizyta w ZUS-ie poprawiła mu nieco humor, bo wbrew obawom urzędniczka okazała się miła i pomocna, a problem okazał się mniej skomplikowany, niż zakładał.

      Justyna czekała na niego z obiadem. Na talerzach pojawiło się spaghetti carbonara, a kieliszki wypełniło czerwone wino.

      – Może pojechalibyśmy na koncert Coldplaya? – rzuciła nagle pomysł.

      Spojrzał na nią nieco rozczulony. Przypomniało mu się, jak na ślubie tańczyli wtuleni w siebie do Fix You.

      Kiedyś nawet lubił Coldplaya, ale ostatnie albumy tej formacji pozbawiły go skutecznie resztek zainteresowania. Wiedział jednak, że jego żona wciąż była wpatrzona w Chrisa Martina jak w najświętszy obrazek. Widziała ich na żywo raz, kiedy przyjechali do Polski na Open’er Festival, i od tego czasu obiecała sobie, że musi powtórzyć to niezwykłe przeżycie.

      – Przyjeżdżają do Polski? – spytał.

      – Myślałam o koncercie w Londynie.

      – Londyn?

      – Znalazłam tanie bilety. Taki parodniowy wypadzik, łącznie z weekendem. Nie byliśmy tam… chyba od trzech lat.

      – To prawda – przyznał po namyśle.

      – Pamiętasz, jak było fajnie? Ile rzeczy zobaczyliśmy, a ilu nie zobaczyliśmy, obiecując sobie szybko wrócić? – przypomniała.

      Rany, co ją napadło? – myślał, przypatrując się jej z zaciekawieniem.

      Ale w duchu musiał przyznać, że cały ten pomysł z wyjazdem jest niegłupi i dobrze by im taka krótka eskapada zrobiła.

      Uświadomił sobie, że nie odpowiedział, a ona wpatruje się w niego wyczekująco, z uniesionym w połowie drogi do ust widelcem, wokół którego owinięte było spaghetti.

      – Co myślisz? – spytała w końcu zniecierpliwiona.

      – Myślę, że w twojej główce rodzą się czasem fantastyczne pomysły – odrzekł, uśmiechając się do niej czule.