się o ministerialny stołek.
Gdyby miał więcej czasu do namysłu, być może podjąłby inną decyzję. W tamtej chwili jednak ta wydała się najwłaściwsza. Jednocześnie stawiał na swoim, zachowywał stabilność władzy w kraju i tworzył szansę na odkrycie, dlaczego Bianczi zginął.
Podczas gdy Gocki kontynuował swoje przemówienie i mówił o tym, że w obecnej sytuacji nie powinno się wymieniać Teresy, ta wbijała nieruchomy wzrok w Patryka. Hauer odniósł wrażenie, że przestała mrugać.
– Jesteś tego pewny? – spytała.
Nie upewniała się, czy nie postradał zmysłów. Nie wygarniała mu, że ją wymanewrował. Nie robiła mu nawet wyrzutów o to, że postępował bez konsultacji z kimkolwiek. Chciała jedynie wiedzieć, czy na pewno jest gotów przekreślić swoje plany. Cała Swoboda.
– Wiesz, że w moim scenariuszu… – zaczęła.
– Byłoby po mnie. Politycznie.
– Niekoniecznie – zaoponowała z przekonaniem. – Po dwóch kadencjach w pałacu mógłbyś ubiegać się o jakąś funkcję unijną, może nawet o stanowisko w ONZ. Jesteś jeszcze młody, Patryk, zdążyłbyś wrócić potem do kraju i…
– To zbyt długa i zbyt niepewna perspektywa.
– Więc zamiast niej rezygnujesz z fotela premiera?
– Nie rezygnuję – odparł z uśmiechem. – Nie obiecywałem nikomu, że to deklaracja na lata. Po wyborach mogę zostać ministrem, ale to nie przekreśla premierostwa w przyszłości, prawda?
Teresa skinęła głową, dopiero teraz rozumiejąc, że jej uwaga o młodości miała zastosowanie także do tego scenariusza. Hauer mógł zostać ministrem, później premierem, a ostatecznie prezydentem. I w ten sposób spędzić aktywnie w polityce nie kilka, ale kilkadziesiąt lat. Wciąż przy władzy, wciąż mając realny, a nie iluzoryczny wpływ na kraj.
Swoboda spojrzała w kierunku mównicy. Olaf właśnie kończył, a brak buczenia, uderzania o blaty i rzucania obelg z ław sejmowych świadczył o tym, że jego słowa znalazły szerokie poparcie.
– W porządku – odezwała się. – Wygląda na to, że nie mamy innego wyjścia.
– Ano nie.
– I w takim razie potrzebujemy kandydata na premiera.
Patryk pokiwał głową.
– Najpierw wygrajmy wybory – zauważył. – Potem będziemy zastanawiać się, kto powinien…
Urwał, dostrzegając nagłe zamieszanie, jakie zapanowało w rzędzie przed nimi. Kilkunastu posłów zebrało się wokół jednego, który trzymał tablet. Gocki przerwał swoje przemówienie, a kiedy Patryk spojrzał na galerię, zobaczył, że Milena gorączkowo rozmawia przez telefon.
– Coś jest nie tak – powiedział.
Teresa rozejrzała się nerwowo. Zanim zdążyła odpowiedzieć, podbiegł do niej jeden z młodszych posłów Unii Republikańskiej. Trzęsącymi się dłońmi podał jej tablet.
– Co się dzieje? – spytał Hauer.
Swoboda wbiła spojrzenie w ekran, a potem wstrzymała oddech.
– Pani premier?
Podniosła wzrok.
– NSI informuje, że… że ktoś właśnie przejął władzę w kraju – odparła niepewnym, obcym głosem, który zdawał się należeć do kogoś innego.
Podała mu tablet, a on spojrzał na kadr sprzed Pałacu Prezydenckiego, który dobrze znał. Na tle budynku stała osoba, która właśnie ogłosiła objęcie obowiązków głowy państwa.
Rozdział 8
Krótka wiadomość, którą Kitlińska znalazła w podrzuconym telefonie, była potwierdzeniem, że zamach miał drugie dno. Nadal nie miała pojęcia, kto mógł zostawić komórkę w autobusie, ale jedno było oczywiste – musiała być to osoba ze ścisłych kręgów władzy.
Anita jeszcze raz przejrzała treść. Na początku znajdowała się sygnatura tajnej notatki, o której wspominał Bianczi. W-29/17. Kitlińska zakodowała ją sobie w pamięci, przypuszczając, że jeszcze nieraz się jej przyda.
Pod nią Anita mogła przeczytać kilka szczegółów. Ten, kto podrzucił komórkę, twierdził, że premier Chronowski nie jest zamieszany w całą sprawę. A co więcej, nie miał pojęcia o tym, że w istocie organizowany był zamach.
Kitlińska spodziewała się właściwie wszystkiego, tylko nie takiej deklaracji. Cała wiedza, jaką posiadała na temat szefa rządu, kazała jej sądzić, że to on za wszystkim stoi. Najwyraźniej jednak było inaczej i tym razem obarczanie winą Chronowskiego było nieuzasadnione.
Dalej autor wiadomości informował, że ktoś w MSW doskonale wiedział, do czego miało dojść pod sejmem. Nie podawał szczegółów, ale twierdził, że był to wysoko postawiony urzędnik. I to właśnie on miał być autorem notatki.
Nie było to przełomowe, ale wiele wyjaśniało.
Jeśli donosiciel, sygnalista, demaskator, zwał jak zwał, się nie mylił, to właśnie w MSW Kitlińska musiała szukać odpowiedzi. W dodatku otrzymała jasną informację, by nie tracić czasu na najbardziej oczywistego podejrzanego, Adama Chronowskiego.
Ale czy ktoś w ministerstwie naprawdę mógł pomagać zamachowcowi? A jeśli tak, to co konkretnie było w notatce?
Pytania w głowie Anity mnożyły się do momentu, aż jej rozmyślania przerwał dźwięk telefonu. Zobaczywszy, że dzwoni sam szef Biura Ochrony Rządu, Kitlińska nie zwlekała ani chwili z odebraniem.
– Tak, panie pułkowniku? – rzuciła.
Moment, w którym przełożony się kontaktował, był niepokojący i Anicie przeszło przez myśl, że BOR także może być zamieszane w całą sprawę. Szybko jednak odsunęła od siebie tę myśl. Cokolwiek twierdził Bianczi, służby mające chronić polityków nie działały na ich szkodę. Równie dobrze można by oskarżać lekarzy o umyślne odbieranie życia pacjentom.
– Gdzie jesteś? – spytał szef.
– W domu.
Uznała, że na dobrą sprawę nie mija się z prawdą. Przesiadywała w Route 18 równie często jak w mieszkaniu, a zresztą przełożony nie musiał znać szczegółów.
– W takim razie zbieraj się i zapierdalaj do Pałacu Prezydenckiego.
Było to ostatnie, co Kitlińska spodziewała się usłyszeć.
– Ale…
– Coś jest niejasne, chorąży?
– Nie, panie pułkowniku, tylko nie rozumiem, dlaczego akurat…
– Nie jesteś od rozumienia czegokolwiek. Zakładaj żakiecik, spinaj pośladki i zasuwaj na Krakowskie Przedmieście. Jesteś tam w tej chwili potrzebna.
– Tak jest.
Dowódca wydał kilka krótkich, zdecydowanych komend, których nie zrozumiała. Dopiero po chwili Anita uświadomiła sobie, że wokół szefa musi kręcić się teraz całkiem sporo osób.
– Co się dzieje, panie pułkowniku?
– Nie wiesz?
– Nie.
– To włącz sobie radio po drodze. A teraz do roboty.
– Tak jest – powtórzyła.
Zanim zdążyła zastanowić się, co przełożony może mieć na myśli, ten już się rozłączył. Kitlińska spojrzała na niedojedzonego