K.N. Haner

Na szczycie. Nieczysta gra


Скачать книгу

mnie ponownie, a ja zaczęłam głaskać delikatnie jego brzuch i sunąć dłonią coraz niżej, aż do penisa.

      Sed zamruczał niecierpliwie i wypchnął biodra. Był aż taki napalony? Ten facet nigdy nie przestawał mnie zadziwiać, a fakt, że to ja działałam na niego w taki sposób, sprawiał, że czułam się dowartościowana i bardziej atrakcyjna. Chwyciłam członek w dłoń i ścisnęłam mocniej. Był jak zawsze twardy i gotowy. To także mi schlebiało i nie ukrywałam tego, jak bardzo podobało mi się jego ciało. Czy kiedykolwiek wcześniej przeszło mi przez myśl, że mój facet będzie uosobieniem kobiecych fantazji? Połączeniem gwiazdy rocka, niegrzecznego chłopca i zadziornego słodkiego drania? Nie, ale wtedy już wiedziałam, że nie zamienię go na żadnego innego. Nigdy.

      – Uwielbiam twoje dłonie, maleńka… – wymruczał z zamkniętymi oczami.

      Jego penis drgał niecierpliwie, a ja ścisnęłam go mocniej i zanurkowałam pod kołdrę. Gdy oblizałam główkę, Sedrick praktycznie krzyknął, na co zareagowałam szerokim uśmiechem. Objęłam go ustami i wessałam do środka, także seksownie przy tym mrucząc. Boże! Uwielbiam smak swojego faceta, może nie przepadałam za połykaniem, ale byłam pewna, że i do tego się z czasem przekonam. Zaczęłam go ssać, lizać i pieścić główkę, a dłonią nadal masowałam go na całej długości. Był taki gruby i twardy. Cały mój, moja cipka pulsowała, domagając się, by nią też ktoś się zajął. Sed oczywiście długo nie czekał. Chwycił mnie tak, że klęczałam nad nim, nadal robiąc mu dobrze ustami, a on miał doskonały dostęp do mojej cipki. Wessał się w nią zachłannie i mocno, aż krzyknęłam, przerywając na chwilę jego pieszczotę. Orgazm przyszedł bardzo szybko, bo Sed był królem minety. Doprowadził mnie do obłędu dosłownie w kilku liźnięciach, a ja starałam się skupić na tym, by nadal go pieścić. Oboje się jednak zapomnieliśmy i byliśmy trochę zbyt głośno.

      – Ja wszystko rozumiem, ale możecie być odrobinę ciszej, gdy w domu jest pełno dzieci… – usłyszeliśmy nagle głos Briana.

      O kurwa! Zrobiłam się czerwona i zeszłam z Seda, wtulając się w niego. Brian się roześmiał, a Sed, jak gdyby nigdy nic, chciał wstać i się przywitać.

      – Nie odkrywaj nas! – pisnęłam, bo przecież byliśmy oboje nago. Nie no, oni w ogóle nie mieli wstydu. Okej, przy chłopakach mogłam znosić, że Sed chodził z fujarą na wierzchu, ale chyba nie miał zamiaru tak paradować na oczach brata?

      – Oj, mała, daj spokój! – Wyszedł spod kołdry i chwycił bokserki z podłogi. Na szczęście mnie nie odkrył.

      Wyjrzałam spod pościeli i zażenowana przywitałam się z Brianem machnięciem ręki.

      – Kiedy przylecieliście? – Sed wpadł w ramiona brata i wyściskał go serdecznie.

      – Jakąś godzinę temu, ale bagaż nam zaginął i musieliśmy czekać na lotnisku.

      – Jesteś sam?

      – Nie, z dzieciakami, Jill została, bo źle się czuje.

      – Szkoda, że jej nie będzie. – Włożyłam koszulkę oraz majtki i także wstałam.

      – Chciała lecieć, ale lekarz jej zabronił. My też jesteśmy tylko do niedzieli i wracamy, nie chcę, by Jill była sama.

      – Nie no, jasne. Dobrze, że chociaż wy jesteście!

      Brian objął mnie i pocałował w policzek na przywitanie.

      – No dobra, a teraz żegnaj się z narzeczoną i spadamy. Limuzyna już czeka – powiedział i uśmiechnął się psotnie.

      O nie! Już się bałam, co oni wymyślili.

      – Jaka limuzyna?! – zapytaliśmy z Sedem w tym samym momencie.

      – Jedziemy już do posiadłości, a dziewczyny przyjadą dopiero na ślub. Chodź, bracie! – Brian ponaglił Seda, który wcale nie chciał wychodzić. Głównie dlatego, że jeszcze nie skończyliśmy naszych porannych, ostatnich przed ślubem igraszek.

      – Idź, Sed. Zobaczymy się za kilka godzin… – Wspięłam się na palce i chciałam go pocałować. Złapał mnie w pasie, przeszedł do łóżka i rzucił mnie na nie. Pisnęłam i roześmiałam się. Sed był taki gwałtowny, a z drugiej strony delikatny i czuły.

      – Brian, daj nam pięć minut! – Pokazał palce jednej dłoni i już ściągał mi majtki. Co ja się miałam przejmować? Chyba nakryli nas już wszyscy, którzy tylko mogli, a mnie nie powinno już to krępować.

      – Ani chwili dłużej! Za pięć minut wracam! – Brian wyszedł, śmiejąc się w głos, i zamknął drzwi.

      – Mam nadzieję, że spodoba ci się moja suknia… – wtrąciłam, zanim Sed ponownie ściągnął mi koszulkę.

      – Oj, na pewno, maleńka, a teraz wybacz, ale zamknij się i daj mi się szybko przelecieć… – Wyszczerzył się złośliwie i tylko lekko zsunął swoje bokserki. Jego oczy i dołeczki w policzkach sprawiały, że każdej kobiecie miękły nogi. Jak miałam mu się oprzeć? Już sekundę później wsunął się we mnie jednym pchnięciem i na moment zastygł.

      – Och, Sed… – Objęłam go mocno i pocałowałam. Gdy nasze usta się zetknęły, on zaczął się poruszać. To faktycznie był szybki numerek. Kiedy skończył, zaśmiałam się, że ma chyba jakiś timer w tyłku, bo dosłownie po chwili znowu przyszedł Brian.

      ***

      Gdy już wszystkie chromosomy Y opuściły dom, nastała błoga cisza. Do momentu, aż obudziły się dzieciaki. Julia od razu zaczęła strzelać fochy, Charlotte marudziła w foteliku, Selena, Ethan i Betty byli grzeczni do chwili, w której Ryu zaczął rzucać we wszystko i wszystkich płatkami miodowymi z mlekiem. Nie miałam ani siły, ani ochoty na taką walkę, ale na szczęście z odsieczą przyszła Alice i rozgoniła towarzystwo. Ja zajęłam się Charlotte, Lilly wzięła Ryu, a reszta dzieciaków jakoś zajęła się sobą pod moim okiem. Zaskoczyło mnie, jak Julka potrafiła zaaranżować fajne zabawy. Chyba pasowała jej taka rola, gdy mogła wszystkim rządzić. Miała to zapewne po tatusiu. Na samo wspomnienie tego psychola przeszedł mnie dreszcz. Nadal nie pamiętałam, co działo się przed porwaniem. W głowie miałam jedynie obrazy, pojedyncze sceny, głównie te, jak mnie bił. Wypierałam te myśli za każdym razem, gdy wracały. Przez ostatnie dwa tygodnie, gdy nie było przy mnie Seda, często miewałam te sny. Z jednej strony chciałam przypomnieć sobie wszystko, a z drugiej tak mi było dobrze i nie chciałam niczego komplikować.

      Na szczęście wkrótce przyjechały: Jess, Sandra i ta koleżanka, która miała nas malować i czesać, wraz z asystentką. Salon zamienił się w salon piękności. Na pierwszy ogień poszłam oczywiście ja. Maseczki, manicure, pedicure, masaż całego ciała, przy którym prawie usnęłam. Było mi tak przyjemnie, że całkowicie się zrelaksowałam i przestałam stresować. Doskonale wiedziałam, jak chcę wyglądać przed ołtarzem, i przekazałam tę wizję naszej fryzjerce. Podzielała moje zdanie i powiedziała, że fryzura będzie pasowała do sukienki. Usiadłam więc w fotelu i poddałam się dalszym zabiegom. Z makijażem lekko zaszalałam, bo dałam się namówić na naprawdę wyraziste oczy. Już wtedy wiedziałam, że Sedrickowi się to spodoba. Nie mogłam się doczekać, gdy w końcu zobaczę go przed ołtarzem, w gronie rodziny i przyjaciół. Najbliższych nam osób, które były dla nas najważniejsze. Całe to szykowanie okazało się nie tak straszne, jak się spodziewałam. Gabriela i Sophia trochę marudziły, bo chciały wyglądać zdecydowanie doroślej, jednak Alice nie pozwoliła im na zbytnią ekstrawagancję. Sama ubrała się skromnie, ale jest tak piękną kobietą, że wyglądała cudownie. Wiedziała, że mój ojciec oszaleje na jej widok. Zresztą on i tak za nią szalał. Miło było patrzeć na szczęśliwe małżeństwo. Moja matka nie potwierdziła przybycia na ślub i choć było mi z tego powodu przykro, to z drugiej strony wolałam uniknąć ich spotkania. Na pewno byłoby